Witajcie! Oto spóźniona świąteczna miniaturka! Rozdział pojawi się prawdopodobnie do końca przerwy świątecznej, ale nic nie obiecuje. Zapraszam do głosowania w ankiecie, która znajduje się na pasku po lewej. Miłej lektury!
Justin Bieber - Mistletoe
Święty Mikołaju! Mam do Ciebie pytanie... Czemu ja zawsze dostaję takie lipne prezenty??? Otrzymałem ostatnim razem Nimbusa 2001, a chciałem Błyskawicę! Dlaczego? Co ja Ci zrobiłem, że mnie tak okrutnie każesz? Kto to w ogóle widział, żeby jakiś stary dziad właził do domów przez komin? Dziwie się, że ludzie nie boją się, że coś im rąbniesz... Jako najwyższej rangi arystokrata żądam natychmiast wyjaśnień! Z poważaniem Dracon Lucjusz Malfoy
Był wieczór wigilijny. Cała rodzina Malfoy'ów siedziała przy stole, kiedy nagle Severia Malfoy wykrzyknęła:
-Draco! Chodź zobaczyć czy prezenty są już pod choinką! Prooooszę...
-Dobrze, dobrze...-westchnął ze zrezygnowaniem starszy brat dziewczynki i uśmiechnął się do niej lekko.
Sevia chwyciła go za rękę i pociągnęła do salonu. Draco poszedł za nią, prawie się nie zabijając po drodze o stolik, stojący w przedpokoju.
-Kto to tu stawia?!-zaczął się denerwować i już chciał kopnąć drewniany przedmiot, ale nie zdążył, bo siostra pociągnęła go mocno i już po chwili znaleźli się w docelowym pomieszczeniu. Severka podbiegła szybko do przepięknie wystrojonej choinki, pod którą piętrzyły się prezenty. Rzuciła się w ich stronę i wyciągnęła wielką, różową paczkę. Po przeczytaniu doczepionej do niej karteczki wstała i podeszła do siedzącego nieopodal na fotelu brata.
-To dla ciebie, Draco.-powiedziała, podając mu pakunek.
Blondyn spojrzał na nią ze zdziwieniem, a potem przeniósł podejrzliwy wzrok na prezent, leżący na jego kolanach. Wziął w palce małą karteczkę i powoli odwrócił ją na stronę, gdzie znajdowało się pochyłe pismo.
To, że różowa nie znaczy (chyba), że dla pedała, Draconie.
Chłopak wykrzywił swoją twarz w grymasie obrzydzenia, połączonego z nienawiścią, ale mimo to powoli zabrał się za otwieranie pudełka. Po uporaniu się z różnego rodzaju wstążeczkami, kokardkami i trzema warstwami tego obrzydliwie różowego papieru Draco mógł w końcu rozpakować samo pudełko. Powoli otworzył je i ostrożnie zajrzał do środka. Zmarszczył w niezrozumieniu brwi, bo we wnętrzu opakowania znalazł bardzo zamiast prezentu znajdowało się pełno kolorowych skrawków bibułek. Wziął do ręki kilka z nich i po chwili strzepnął je z obrzydzeniem na dywan. zaczął dziko kopać w pozostałych, które zostały w pudełku. Po kilku sekundach wyciągnął z niego... puszyste bambosze. Trzymał je w ręce na wysokości swoich oczu i przypatrywał się latającym oczkom fioletowych zwierzątek.
-Co... Co to jest?!-wykrzyknął z irytacją i niezrozumieniem.
Po tych słowach w jego głowie rozbrzmiał cichutki, drżący od śmiechu szept, z którego obecności Draco na pewno nie był zadowolony: "To twój prezent... Wesołych Świąt..."
-Dzięki Mikuś...-warknął ironicznie pod nosem Malfoy.
Witajcie!
Dzisiaj mija dokładnie rok od stworzenia tego bloga!
Ja osobiście nie wierze, że już tyle czasu pisze to opowiadanie.
Dziękuję wszystkim czytelnikom! Tym komentującym i tym tylko czytającym. Motywujecie mnie do dalszej pracy, dziękuję.
Największe podziękowania kieruję do Charlotte Petrova. Dziękuję za komentarze pod praktycznie każdym rozdziałem! Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca.
Oczywiście moją wenę bardzo wspomaga niezastąpiona Aries XD razem z Martą Sz. Obydwie zawsze macie wspaniałe pomysły!
Jeśli chodzi o rozdział to ukaże się on prawdopodobnie 19-20 grudnia. Mam nadzieję, że będzie pod nim o wiele więcej wyświetleń i komentarzy niż pod ostatnim. Rozdział będzie zatytułowany: "Gdzie jest moje ciało?!", więc chyba każdy już się domyśla co się w nim wydarzy.
Zachęcam do czytania i komentowania rozdziałów. To nie dla ilości tylko dla weny. No i przy okazji wiem, że ktoś to wszystko jeszcze czyta.
Dzisiaj wieczorem koło 22:00 powinna pojawić się mikołajkowa miniaturka.
Jeśli chodzi o kontynuację miniaturki, której pierwszą część wstawiłam we wrześniu to kolejne fragmenty pojawią się w święta, bo wtedy będę miała czas na pisanie.
Witaaajcie... Tak wiem, że całkowicie nawaliłam... Nie zdziwiłabym się gdyby większość osób tu nie zaglądała już. A tym, którzy są wytrwali i zostali z całego serca dziękuję. Teraz postaram się wstawiać rozdziały co miesiąc. Przepraszam, ale częściej nie dam rady.
Ten rozdział dedykuję Emilii W, Aries XD i Charlotte Petrova.
Chciałabym byście komentowali ten rozdział (następne oczywiście też). Chciałabym zobaczyć ile was zostało tutaj jeszcze. Za każdy komentarz z góry dziękuję. To nie dla ilości tylko dla motywacji, bo to naprawdę dużo daje jeśli widzę, że ktoś czyta moje wypociny. W kolejnym rozdziale będzie duuuuużo działo.
Zapraszam do czytania tego wyczekanego rozdziału!
Piosenki przy których go pisałam:
Ed Sheeran-Grade 8
Christina Perri-A Thousand Years
Herm zwróciła wzrok w stronę uczniów i zauważyła, że oni nie patrzą na nich, tylko na scenę, a konkretnie na stół DJ'a. Dopiero teraz usłyszała dochodzące zza niego jęki bólu, ciężkie sapanie i krótkie, urywane warknięcia.
Od razu zaczęła przepychać się przez tłum gapiów, by dotrzeć do celu. Domyślała się, że te niepokojące odgłosy wydaje przystojny DJ i chciała jak najszybciej zobaczyć co mu jest. Może ktoś przez przypadek (albo i nie) strzelił w niego zaklęciem? Nie, to niemożliwe... Tylko ona i Malfoy mają zwyczaj obrzucania się na środku korytarza różnego rodzaju klątwami. Nikt inny tak nie robi.
Trochę dziwne mogło wydawać się to, że widziała tego chłopaka raz w życiu, a już tak bardzo się o niego boi. Nawet nie znała jego imienia! Nie wiedziała co ją pchało do tego, by zobaczyć co mu jest, pomóc mu, ale w zasadzie powód takiego zachowania nie obchodził jej. Teraz liczyło się tylko to, czy młodzieniec jest cały i zdrowy.
W miarę jak się zbliżała warczenie przybierało na sile, a ona coraz bardziej się martwiła. Kiedy była kilka metrów od celu zza stołu wyłoniła się wychudzona łapa, która przejechała po blacie długimi pazurami, zostawiając na nim głębokie rysy. Dźwięk, który przy tym był wydawany był gorszy niż pisk kredy przyciskanej do tablicy i wrzask tysiąca kruków razem wziętych. Chwilę później oczom uczniów i zszokowanej Hermiony ukazał się w całej postaci przerażając, wściekły wilkołak o tym samym kolorze teczówek co DJ. Miał on rzadkie włosy na ciele, szarawą skórę i wystający z wychudzenia kręgosłup. Herm stanęła jak wryta, wytrzeszczając oczy na odrażającą kreaturę, która nabrała powietrza w płuca i zawyła przeszywająco. "No tak, dzisiaj jest pełnia..."-pomyślała z przekąsem i gwałtownie wybudziła się z szoku. Potrząsnęła głową, szybko odwróciła się do osłupiałych uczniów i wrzasnęła z całych sił:
-Na co czekacie?! Uciekajcie!!!
W jednej chwili na sali zapanował totalny zamęt, bo wszyscy na raz rzucili się do drzwi. Słychać było wszędzie paniczne krzyki i piski oraz wszechobecny, głośny tupot stóp. Miona również rzuciła się do wyjścia, ale odwróciła jeszcze na chwilę głowę w stronę wilkołaka, który ponownie zawył i zaczął powoli wychodzić zza konsoli, obserwując bacznie tłum. Wyglądał jakby szukał potencjalnej ofiary i irytowało go to zamieszanie. Kątem oka zauważyła Draco i Severią, biegnących kilka metrów od niej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że pewnej chwili Sevia potknęła się o przewrócony stolik i upadła na podłogę, a Smok myśląc, że ona jest za nim popędził dalej, nieświadomie ją zostawiając. Stwór od razu to zauważył i rzucił się w jej stronę z groźnym wyrazem pyska, z którego kapała na podłogę ślina. Herm nie wiele myśląc zawróciła i podbiegła do Severki, która leżąc na plecach wpatrywała się z przerażeniem w bestię, która najwyraźniej chciała ją rozszarpać. Miona wiedziała, że zwierze czy co tam było jest o wiele szybsze od niej i może nie zdążyć na czas. Wytężyła wszystkie siły i przyspieszyła. Przez głowę przemknęła jej zupełnie nieproszona w tej chwili myśl, że nigdy nie biegła aż tak szybko, ale czym prędzej ją odgoniła i skupiła się na Sevii, którą sekundy dzieliły od pewnej śmierci.
Hermiona dotarła do niej w tym samym momencie co potwór i kiedy on chciał zatopić w blondynce kły Gryfonka zdjęła jedną ze swoich szpilek, które miała na stopach i przywaliła mu nią z całej siły w pysk. Jednak potwór zdążył machnąć łapą, uzbrojoną w ostre i długie jak sztylety pazury, rozcinając skórę na odsłoniętej łydce Severii. Maloy'ówna wrzasnęła rozdzierająco z bólu, a po jej policzkach pociekły łzy. Hermiona spojrzała na nią z paniką w oczach. Wilkołak rozszarpał jej nogę prawie do kości i teraz z rany lała się obficie krew, barwiąc posadzkę wokół na czerwono.
Sekundę potem Miona kątem oka zauważyła błysk platynowej czupryny po swojej lewej stronie. Okazało się, że to przybiegł Draco, który widocznie zorientował się, że nie ma przy nim Sevii. W tym samym czasie stwór otrząsnął się po uderzeniu i zwrócił w stronę Hermiony z żądzą mordu w oczach. "Tego nie przewidziałam..."-pomyślała, stojąc sparaliżowana przed bestią, która najwidoczniej była bardzo rozjuszona. Z pyska na podłogę kapała jej ślina, a kły błyszczały złowrogo.
-Granger, wiej!!!-krzyknął Smok, biegnąc z Severką na rękach do wyjścia.
Hermiona była jednak w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek zrobić. Sterczała nieruchomo jak kołek przed śliniącym się potworem i czuła się, jakby nogi wrosły jej w ziemię. Nawet jakby chciała się ruszyć, to by nie mogła, a wilkołak coraz bardziej się do niej zbliżał.
-Granger!!!
Nie słyszała panicznych wrzasków. Przed oczami ciągle miała obraz pazurów rozrywających nogę Sevii, a w uszach jej przeszywający krzyk. Brzmiał on jakby obdzierano ją żywcem ze skóry. To był najgorszy dźwięk jaki w życiu słyszała, a w jej głowie na dodatek wydawał się dziesięć razy głośniejszy i donośniejszy. Prawie, że czuła jak wyimaginowane przez jej mózg fale dźwiękowe przeszywają ją na wylot, dziurawiąc jak poduszeczkę na szpilki.
Jak w transie patrzyła, jak stwór unosi do góry łapę, by ją uderzyć. Obserwując to nie czuła nic. Nie była nawet do końca świadoma tego, że zaraz prawdopodobnie zginie. Była jak taka krucha woskowa figura. Widziała, że zaraz coś ją rozbije na tysiące kawałków, ale nie była w stanie nic na to poradzić, ani jakkolwiek się obronić.
Nagle poczuła jak ktoś ją łapie za rękę i pociąga na podłogę, jak się okazało w ostatniej chwili, bo szpony wilkołaka minęły jej twarz o centymetry. Z chwilą uderzenia ciałem o twardą, zimną posadzkę oprzytomniała. Spojrzała ze zdezorientowaniem w oczach na swojego wybawcę, którym okazał się Harry.
-Uciekaj!!!-wrzasnął Gryfon, a ona od razu zerwała się na równe nogi i rzuciła do drzwi.
Bieg skutecznie utrudniał jej tylko jeden but na obcasie, ale w końcu dotarła do celu i z westchnieniem ulgi oparła się o ścianę korytarza. Harry stanął obok niej chwilę później, również głośno oddychając, bo zanim zaczął uciekać wepchnął jeszcze wilkołakowi but Hermiony do pyska. W chwili, gdy oboje przekroczyli próg, drzwi zostały błyskawicznie zamknięte i zabezpieczone zaklęciami przez Blaise'a i Pansy.
Pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie Hermiony to: "Gdzie jest Severia?"
-Co z Sevią?!-krzyknęła z paniką w oczach.
-Spokojnie, spokojnie...-powiedział uspokajająco Zabini, łapiąc ją delikatnie za ramiona i zmuszając, by na niego spojrzała.-Draco zabrał ją od razu do Skrzydła Szpitalnego.
Po tych słowach Mionę nagle ogarnęła przygnębiająca beznadziejność. Wszystko stało się szare i bezwartościowe, a ona wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Diabeł wytrzeszczył na nią oczy, nie wiedząc co się dzieje, o co chodzi i jak się w tej chwili zachować. Harry widząc, że jego czarnoskóry kolega jest bezradny odsunął go na bok i pochylił się do zalanej słonymi łzami Herm.
-Co się stało?-zapytało cicho, delikatnie unosząc jej podbródek.
-Ja...-wyjąkała z trudem, przełykając ślinę-... nie wiem.
Niby miała tą świadomość dlaczego się rozpłakała, ale nie umiała tego ubrać w słowa. Na pewno miało to jakiś związek z traumatycznymi wydarzeniami, które przeżyła przed chwilą.
Nie zdążyła dokładnie się nad tym zastanowić, bo chwile później przed oczami pojawiły jej się czarne plamy, a sekundę potem jej ciało osunęła się w ramiona Harrego.
***
Uchyliła lekko powieki, zastanawiając się gdzie się znajduje i co się stało. Co się działo po tym jak urwał jej się film? Po krótkiej chwili obraz nabrał ostrości i mogła całkowicie otworzyć oczy. Pierwsze do czego doszła to to, że leży na niezbyt miękkim łóżku pod cienką kołdrą. "Aha, czyli przynieśli mnie do Skrzydła Szpitalnego..."-pomyślała i zaczęła się rozglądać, powoli poruszając na boki głową. Nie mogła wykonywać nią gwałtownych ruchów, bo bardzo ją bolała. Była noc, więc dużo nie było widać, ale zauważyła, że na posłaniu obok leży pod okryciem jakaś drobna postać, a koło niej na krześle siedzi jakiś człowiek. Osobnik ten wyglądał na zrezygnowanego i nieszczęśliwego. Był zgarbiony, twarz chował w dłoniach, a jego barki trzęsły się, jakby szlochał.
Powolutku podniosła się do pozycji siedzącej i ponownie przyjrzała się dwóm tajemniczym postaciom.
W pewnej chwili zza chmur za oknem wyłonił się okrągły księżyc w pełni i rzucił przez szybę smugę światła na głowę siedzącego przy łóżku człowieka. W ciemności zabłysły nieułożone, platynowe włosy, a on już wiedziała do kogo należą.
-Malfoy?-zapytała cicho, by go nie przestraszyć.
Blondyn podniósł na nią wzrok, wciągnął gwałtownie powietrze i zaczął szybko ocierać spływające mu po policzkach łzy. Wyglądał na zawstydzonego, że zastała go w takim stanie i nieudolnie próbował to ukryć. Jednak Herm ciągle widziała jego pogniecione ubranie (nawet nie zdjął tego różowego garnituru), wory pod oczami, zmęczony wyraz twarzy i poplątane kosmyki, opadające mu na czoło.
-Granger?-zapytał ze zdziwieniem.-Obudziłaś się już? Poczekaj chwilkę! Zaraz zawiadomię panią Pomfrey! Nie ruszaj się nigdzie! Już idę! Tylko siedź tu ciągle i nigdzie nie uciekaj!-zaczął wyrzucając z siebie zdania z szybkością karabinu maszynowego,
-Malfoy...-zaczęła, ale nie mogła dokończyć, bo Draco dalej nawijał jak najęty, nie zwracając na nią uwagi i nie dając jej dojść do słowa.
W sumie to jej pewnie nawet nie słyszał, bo był zajęty swoimi chaotycznymi myślami i słowami, które jednym ciągiem wychodziły z jego ust.
-Malfoy!-krzyknęła, zirytowana jego bezsensownym zachowaniem.
Blondyn od razu zamilkł i spojrzał na nią pytająco.
-Co?-zapytał, patrząc na nią wielkim i oczami.
Miona wypuściła z ulgą powietrze z ust, ciesząc się, że Ślizgon już nie gada.
-Nie histeryzuj, tylko idź spokojnie powiadom panią Pomfrey, że się obudziłam, dobrze?-mówiła powoli i wyraźnie, by to wszystko do niego dotarło.
Jednak zanim Smok wykonał jakikolwiek ruch do sali wkroczyła pielęgniarka i warknęła:
-Co to za krzyki o tej porze?! Jest czwarta rano! Ciemno jeszcze, a wy już się kłócicie!-po tych słowach przeniosła wzrok na Hermioną, która siedziała na łóżku i jej twarz natychmiastowo złagodniała.-Och panno Granger! Obudziła się panienka?-Miona przytaknęła lekko głową, a kobieta kontynuowała.-Proszę w takim razie położyć się i spróbować zasnąć. Nic panience nie jest, tylko panienka stracił przytomność, więc żadne eliksiry, ani inne pomoce nie będą potrzebne.-podeszła do niej i pomogła jej ułożyć się wygodnie na poduszce, po czym odwróciła się w stronę blondyna.
-Niech pan zostanie, panie Malfoy... Nie podoba mi się to, że się pan tutaj wkradł w środku nocy, no ale niech już panu będzie. Skoro tak bardzo martwi się pan o siostrę to mogę zrobić jeden wyjątek, ale jej na razie nic nie pomoże.-powiedziała dobrodusznie i wróciła wolno do swojego biura.
Herm chciała jeszcze zapytać co z Severią, ale poczuła jak bardzo ciążą jej powieki. Westchnęła cichutko i zamknęła oczy, odpływając w ramiona Morfeusza.
***
Pansy, Harry i Blaise już od dwóch godzin siedzieli w łazience Jęczącej Marty i czekali, aż podejrzana substancja, znajdująca się w kociołku pomiędzy nimi zmieni kolor na błękitny.
-No ile można?!-wyjęczał Zabini, unosząc ręce ku niebu, a raczej ku sufitowi w geście załamania.-Nie możemy tego zostawić w cholerę i sobie pójść?!
-Blaise, nie możemy tego tu tak po prostu postawić i sobie gdzieś poleźć, bo ta płaczliwa sierota co tu mieszka jeszcze to rozwali!-zganiła go Pansy i od razu tego pożałowała...
-Ja, sierota?!-wszyscy odwrócili się w stronę krążącej nad toaletami Jęczącej Marty.
-No i masz... westchnął Harry, chowając ze zrezygnowaniem twarz w dłoniach.
Duch szybko podleciał do nich i zbliżył swoją półprzezroczystą twarz do Pansy. Marta wyciągnęła w jej stronę swój chudy i krzywy palec, który przeniknął jej nos i załkała ze złością:
-To, że jestem martwa i w zasadzie nic nie czuję, to nie znaczy, że można mnie obrażać kiedy się zechce!
Po tych słowach prychnęła z pogardą na czarnowłosą, odwróciła się i z pluskiem wskoczyła do najbliższej toalety. Slizgonka tylko wywróciła oczami i zwróciła głowę z powrotem w stronę chłopaków, którzy nawet tego nie zauważyli, bo wpatrywali się z przerażeniem w kociołek. Parkinson również spojrzała w tamtą stronę i aż otworzyła usta ze zdziwienia. W naczyniu pieniła się i kipiała błękitna ciecz, która wyglądała, jakby lada chwila miała wypełznąć z niego na podłogę, przeżerając kafelki.
-Harry! Szybko!!!-krzyknęła, budząc Wybrańca z transu, podczas którego wpatrywał się tępo w kroplę wyżerającą małą dziurę w podłodze,
Od razu chwycił stojący obok niego słoik ze srebrzystym proszkiem w środku i wsypał całą jego zawartość do kociołka.
-Ty idioto!!!-wydarła się Parkinson, kiedy zobaczyła co takiego Złote Dziecko zrobiło.-Za dużo tego dałeś!!!
Teraz dopiero Harry zorientował się co właściwie zrobił. Wytrzeszczył oczy i rozejrzał się dookoła, jakby poszukując pomocy u przybrudzonych ścian łazienki, po czym złapał się za głowę w geście załamania i skulił się, by uniknąć przeszywającego wzroku wściekłej Ślizgonki.
-Ale przynajmniej już nie kipi...-wymamrotał tak cichutko, że Pansy ledwo go usłyszała.
Siedzący obok Blaise tylko przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy, ale po chwili gwałtownie poderwał głowę do góry i spojrzał na swoich towarzyszy z zadziornym błyskiem w oku i szerokim uśmiechem na ustach.
Czarnowłosa i Potter popatrzyli na niego jak na kogoś, kto natychmiastowo potrzebuje całego sztabu magomedyków na oddziale zamkniętym w Mungu, a on tylko wyszczerzył się do nich jeszcze bardziej. Jednak, kiedy jego oczy po kilkunastu sekundach nie zauważały żadnych zmian w wyrazach twarzy przyjaciół uśmiech zaczął schodzić mu powoli z ust, a zastąpiło go niezrozumienie.
-W na serio nie ogarniacie o co chodzi?-zapytał, rozczarowany ich zastraszająco niskim poziome logicznego myślenia.
Gryfon i Ślizgonika spojrzeli porozumiewawczo po sobie, utwierdzając się w tym, że Blaise naprawdę potrzebuje pobytu w psychiatryku.
-Nie...-powiedziała wolno Pansy, patrząc z lekkim niepokojem na Zabiniego, który tylko załamał ręce i westchnął.
-Czy naprawdę tak trudno jest dojść do tego samemu?-zapytał ze zrezygnowaniem.
-No ale...-zaczął Harry, ale Ślizgon mu przerwał.
-To było pytanie retoryczne, Potter... No przecież im dłużej będą zamienieni ciałami tym więcej śmiechu dla nas będzie! Przecież to co nasz "wybawca" dosypał to był składnik przedłużający działanie, no nie?
Jak to powiedział na wszystkich spłynęło oświecenie i rozległy się pomruki typu: "Aaa...", "No chyba, że tak...", "O to chodziło...".
-No to...-zaczęło niepewnie Złote Dziecko.-Ile ten eliksir będzie teraz działać?
Pansy pochyliła się nad kociołkiem, marszcząc z obrzydzeniem nosek, bo wydobywający się z niego smród był nie do zniesienia. Ku jej lekkiemu zdziwieniu jego zawartość nie miała już ładnej, jasnobłękitnej barwy, tylko kolor ciemnego prawie, że czarnego fioletu.
-Tydzień.-odpowiedziała.-Im ciemniejsza barwa, tym dłuższy czas działania.
-Yhm...-mruknął Wybraniec.-Tylko co oni na to powiedzą? Raczej nie będą jakoś bardzo zadowoleni...
-Przecież im tego nie powiemy!-zaśmiał się Ślizgon.-Ja chcę jeszcze trochę pożyć! Zresztą i tak się kiedyś dowiedzą. Mogę się założyć, że w środku nocy przylecą do nas z wyrzutami.
-Obyś nie miał racji, bo jak Draco do mnie przyleci o północy to mu przywalę poduszką i wywalę poza teren Hogwartu.-mruknęła Pansy.-No ale okej. To przelewamy to świństwo do buteleczek?-zapytała z ożywieniem, bo coraz bardziej podobał jej się ten pomysł.-Salazarze jak ja im współczuję, że będą musieli to pić...
-A gdzie są fiolki?-zapytał Harry i zaczął się rozglądać dookoła.
Blaise zerknął na niego z niepokojem czy na pewno dobrze się czuje, bo szukane przedmioty leżały tuż przed Wybrańcem.
-Potter, one leżą przed tobą...-powiedział po chwili ciszy.
-A no tak... Dzięki Zabini!
Parkinson szybko zabrała mu z ręki szklane naczynia, napełniła je za pomocą małej chochelki śmierdzącą cieczą i podała zniesmaczonemu Blaise'owi, patrząc na niego wzrokiem mówiącym: "Jak to upuścisz to cię zabiję", po czym wstała i jednym machnięciem różdżki usunęła wszystkie ślady ich obecności w tym miejscu.
-Jak myślicie, gdzie oni teraz mogą być?-zapytała, patrząc to na Diabła, to na Harrego.
-Hermiona pewnie jest w dormitorium i czyta książkę, a Smok ostatnio ciągle siedzi nad jeziorem. Niedługo mu dupa do ziemi przymarznie...
-Ciągle na tym mrozie siedzi?-zapytała zatroskana Pansy.-Od trzech dni opuszcza lekcje, a jak już na jakąś przyjdzie to tylko leży na ławce jak jakieś zwłoki...
-Ale na peeeewno się rozbudzi jak będzie miał zamiast swojego ciało Mionki...-Zabini poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się jak rasowy zboczeniec, a Pansy uniosła lekko kąciki ust do góry.
Z optymistycznymi myślami w głowach i oczekiwaniami na dużo śmiechu przez ten tydzień wyszli z łazienki, rozglądając się czy nie ma w pobliżu Filcha lub tego jego zapchlonego kociska.
Slizgonka ostrożnie wyjrzała zza rogu, kiedy nagle rozległ się donośny huk, który poniósł się echem po pustym korytarzu. Błyskawicznie odwróciła głowę i ujrzała Zabiniego, który rozglądał się w panice na boki. Przed chwilą ciężkie drzwi wyślizgnęły mu się i zamknęły z głośnym trzaskiem, a teraz szukał dookoła jakiegoś pomysłu, który pozwoliłby mu przeżyć wybuch gniewu Pansy. Szybko podjął decyzję i zrobił coś, co jego zdaniem było w tej sytuacji najrozsądniejsze;
-Wiejemy!!!
Jestem teraz w nowej szkole, w nowej klasie i zdążyłam już się do wszystkiego przyzwyczaić.
Teraz dopiero będę miała w miarę czas by napisać rozdział. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i czeka na nową notkę. Wrócę jeszcze we wrześniu, prawdopodobnie pod koniec. A na razie zapraszam do przeczytania pierwszej części miniaturki.
Witajcie! Dzisiaj trochę krócej, bo nie miałam zbyt czasu, ponieważ zaczęłam właśnie naukę w gimnazjum i co chwila mam zadawane jakieś prace pisemne. Mam nadzieję, ze ta miniaturka się wam spodoba. Piszcie w komentarzach co o niej myślicie. Rozdział pojawi się 12-13 lub 19-20. Teraz nowe notki będą się pojawiać średnio co miesiąc. A teraz zapraszam do czytania!
Lucjusz Malfoy siedział w wielkim, ciemnozielonym fotelu w mrocznym salonie Malfoy Manor. W jednej ręce trzymał szklankę Ognistej Whisky, a w drugiej zapalonego papierosa, którym co jakiś czas z przyjemnością się zaciągał. W sumie jak tak się tak teraz zastanawiał, to doszedł do wniosku, że cieszy się, że wojna się skończyła, Voldemort nie żyje, a wszyscy Śmierciożercy nie zwalają mu się co chwila do domu. Teraz panował tu niczym niezmącony spokój, cisza i zero zasad... Chociaż nie. Byłoby tak, gdyby nie jego kochana Narcyza, która właśnie wmaszerowała do pokoju z gniewnym wyrazem twarzy. Ciekawe o co tym razem jej chodziło?
-Ile razy ci mówiłam, żebyś nie palił tego świństwa w domu!-wrzasnęła, wskazując na tlącego się papierosa w jego dłoni.
Oczy Malfoy'a seniora rozszerzyły się ze strachu. Jak on mógł znowu tak wpaść? Czy ona ma jakiś radar w głowie, że zawsze wyczuje jak on pali? To nie fair!
-Ależ Cyziu...-zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
-Pamiętasz, jak się umawialiśmy?-zapytała, unosząc jedną brew.-Jeśli jeszcze raz przyłapię cię na paleniu w środku posiadłości, to ja wybieram Dracusiowi żonę!-dokończyła tryumfalnie.
"Chyba zołzę..."-pomyślał Lucjusz, szczerząc chytrze zęby i kiwając na nią palcem.
-Ale jeśli nie zrobisz tego w ciągu siedmiu dni to to prawo przechodzi z powrotem na mnie.
-Ty się już o to nie martw kochanie.-syknęła.-Ja już znalazłam kandydatkę.
-A mogę chociaż wiedzieć kim ona jest?-spytał zrezygnowanym głosem wiedząc, że już nic w tej kwestii nie wskóra, bo Narcyza jak nic wygrała.
-Jest to czarownica...
-To to i ja wiem...-wymamrotał blondyn, a żona zgromiła go spojrzeniem.
-To mugolaczka.-powiedziała po krótkiej ciszy.
-Co?!-krzyknął, zrywając się z fotela.
-No przecież mówiłeś, że powinniśmy teraz pokazać ministerstwu, że jesteśmy tolerancyjni.
-Ale nie w taki sposób!!!-pieklił się Lucek.
-A to już nie moja wina, że wyrażasz się niedokładnie.-prychnęła i wyszła z pokoju zostawiając załamanego Lucjusza samego.
Mężczyzna schował twarz w dłoniach, a jego barki zatrzęsły się od śmiechu. Tak, od śmiechu! "Ale Draco będzie miał przechlapane..."-pomyślał z rozbawieniem.
Chwilę po tym usłyszał trzaśnięcie drzwi wejściowych i okrzyki radości w wykonaniu jego żony, typu: "Och, kochanie! Jak dobrze, że przyjechałeś misiaczku! Mój ty mały Smoczusiu!" oraz głośne jęki niezadowolenia najprawdopodobniej jego jedynego syna.
-Ojciec jest w salonie i ma ci coś ważnego do powiedzenia.-usłyszał i westchnął ciężko. Znowu on ma przekazywać te złe informacje...
Po chwili do pomieszczenia wkroczył Draco, który z dziwnym wyrazem twarzy co chwila spoglądał za siebie.
-Siadaj.-mruknął Lucjusz, a Draco powoli opadł na fotel na przeciwko niego.
Malfoy senior wziął głęboki oddech i zapytał:
-Chcesz najpierw usłyszeć złą wiadomość czy gorszą?
Draco uniósł lewą brew i odparł z lekkim uśmiechem na ustach:
-Poproszę złą...
-Matka wybierze ci żonę.-wypalił starszy blondyn.
-Co?! Znowu paliłeś w domu?!
-No... Troszeczkę...-wymamrotał pod nosem Lucjusz, a Draco przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy.
-Wiadomo chociaż kto to?-zapytał z rezygnacją, godząc się już po części z losem.
-Czarownica pochodzenia mugolskiego.-nie, jednak się nie pogodził. Ani trochę.
-Nie no super! Po prostu pięknie! Mam najlepszych rodziców pod słońcem!!!-ironizował.
Wstał i poszedł na górę do swojego pokoju, machając na oślep rękami i drąc się w niebogłosy. Za co to on został tak pokarany przez Salazara?!
W tym samym czasie Narcyza wyszła z jadalni, a kiedy zobaczyła swojego synka w takim stanie czym prędzej ruszyła do salonu.
-Co się stało mojemu Smoczusiowi?!-wrzasnęła na biednego Lucjusza już od progu.
Blondyn aż podskoczył na fotelu na dźwięk jej głosu.
-O co ci chodzi?-zapytał z przestrachem i niezrozumieniem.
-Dlaczego mój Dracuś jest taki zdenerwowany?-spytała, marszcząc brwi.
-Aaa...-Lucka olśniło.-Powiedziałem mu z kim masz zamiar go wyswatać.
***
Stała przed wysoką, czarną bramą. Woda spływała po jej szarym płaszczu, mocząc go, a krople deszczu uderzały o kaptur, który miała na głowie. Zastanawiał się właśnie czy podjęła dobrą decyzję. Chociaż w sumie co jej szkodziło? I tak wszyscy ją opuścili. Harry i Ginny wyjechali do Australii, Ron obraził się na nią i zerwał całkowicie kontakty, a jej rodzice nie odzyskali pamięci i nie miała pojęcia gdzie teraz są.
Wzięła głęboki oddech i stanowczo zakołatała w bramę żelazną kołatką w kształcie głowy węża. Po chwili wrota otworzyły się na oścież, a ona niepewnie zaczęła iść w stronę starego dworu ścieżką, ciągnącą się pomiędzy dwoma wysokimi na kilka metrów rzędami żywopłotu.
Kiedy w końcu po dłuższym czasie stanęła przed drzwiami wejściowymi wzięła głęboki oddech i pomyślała: "To będzie trwało tylko dopóki syn, którego mam mu urodzić nie skończy trzech lat.".
Zanim zdążyła zapukać otworzyła jej uśmiechnięta Narcyza Malfoy (nie ukrywała, że spodziewała się zamiast niej skrzata domowego). Od razu zauważyła, że była to bardzo piękna kobieta, która mimo wieku ciągle zachwycała. "Lucjusz Malfoy to ma szczęście..."-pomyślała i uśmiechnęła się życzliwie.
-Zapraszam do środka.-powiedziała miłym głosem pani Malfoy i wpuściła młodą czarownicę do domu.
***
Draco uchylił lekko powieki i od razu je zamknął, bo poczuł potworny ból głowy. Syknął cicho i ostrożnie zerknął na zegarek, który wskazywał jedenastą rano. Na dworze szalała ulewa, a mu nie chciało się ruszać z ciepłego łóżka. Jednak w końcu musiał się ruszyć na poszukiwanie eliksiru, który złagodzi to łupanie z tyłu czaszki. Z ociąganiem przekręcił się na bok, ale łóżko gwałtownie się skończyło i spadł z głośnym hukiem na podłogę."Na pewno obudziłem ojca..."-pomyślał, wywracając oczami. Jego podejrzenia potwierdził stłumiony wrzask z dołu:
-DRACO CICHO!!!
Westchnął ciężko i podniósł się, rozmasowując bolące pośladki. Podszedł do szafki nocnej i wyjął z niej eliksir przeciwbólowy. Wypił go jednym haustem i od razu poczuł ulgę. Tak jak stał (czyli w samych czarnych bokserkach) ruszył do drzwi. Otworzył je i wyszedł na korytarz, ziewając okropnie. Kiedy schodził po schodach na dół usłyszał stłumione głosy i śmiechy. Pchany wrodzoną ciekawością poszedł do salonu, gdzie zobaczył dość niecodzienny widok... Jego matka siedziała na kanapie, popijając z porcelanowej filiżanki herbatę, na przeciwko... Hermiony Granger?!
-GRANGER?!-wydarł się, od razu zwracając na siebie uwagę obu kobiet.
Herm od razu pokryła się szkarłatnym rumieńcem, a Narcyza zmarszczyła gniewnie brwi. Draco stał na środku nieruchomo z otwartymi ustami, szczęką pod nogami i palcem wskazującym wyciągniętym wyciągniętym w stronę zawstydzonej Miony.
-Dracusiu, idź się ubierz kochanie... Wstyd mi robisz, Smoczku...-powiedziała z dezaprobatą pani Malfoy, a Herm czym prędzej odwróciła wzrok.
Po chwili w progu salonu stanął Lucjusz Malfoy, również tylko w bokserkach tyle, ze białych. Spojrzał na swojego syna, nie zauważając swojej syna, ani nietypowego gościa i warknął:
-Czego się tłuczesz o tak nieludzkiej godzinie?! Ludzie chcą jeszcze spać! Jedenasta to przecież środek nocy!-dopiero teraz zarejestrował, że Draco nie rusza się i nie reaguje.-A tobie co? Zaciąłeś się?-pomachał mu ręką przed oczami, ale nie odniósł żadnego skutku.
W pewnym momencie usłyszał głośne chrząknięcie swojej żony. Spojrzał z pytaniem w oczach na nią, a potem przeniósł wzrok na Herm. Na początku w ogóle nie skojarzył co to za dziewczyna. Dopiero po chwili doznał gwałtownego olśnienie i westchnął z rezygnacją.
-Serio?-zapytał, patrząc na Narcyzę. Po czym zwrócił się w stronę Dracona i klepiąc go po ramieniu powiedział:-Z taką baba to ja ci już teraz z całego serca życzę szczęścia.
-Lucjusz!-warknęła z oburzeniem Cyza, a Hermiona już całkiem poczerwieniała.
-No co?
-Idź się ubierz i się zachowuj!
-Dobra...-mruknął.-Draco, jazda na górę!
Smok ciągle będąc w szoku automatycznie, jak robot ruszył w stronę schodów, powtarzając w kółko pod nosem: To tylko sen, to tylko sen...
-Przepraszam...-Narcyza usłyszała cichy głos.
-O co chodzi kochanie?-spytała życzliwie.
-Oni tak zawsze czy to jakaś specjalna okazja?-spytała niepewnie Miona.
-Oj, lepiej już zacznij się przyzwyczajać,-położyła jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Herm odwzajemniła niepewnie uśmiech i pomyślała z rozpaczą: "W co ja się wpakowałam?".
***
Draco wszedł do swojego pokoju i z całej siły zatrzasnął za sobą drzwi, wsłuchując się z satysfakcją w głośny huk. Co matka sobie wyobrażała?? Że niby zmusi go do ożenienia się z tą brudną szlamą? Mowy nie ma! Nigdy się tak nie zhańbi! Trzeba się jej jakoś sprytnie pozbyć... Tylko jak? W zamyśleniu podszedł do szafy i wyjął z niej (uprzednio ledwo unikając zgniecenia przez wypadające z wnętrza ciuchy) czarne jeansy i tego samego koloru koszulę. Jak najwolniej zakładał je na siebie, by nie musieć tak szybko schodzić na dół do jego "kochanych" rodziców i przyszłej, jeszcze bardziej "kochanej" żony. Przynajmniej uważał, że żony, bo co niby Granger miałaby robić w Malfoy Manor? No chyba nie przyszła tu na babskie pogaduszki z jego matką! W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pewien szatański pomysł... Skoro Gryfonka jest strasznym kujonem i okropnie perfekcyjną perfekcjonistką, to on musi być niechlujny, chamski i ogółem najgorszy (czyli taki jak zwykle, tylko jeszcze troszkę gorszy). To ją odstraszy. Tak! To jest to! Na pewno jego plan się powiedzie, a szlama ucieknie z wrzaskiem! Draco, ty geniuszu!
Kiedy skończył litanię pochlebstw skierowanych do siebie samego rozejrzał się szybko pokoju. Od czego by tu zacząć? Wyjął z tylnej kieszeni spodni różdżkę (kompletnie nie przejmował się ostrzeżeniami matki, że kiedyś przez przypadek odstrzeli sobie tyłek, jeśli będzie ją tak nosił) i jednym machnięciem sprawił, że w pokoju zapanował totalny bajzel. Wszędzie walały się butelki po Ognistej Whisky i zgniecione kartki papieru. Na podłodze leżały połamane pióra i szczątki szklanych kałamarzy. Na ścianach były plamy różnego rodzaju, których pochodzenia nie chciał znać, a na biurku były małe kałuże po kawie i atramencie. Pościel na łóżku była rozwalona i pognieciona oraz śmierdziała stęchlizną i potem, natomiast szafy wolał lepiej nie otwierać. Jednym słowem przywołał bałagan z całego miesiąca.
Jeśli Granger tu wejdzie, to zemdleje z szoku lub (co bardziej prawdopodobne) od... eee... zapachu albo po prostu zawróci i wyjdzie. To powinno na razie wystarczyć. Wieczorem wszystko posprząta i będzie tak jak dawniej. Uśmiechnął się iście Ślizgońsko i ruszył na śniadanie już w znakomitym humorze, mając w głowie jedną, jakże pozytywną myśl: "Jutro już tu jej nie będzie..."
***
Siedział przy długim stole obok Hermiony i dłubał widelcem w sałatce, w zamyśleniu. W sumie to niewiele brakowało, by spadł z tego krzesła, bo siedział na samym koniuszku, byle jak najdalej od dziewczyny. Niech to śniadanie szlag trafi! Już chciał zacząć wcielać swój diabelski plan w życie, ale skutecznie utrudniała mu to jego matka, która gadała jak katarynka o swoim ogrodzie na tyłach posiadłości. Jednak nagle gwałtownie zmieniła temat, jakby jej ktoś inny guzik w głowie wcisnął:
-Chyba powinnyśmy pojechać niedługo do Londynu po suknię ślubną dla ciebie Hermionko.-na te słowa Draco wytrzeszczył oczy i zaczął się krztusić. "Co?! Już?! Tak szybko?! To dopiero drugi dzień!!!"-takie myśli kotłowały mu się w głowie.
-Dracusiu, spokojnie kochanie.-powiedziała Narcyza, patrząc na niego z troską, a Lucjusz wywrócił oczami i mruknął do niej:
-Mówiłem ci przecież, żebyś nie wspominała o tym przy śniadaniu, bo nastąpi właśnie taka reakcja...-Cyza rzuciła mu spojrzenie godne bazyliszka, a Lucek od razu zamilkł.
Smok w tym czasie trochę już się uspokoił i z trudem wykrztusił:
-Co?!
-No przecież już za miesiąc będzie wasz ślub. Najwyższy czas zacząć wszystko przygotowywać.
-CO?!-wycharczał z jeszcze większym niedowierzaniem.
"Nie, to się ni dzieje na prawdę..."-pomyślał z niedowierzaniem.-"Za miesiąc ożenię się z ta szlamą, bo moi rodzice tak chcą... Nie no, po prostu cudownie!"
-Nie powtarzaj się i nie krzycz przy stole.-zganiła go matka.
-Ale czemu tak szybko?-spytał, ciągle będąc w głębokim szoku.
-Nie będziemy przecież czekać pół roku...-zaśmiała się Cyza.-A tak w ogóle to wpadłam na świetny pomysł!-powiedziała z dziwnym ożywieniem.
-O nie...-wymruczał pod nosem młodszy blondyn, za co został zgromiony wzrokiem.
-Może ty powinieneś wybrać się Hermionką wybrać sukienkę?-zaproponowała pani Malfoy.
-Tak, to bardzo dobry pomysł.-poparł ją Lucjusz.
Smok spojrzał na nich z rozdziawionymi ustami, a potem przeniósł na ojca wzrok mówiący: "Et tu, Brute, contra me?"*. Oni się chyba zmówili czy coś! To niesprawiedliwe! Ma szlajać się z Graneger po sklepach z sukniami? Jeszcze czego!
-W takim razie po śniadaniu możecie ruszać!-Narcyza klasnęła z uciechy w dłonie.-Im szybciej tym lepiej!
Dracon jedynie westchnął ciężko. Za jakie grzechy musi przez to przechodzić? Szlama pewnie będzie kazała mu oceniać, w której kreacji wygląda lepiej, chociaż on i tak sądził, że jej to już nawet najpiękniejsza suknia nie pomoże... W pewnej chwili coś do niego dotarło. Na końcu ceremonii ślubu przypieczętowaniem związku jest...pocałunek.
W jednej chwili pozieleniał cały na twarzy, kiedy sobie to wyobraził. Bez słowa wstał i jak najszybciej popędził do łazienki, by tam zwrócić wolność swojemu śniadaniu. Wszyscy przy stole patrzyli ze zdziwieniem jak znika za rogiem. Po dłuższej chwili ciszy Hermiona spytała cichutko, jakby się bała, że ktoś może ją tu skrzywdzić za odezwanie się:
-Nic mu nie będzie?
Narcyza jedynie westchnęła, a Lucjusz na powrót zajął się jedzeniem, które z trudem przechodziło mu przez gardło. Miona patrzyła ze zdziwieniem to na jedno, to na drugie, ale z żadnej strony nie doczekała się odpowiedzi.
Z każdą godziną miała orz większe wątpliwości czy dobrze postępuje...
*tłum. "Ty też, Brutusie, przeciw mnie?"-słowa wypowiedziane przez Juliusza Cezara w chwili śmierci, gdy zobaczył wśród zamachowców zaufanego Brutusa.
Witajcie! Znowu trochę się spóźniłam, ale było tak gorąco, że nic się nie chciało. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Trochę się zdziwiłam dosyć małą ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Więc ogłoszę: mile widziane komentarze pod każdym postem.
W sumie nie mam dużo do gadania. Ten rozdział dedykuję mojej siostrze ciotecznej Emilce, która ciągle mi pisała: Kiedy rozdział? Kiedy rozdział? Kiedy rozdział?, co motywowało mnie do działanie. Dzięki.
I tak jak obiecałam są tu piosenki przy których pisałam ten rozdział.
Zapraszam o czytania!
Michael Jackson - Dirty Diana
Ed Sheeran - Give me love
Po odejściu Draco od stolika, Blaise ruszył w stronę sceny by ogłosić zasady konkursu.
Po drodze śmiał się pod nosem z przyjaciela, który nawet nie wiedział na co się porwał. Oj Smoku, Smoku... Ty nie posiadający niczego co choćby przypominało mózg bałwanie...Zerknął przelotnie na wyżej wspomnianego gada, który właśnie pochylał się nad stolikiem z listą, zapisując jego i Granger na niechybną śmierć i porażkę. Ledwo powstrzymał się od wybuchu szyderczego śmiechu i wspiął się po schodkach na podwyższenie. Wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę i przytknął ją sobie do szyi, która na szczęście nie była już pokryta tonami falbaniastego materiału. Jak to dobrze, że Severia okazała mu łaskę i zdjęła zaklęcie. Co prawda stało się to po wielu obietnicach (oczywiście bez pokrycia), jękach i błaganiu na kolanach, ale w końcu osiągnął zamierzony cel czyli pozbycie się tego cholerstwa.
Wziął głęboki wdech i z lekkim uśmiechem na ustach przemówił do zgromadzonych:
-Uwaga!-wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę, a muzyka ucichła.-Za chwilę rozpocznie się konkurs tańca, więc muszę ogłosić zasady: Po pierwsze można, a nawet trzeba używać różdżek.-w tym momencie po sali przeszedł zbiorowy pomruk zdziwienia.-A to dlatego, że to nie będzie zwyczajna rywalizacja. Czekają na was cztery wyzwania podczas których nie możecie przestać tańczyć, bo zostaniecie zdyskwalifikowani. Jeśli któryś z partnerów się przewróci para odpada. Proste, prawda? W takim razie Smoku podaj mi listę.
-A czy ja wyglądam na skrzata domowego?!-po sali rozszedł się oburzony głos arystokraty.
-Po prostu daj ten pergamin!-Zabini spojrzał na niego karcąco, a ten wręczył mu z ociąganie kartkę, wywracając oczami i krzywiąc się teatralnie.-Dziękuję. Zobaczmy kogo tu mamy... Do konkursu zgłosiły się następujące pary: Tracey Davis i Dean Thomas, Hanna Abott i Ron Wesley, Ginny Wesley i Theodor Nott, Luna Lovegood i Adrian Pucey, Levander Brown i Ernie McMillan, Hermiona Granger i Draco Malfoy-uczniowie zaczęli szeptać do siebie z niedowierzaniem. No, bo jak to? Wielki Dracon Malfoy, arystokrata czystej krwi będzie tańczyć ze szlamą Granger?-oraz Astoria Greengrass i Vincent Crabbe. Te siedem par prosimy teraz na środek sali.
Hermiona z cichym westchnięciem podniosła się z wygodnej kanapy i ruszyła w stronę czekającego na nią na parkiecie Dracona. W myślach pytała się ze zrezygnowaniem w co ona się wpakowała. Przecież nawet nie umie tańczyć! Ale zaraz... To Malfoy ją w to wciągnął! To on chciał brać udział w tym głupim konkursie i zakładać się z Blaise'em! To wszystko jego wina!
Z nietęga miną stanęła obok Dracona i spojrzała do góry na jego twarz, nie wyrażającą żadnych emocji. Z cichym prychnięciem zwróciła głowę w stronę sceny, na której stał Zabini.
-Po krótkim zastanowieniu wprowadzam jeszcze jedną zasadę. Można użyć zaklęcia, by nauczyć się tańczyć, ale nie można zaczarować nóg, by same to robiły. Sami musicie je kontrolować. Wszystko jasne? No to super! DJ! Muzyka! Start!
Draco i Hermiona spojrzeli z lekkim przestrachem po sobie i wyciągnęli różdżki. Miona rzuciła na siebie zaklęcie uczące i razem z Draco zaczęli poruszać się w rytm walca. Nie patrzyli na swoje twarze, tylko oglądali się za tymi wyzwaniami, o których wspominał Diabeł. Bo przecież nie gadał o tym na darmo.
W którymś momencie Smok poczuł, że coś łazi mu po stopie. Spojrzał zaskoczony w dół i ujrzał czarnego pająka wielkości pięści na swoim bucie.
Skrzywił twarz w grymasie obrzydzenia na widok włochatego obrzydlistwa. Nachylił się dyskretnie do ucha Hermiony i wyszeptał:
-Pająki...
Herm spojrzała na niego z niezrozumieniem, które zaraz zamieniło się w przerażenie, gdy zobaczyła czarne kreatury, wypełzające ze szpar w posadzce.
-Oto pierwsze wyzwanie.-ogłosił Blaise.-Przy tańcu nie możecie rozdeptać ani jednego pająka. Ruszcie głową, a tego dokonacie.
Ślizgon i Gryfonka wbili wzrok w podłogę, by przypadkiem nie pozbawić życia żadnego z tych potworów. W pewnej chwili usłyszeli jakieś bardzo dziwne odgłosy dochodzące od strony pary tańczącej obok nich. To były jakby drżące jęki obrzydzenia i strachu w jednym. Jednak niezbyt się tym przejęli, za bardzo zamroczeni żądzą wygranej. Pierwszy raz coś tak mocno ich połączyło. No, bo przecież żadne z nich nie chciało znaleźć się w ciele drugiego.
-Granger, wymyśl coś...-syknął ze zniecierpliwieniem Draco do swojej partnerki.
-No myślę, nie to co ty... Malfoy?-warknęła w odpowiedzi na końcu przybierając pytający i lekko zirytowany ton.
-Czego?-zapytał, ledwo unikając rozdeptania jednego z pająków, który według niego zupełnie niepotrzebnie przypałętał się pod jego różowy lakierek.
-Hmm... Zdaje mi się, że moja talia jest nieco wyżej...-spojrzała na niego wymownie. Kiedy Smok z lekkim ociąganiem i wywróceniem oczami umieścił swoje dłonie na właściwym miejscu powiedziała z podekscytowaniem w głosie.-Mam już pomysł jak wygrać tę rundę...
-Jaki?-zapytał z ożywionym zaciekawieniem blondyn.
-Nie mów nic, tylko trzymaj się mocno... Vingardium Leviosa!
Po chwili unieśli się jakiś metr nad ziemię, co zostało nagrodzone oklaskami i gwizdami ze strony publiczność. Kiedy już tańczyli spokojnie w powietrzu zauważyli, że to przerażony Wesley wydawał te dziwne odgłosy. Hermionie przypomniało się, jak on boi się pająków i zaśmiała się cicho. Dracon spojrzał na nią pytająco.
-Co jest?
-Ron boi się pająków.
Chłopak nie zdążył nawet zareagować w jakikolwiek sposób na tę informację, ponieważ nagle rozległ się przeraźliwy wrzask i mogli zobaczyć jedynie ryżą czuprynę, znikającą za drzwiami Wielkiej Sali. "Widocznie Wieprzlej nie wytrzymał tego psychicznie."-pomyślał z zadowoleniem Draco, bo zmniejszyła im się konkurencja o jedną parę.
-Ron! Wracaj tutaj!-kolejny wrzask należał do wściekłej Hanny, którą Wesley zostawił na środku parkietu pełnego pająków.
Panna Abott pokręciła z dezaprobatą głową i pobiegła szukać swojego partnera.
Miona trochę martwiła się o rudzielca, ale szybko przestała, bo zauważyła coś co ją zdenerwowało. Wszystkie pozostałe pary również tańczyły w powietrzu! Przecież to był jej pomysł!
-Uwaga!-rozległ się głos Blaise'a.-Koniec rundy pierwszej! Możecie zejść na ziemię!-Draco i Herm powoli opadli na kamienną posadzkę, na której na szczęście nie było już pająków.-Zostało sześć par. Więc zaczynamy etap drugi! Start!
W jednej chwili podłoga pokryła się bujną, zieloną trawą. Wszyscy wznowili taniec i jednocześnie zachodzili w głowę o co tym razem chodzi. Kilkanaście sekund potem dowiedzieli się. Rozległ się przeszywający pisk Astorii i wszyscy zobaczyli jakieś grube pnącze, które chwyciło ją za stopę.
-W tej rundzie wystarczy, że się nie wywalicie.-oznajmił Zabini. Jednak zrobił to trochę za późno, bo panna Greengras już leżała na ziemi z nadąsanym wyrazem twarzy.-Wygląda na to, że zostało już tylko pięć par, ponieważ Astoria Greengras i Vincent Crabbe właśnie odpadli! Gramy dalej!
-Granger...-syknął Draco.
-Co?
-Zabierz to zielsko z mojej nogi...
Miona wychyliła się trochę w bok i wycelowała w pnącze, oplatające kostkę arystokraty.
-Diffendo!-krzyknęła, a zaklęcie przecięło łodygę chwastu.
Czym prędzej odsunęli się od tamtego miejsca w obawie, że jest tam więcej tego rodzaju roślinności.
Dookoła nich błyskały zaklęcia i co chwila było słychać: "Diffendo! Diffendo!". Malfoy zauważył kątem oka, że Tracey i Dean próbowali unieść się w powietrze, tak jak w pierwszym etapie, co niestety nie udało im się, bo pnącza złapały ich w pasie i ściągnęły z powrotem na ziemię. Po chwili wyglądali jak dwie, wiercące się mumie, leżące na trawie.
Hermiona podczas tańca mogła przyjrzeć się bliżej Draconowi. Dopiero teraz zobaczyła jakie on ma niezwykłe oczy. Mimo, że miały kolor zimnej, nieprzyjemnej stali, to posiadały w sobie coś nadzwyczajnie wyjątkowego. Coś, co przyciągało ją jak ćmę do światła.
-Granger...
W jednej chwili wybudziła się z tego przedziwnego transu i spojrzała już normalnie na jego twarz.
-Co?-zapytała głupawo.
-Ja mam świadomość, ze jestem piękny, ale to nie znaczy, że musisz się we mnie wgapiać jak w jakiś święty obrazek.
Na te słowa Herm prychnęła jak rozjuszona kotka i odwróciła głowę w drugą stronę.
-Stop!-Diabeł ogłosił koniec mini apokalipsy irytujących pnączy.-Kolejne wyzwanie będzie trudniejsze, więc przygotujcie się na to psychicznie... Już? Dobra, to zaczynamy!
W jednej chwili trawa zamieniła się w małe, ale głębokie jezioro, na którym znajdowały się drewniane pomosty.
-Aha, czyli mamy po prostu nie wpaść do wody... Łatwizna.-skwitował Malfoy.
-Nie słyszałeś co powiedział Diabeł? Ten etap ma być trudniejszy.
Jej słowa potwierdził przeraźliwy pisk paniki i dezorientacji oraz głośny krzyk:
-Lovegood!!!
Kiedy odwrócili się zobaczyli jedynie Pucey'a, pochylającego się nad taflą wody, pod którą przed chwilą zniknęła Luna.
-Co... To było?-zapytał zszokowany Smok.
-Zdaje mi się, że to były druzgotki.
-Dru... Co?
-Druzgotki. To wodne stworzenia przypominające trochę kałamarnicę. Były w drugim wyzwaniu Turnieju Trójmagicznego w czwartej klasie.
-Aha.-mruknął Draco, okręcając Hermionę.
Kiedy z powrotem przyciągnął ją do siebie usłyszeli plaśnięcie, połączone z chrupotem.
-Ugh..-jęknęła z odrazą Miona.-Chyba właśnie rozdeptałam jednemu głowę... Obrzydliwe...
-Tylko nie wycieraj się o mnie.-wymruczał blondyn i odsunęli się od martwego stwora, balansując na niezbyt szerokich pomostach.
W pewnym momencie Herm odgięła do tyłu głowę, bo tego wymagała figura, a Draco pochylił się nad nią i zaciągnął jej perfumami. Przymknął powieki, ledwo powstrzymując się, by nie pocałować delikatnej, napiętej skóry jej szyi.
Na szczęście lub nieszczęście szybko wrócili do tańca.
Miona zauważyła, że niedaleko nich tańczy Ginny z Theodorem. Chciała do nich pomachać, ale kiedy zauważyła jak są do siebie przyklejeni zrezygnowała. Blaise na pewno nie jest z tego zadowolony...
-Koniec rundy trzeciej! Zostały trzy pary, które będą teraz rywalizować o pierwsze miejsce i tym samym wyjście na cały dzień do Londynu! W tej konkurencji macie się nie wywalić, bo przegracie. Start!
W jednej chwili woda i pomosty zniknęły, a na ich miejscu pojawił się lód.
Herm od razu skojarzyła to z mugolskim lodowiskiem i stworzyła sobie i Malfoy'owi łyżwy.
-Granger, co to jest! Ja nie umiem na tym jeździć!-wydarł się Draco w panice.
-To się naucz, baranie!-warknęła i rzuciła na niego zaklęcie uczące.
-O! Ja umiem na tym jeździć!-zawołał uradowany, robiąc piruet.
-No brawo...-syknęła Miona.
Powoli z gracją zaczęli tańczyć na śliskim lodzie. Herm czuła się trochę jak uczestniczka mugolskiego programu "Gwiazdy tańczą na lodzie", ale wszystko co dobre kiedyś się kończy...
Nagle zostali przygnieceni przez Erniego i Levander, którzy stracili kontrolę nad swoimi nogami i wpakowali się w nich z wrzaskiem. Oczywiście nie obyło się bez obrażeń.
Miona dostała łokciem Levander w brzuch, a ona jej łyżwą w piszczel. Draco bezskutecznie próbował się podnieść, po tym jak zderzył się głowami z McMillanem. Kiedy dotarło do niego, że to nic nie da zaczął się drzeć:
-Ty...(pi, pii, pi, piii)...jak mogłeś...(piiii)...odebrać nam to...(pi, pii)... zwycięstwo! Ty...(piiii, pii)...!!!
-Malfoy! Przestań tak przeklinać! Całą sala słucha!-Herm próbowała go uspokoić, ale bez powodzenia. Smok dalej wrzeszczał jak opętany.
-Teraz Zabini wygrał ten...(piiii)...zakład!!!
-Proszę nie zwracać uwagi na Smoka...-odezwał się Blaise.-Trochę zdenerwował się przegraną...
-Ja ci dam...(pi, piii)... trochę!!!
-A więc zwyciężyła Ginny Wesley z Theodorem Nottem!-Diabeł nic sobie nie robił z wrzasków przyjaciela.-Brawa dla nich!
Rozległy się gromkie oklaski, które i tak nie zagłuszyły awanturującego się Smoka. Kiedy jednak trochę ochłonął (czyt. zaczął się drzeć o pół tonu ciszej) Podszedł nagle do Hermiony i ni stąd, ni zowąd przerzucił ją sobie przez ramię, po czym odszedł w kierunku ich stolika.
-Zostaw mnie ty przerośnięta fretko!!!-krzyczała Miona, ale on dalej szedł niewzruszony do kanapy.
Nie przeszkadzały mu nawet pięści Gryfonki, które z niemałą siłą okładały jego plecy.
-Cicho siedź...-warknął przez ramię i rzucił ją na sofę obok Severii.
Nawet na nią nie spojrzał i usadowił się obok niej udając, że nie czuje na sobie jej palącego wzroku, pełnego wyrzutów.
-Haha! Przegraliście!-wykrzyknęła z radością Severia.
Już nie mogła się doczekać zamiany ciałami tej dwójki. Będzie miała niezły ubaw.
-Tak, wiemy o tym. Nie musisz nam tego uświadamiać, siostrzyczko...-odpowiedział wkurzony Smok i popatrzył spod byka na Sevię, która z kolei pokazała mu język.Herm mimo, że była wściekła na Malfoy'a i załamana tym, że będzie musiała spędzić cały dzień w jego ciele musiała przyznać, że rodzeństwo arystokratów wygląda teraz uroczo.
-Jak śmiesz pokazywać mi język?!-oburzył się Draco.
-Jak widać śmiem.
-Kto cię tak wychował?!
-Ty.
-Nie.
-A kto spędzał ze mną najwięcej czasu i uczył jak sprzątać pokój zaklęciami?
-Na pewno nie ja...
-A właśnie, że ty!
-Kłamiesz!
-To ty kłamiesz!
-Nie, bo ty!
-Nie, bo TY!
-Ty!
-Ty!
Nie tylko Herm miała z nich ubaw. Harry i Pansy również zaśmiewali się prawie do nieprzytomności, a Blaise, który właśnie do nich podszedł z zaciekawienie oglądał ten kabaret za darmo.
W pewnym momencie Smok przerwał tę beznadziejną kłótnię i zwrócił swoje stalowe spojrzenie, które obecnie strzelało błyskawicami na Hermionę. Ona spojrzała na niego z niezrozumieniem, bo skąd niby miała wiedzieć o co mu chodzi, a Draco zmarszczył brwi.
-To przez ciebie!-warknął.
-Co przeze mnie?-zapytałą zdezorientowana Miona.
-To przez ciebie przegraliśmy!
-CO?! To ty wpadłeś na ten chory pomysł, nie ja! To twoja wina!!!
-Wmawiaj to sobie dalej, skoro jesteś taka mądra!!!
Kiedy sprzeczka (czyt. bezsensowne darcie mordy) przeniosła się z Draco i Sevki na Draco i Herm Zabini zawiedziony taki obrotem sprawy postanowił przejść się przewietrzyć, bo kłócących się Smoka i Mionę widział i będzie widzieć jeszcze co najmniej tysiąc razy. Kiedy odszedł Malfoy i Granger przestali skakać sobie nawzajem do oczu i naburmuszeni siedzieli na dwóch końcach kanapy, patrząc z wysoko uniesioną głową w przeciwne strony.
Po kilku minutach Potter i Parkinson poszli tańczyć, a Severia, nie chcą zostać z nimi sama uciekła gdzieś pod pretekstem przyniesienia soku. Miona, nie mogąc usiedzieć dłużej w towarzystwie blondyna wstała powoli i ruszyła do wyjścia.
-Ej, a ty gdzie leziesz?-zatrzymał ją głos Smoka.
-A co cię to obchodzi?-odpyskowała i wyszła na dwór.
W drzwiach na dziedziniec minął ją Blaise, który kryjąc twarz w dłoniach biegł na oślep przed siebie.
-Diable!-zawołała za nim, bojąc się, że przywali w ścianę.
Zabini przystanął i obrócił się w jej stronę, opuszczając niepewnie ręce.
Dopiero teraz zauważyła, że Blaise ma pełne łez, zaczerwione i spuchnięte oczy. Nigdy nie podejrzewała, że Diabeł będzie przed nią płakać. Ba! w ogóle nie wyobrażała sobie, by on kiedykolwiek to robił!
-Co się stało?-zapytała ostrożnie, podchodząc do chłopaka i dotykając delikatnie jego barku.
-Bo... Bo...-Zabini nie mógł się wysłowić.
-Może usiądźmy.-zaproponowała Gryfonka, a kiedy już usadowili się wygodnie na zimnej podłodze po ścianą powiedziała:-No to teraz powiedz mi co się stało.
-Widziałem... Widziałem...-jąkał się, mając wzrok utkwiony w ścianie na przeciwko nich.
-Co widziałeś?
-Ginny całującą się z Nottem!-wybuchł w końcu po chwili ciszy zaczął szlochać.
Hermiona poczuła się jakby ją strzelił piorun. Ginny z Nottem? Nie, to na pewno nie jest prawda. A jednak... Nie mogła uwierzyć jak Ruda mogła to zrobić Diabłowi, który naprawdę kochał ją nad życie. Co? Źle jej z nim było czy jak? Przecież byli tacy zakochani w sobie... Będzie musiała poważnie z nią porozmawiać po balu, ale teraz trzeba zająć się biednym Blaise'em.
-Słuchaj, a może ci się przewidziało? Może to jakieś nieporozumienie?-spróbowała tej wątpliwej taktyki, ale Zabini widocznie nie był aż tak głupi, by w to uwierzyć.
-Tak.-prychnął ironicznie.-Przez przypadek stali tam na środku dziedzińca, obmacując się i wymieniając śliną.-zaśmiał się gorzko na to wspomnienie i wykrzywił twarz.
Hermiona uznała, że mówienie o tym w taki sposób nie było dobrym pomysłem.
-Może z nią pogadaj. Powiedz jej, że ją kochasz czy coś...
-Taa... I co to niby da?
-No nie wiem... Może zobaczymy ile dla niej znaczysz?
-Tak, a widać, że ona naprawdę bardzo się mną przejmuje.-ironizował.
-To ja już nie wiem co możesz zrobić... Ja nigdy osobiście nie byłam w takiej sytuacji.-westchnęła z rezygnacją.
-I nie chcesz, wierz mi...
-Może po prostu wrócimy do Wielkiej Sali, a dopiero później zastanowimy się co robić?-zaproponowała.
-Ech... Dobrze...
Powoli podnieśli się i ruszyli do sali.
Przed drzwiami zatrzymali się i Miona złapała chłopaka za ramiona, zmuszając go, by na nią spojrzał.
-Jesteś gotowy?-zapytała.
-Blaise szybko otarł łzy i wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
-Tak, chodźmy...-wyszeptał, wyginając usta w lekkim, ale okropnie sztucznym uśmiechu.
Kiedy przekroczyli próg Wielkiej Sali muzyka nagle ucichła. "Co jest?"-pomyślała zdziwiona Miona.-"Coś z nami jest nie tak? Jesteśmy dziwnie ubrani? Nie, stop. Przecież każdy tutaj ma na sobie... niecodzienny strój, więc o co chodzi?"
Spojrzała na Zabiniego z nadzieją, że on jej to wyjaśni, jednak Diabeł był zajęty obserwowaniem czego innego. Herm zwróciła swój wzrok na uczniów i zauważyła, że oni nie patrzą na nich, tylko na scenę, a konkretnie na stół DJ'a. Dopiero teraz usłyszała dochodzące zza niego jęki bólu, ciężkie sapanie i krótkie, urywane warknięcia.
Witajcie! Tak wiem, ze długo mnie nie było... Strzelcie mnie Avadą czy czym tam chcecie.
Nie miałam za bardzo czasu na pisanie, bo przez pierwsze ponad dwa tygodnie wakacji byłam na koloniach. No ale w końcu udało mi się dokończyć ten rozdział i publikuję go wam tu dzisiaj.
Dedykuję go ponownie mojej koleżance Marcie, która znowu była główną inspiracją i Aries XD za to, że ze mną wytrzymała. Ponieważ zauważyłam, że mało osób wchodzi zakładkę "Kącik Muzyczny", więc postanowiłam dodawać również przy rozdziale piosenki lub piosenkę przy której go pisałam, jednak zacznę od następnego rozdziału, ponieważ komputer mi się zacina.
Nie przedłużając zapraszam do czytania!
-I jak?-zapytała Pansy, podając Hermionie lustro, by mogła obejrzeć swoją twarz ze świeżo wykonanym makijażem.
Miona z lekkim strachem przed tym co zaraz zobaczy sięgnęła niepewnie po podawany jej przedmiot. Ostrożnie spojrzała na swoje odbicie i... odetchnęła z ulgą. Ślizgonka naprawdę się postarała i nie zrobiła z niej tapeciary. To naprawdę wielki postęp!
Herm miała cienką warstwę różu na policzkach, a usta pomalowane czerwoną jak krew szminką. Jej przepiękne, błyszczące się, czekoladowe oczy przyozdabiał wachlarz długich, czarnych rzęs, pociągniętych tuszem, a powieki przyozdabiał lekko iskrzący się, grafitowy cień.
Miona spojrzała na puszącą się z dumy Pansy i z wielkim uśmiechem na twarzy rzuciła się jej na szyję, ale nie po to, by wyssać z niej krew tylko, żeby ją przytulić.
-Dziękuję! Dziękuję!-krzyczała na całe gardło.
-Miona!-Parkinson złapała Gryfonkę za ramiona.-Opanuj się, bo wszystko rozmażesz!
-Okej...-Hermiona uśmiechnęła się lekko zawstydzona i wyrwała się przyjaciółce, biegnąc do drzwi.
-Tylko się nie zabij w tej sukience! Draco z trupem raczej nie będzie chciał iść na bal!-krzyknęła za nią czarnowłosa widząc, jak spódnica kreacji plącze się jej przyjaciółce pod nogami.
-Spokojnie!-odparła Herm ze śmiechem.-Nic mi się nie sta...
Pansy usłyszała głośny huk i po chwili zauważyła, że Miona leży jak długa na podłodze ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-Właśnie widzę...-mruknęła ironicznie.-Idź już, bo nie zdążysz. Została niecała godzina.
***
Draco siedział na łóżku Hermiony w jej dormitorium, czekając na nią.
Podczas jej nieobecności zdążył już przeszukać wszystkie szuflady i zakamarki, nie pomijając oczywiście szafy, z której wyjął jeden z jej staników i paradował w nim przez dobre pół godziny, śpiewając na całe gardło sto lat. Jednym słowem nie nudził się. Nawet zdążył się przebrać w ten okropnie różowiutki garnitur... Fuj!
Za co Granger go tak ukarała? Przecież kupił jej przepiękną sukienkę i był nawet miły, co było już właściwie niewykonalne szczególnie, jeśli chodzi o jego stosunki z Gryfonką. Dzisiaj tylko raz na korytarzu przed salą do eliksirów nazwał ją szlamą, ale przecież nie mógł sobie pozwolić na życzliwość wobec niej w obecności Ślizgonów, bo by stracił od razu chyba ze sto punktów popularności. Ale w sumie...
Po co on ma się starać, skoro ona go olewa, wyśmiewa i kupuje różowe garnitury? Koniec! Koniec z tym! Od teraz znowu będzie wredny, ironiczny, sarkastyczny i egoistyczny. Czyli będzie typowym Ślizgonem modelu o nazwie Malfoy. Uśmiechnął się pod nosem ironicznie.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i do pomieszczenia wparowała roześmiana Miona. Jednak kiedy go zobaczyła stanęła jak wryta na środku pokoju, a uśmiech zszedł jej z twarzy. Draco przeleciał po niej szybko wzrokiem i stwierdził, że wygląda znośnie.
-Co ty tutaj robisz?-warknęła Herm, kierując się w stronę fotela, na którym po chwili usiadła.
-Siedzę.-odparł beznamiętnie.-A ty masz zamiar iść na ten bal z taką szopą na głowie?
-Nie.-odpowiedziała i wyciągnęła różdżkę.
Jednym ruchem nadgarstka stworzyła sobie na głowie skomplikowany kok, z którego wyślizgiwały się pojedyncze loki, opadając jej na twarz. Smok tylko spojrzał na nią przelotnie i uniósł pytająco brwi, co ona zignorowała. Marszcząc gniewnie brwi odwróciła się w stronę lustra, by zobaczyć jak to wszystko razem na niej wygląda. Co chwila jednak zerkała na Draco, który najwidoczniej miał cały świat w głębokim poważaniu, ponieważ oglądał swoje paznokcie co chwila ziewając. Herm w końcu nie wytrzymała w tej ciszy i fuknęła gniewnie:
-Może byś cokolwiek powiedział?!
Malfoy spojrzał na nią równie lekceważąco co na bardzo irytującą muchę i spytał leniwie:
-Po co?
-Ponieważ...-Miona wzięła głęboki wdech.-Ja się staram wyglądać jak najlepiej, bo dla mnie ten bal jest czymś wyjątkowym, a jaśnie panu arystokracie nawet się nie chce ocenić jak ja w ogóle się prezentuję i czy nie będę przypadkiem przyćmiewać czystokrwistego blasku, bijącego od tych platynowych kłaków!-z Miony aż kipiało ironią i sarkazmem. Nigdy nie była tak zirytowana.
Smok jedynie uniósł brwi i popatrzył na nią z góry mimo, że siedział, a raczej leżał pośród puszystych poduszek na łóżku Gryfonki. Zjechał ją wzrokiem z góry na dół i podsumował:
-Da się patrzeć.-po czym wrócił do oglądania swoich idealnie równych paznokci.
-Grrrrrr...-Miona warknęła z bezsilnej złości. Spojrzała jeszcze raz na blondyna i rzuciła ironicznie.-Weź się uczesz, bo ci jeden kosmyk na czubku odstaje.
-Co?!-Draco zerwał się na równe nogi i podbiegł do lustra.Rzeczywiście! Spomiędzy starannie ułożonych włosów wystawało kilka niewymodelowanych.-Masz gdzieś tutaj grzebień?-spytał w panice.
-Nie używam grzebienia, ale jakiś jeden powinien być w pierwszej szufladzie biurka.
Smok prawie podleciał do mebla i zaczął przewalać jego zawartość, śpiewając pod nosem: Kiedyś cię znajdę...
Słysząc te słowa, kierowane najpewniej do grzebienia, Miona nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
-Jest!-usłyszała zwycięski okrzyk.
Draco chyba zebrało się na wokalny koncert, bo zaczął cicho podśpiewywać: You are not alone I am stay with you...*
Herm ze śmiechu już prawie leżała na podłodze. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Żadne z nich przecież nikogo nie zapraszało. Zanim zdążyli powiedziec chociażby "proszę" do środka wmaszerowała Severia. Jednak zatrzymała się w pół kroku ze zgłupiałą miną, kiedy zauważyła swojego brata, a raczej to w co był ubrany. Po chwili ciszy, która wydaje się, że trwała kilka lat zwróciła swoje wielkie ze zdziwienia oczy na Herm i wskazując na Draco palcem zapytała z niedowierzaniem:
-On to z własnej woli włożył?-Miona tylko pokiwała twierdząco głową. Sevii szczęka opadła chyba do podłogi i tylko wyjęczała bezsilnie:-Salazarze dopomóż...
Uniosła wzrok do nieba i powoli wyszła, a raczej wypełzła.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi Malfoy i Gryfonka ponownie popatrzyli po sobie. Hermiona z rozbawieniem, a Draco z wyrzutem. Spokój jednak nie trwał długo, bo po chwili do pokoju z powrotem wleciała jak mała torpeda Severka. W jednej sekundzie wyrwała niczego niespodziewającemu się Smokowi grzebień z ręki i pomknęła na korytarz, wrzeszcząc: Mnie nie dogonią, mnie nie dogonią!
-WRACAJ TU Z TYM GRZEBIENIEM!!!-wrzasnął Ślizgon na cały Hogwart i nie zastanawiając się pognał za siostrą.
Hermiona pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Jak dzieci... Jej wzrok padł na stojącą obok jej łóżka parę trampek, która z pewnością nie należała do niej i zaśmiała się pod nosem.
***
Harry szedł korytarzem w stronę lochów po Pansy. Za piętnaście minut miał się rozpocząć bal, więc korytarze były całkowicie puste, co bardzo mu odpowiadało ze względu na jego strój. Był to bardzo niewygodny frak czy coś takiego rodem z XVIII wieku. To coś co miał na sobie było koloru czerwonego wina i miało złote wykończenia i guziki z czego się akurat cieszył, bo Parkinson mogła mu kupić zielono-srebrny strój. Na nogach miał bufiaste, kremowe spodnie do kolan i białe podkolanówki z podwiązkami, których nie powstydziłaby się żadna panna młoda. To wszystko odbierało mu naprawdę dużo męskości. Na topach za to miał tego samego koloru... lakierki. Na szczęście nie posiadały kokardek (co bardzo go cieszyło). Ale za to miały wielkie, ciężkie złote klamry. Nie dość jeszcze, że wierzchnia część ubioru była okropna, to pod tym płaszczem czy czymś tam miał białą koszulę z bufiatymi rękawami, a na niej ciasną kamizelkę, haftowaną w jakieś zawijasy złotą nitką. Całego nieszczęścia dopełniał jakiś śliniak czy szmatka pod szyją z przyczepionym do niej jakimś czerwonym, błyszczącym kamieniem, która irytująco latała na wszystkie strony. Jednym słowem Koszmar przez wielkie "K".
Idąc jak na ścięcie do Parkinson usłyszał jakieś wrzaski i tupot stóp, który dobiegał z drugiego końca szerokiego korytarza. Zatrzymał się nasłuchując, a po chwili zobaczył siostrę Malfoy'a wybiegającą zza zakrętu. Dostrzegł, że trzyma coś w ręce, ale nie mógł rozpoznać z tej odległości co to.
-Ratunku!!!-wrzasnęła Severia na całe gardło.-Różowy pedał mnie goni!!!
Harry wytrzeszczył oczy i zrobił zdziwioną minę. "Jaki pedał? O co chodzi?"-pomyślał.-"Może ona wrzeszczy o mnie?". Spojrzał po sobie, ale nie zauważył nic różowego i tym bardziej wykrzywił twarz w niezrozumieniu. Po chwili jednak odpowiedź na jego pytania wypadła zza zakrętu i po wykonaniu długiego poślizgu przyozdobionego piskiem i machaniem na oślep rękoma wylądowała z hukiem na tyłku jakieś pięć metrów przed nim. Platynowe włosy ofiary wyglądały jakby żyły własnym, dosyć buntowniczym życiem, a białe skarpetki były w zasadzie czarne. "Zaraz..."-do Wybrańca coś dotarło.-"A gdzie on ma buty?"
-Malfoy?-zapytał niepewnie nie wiedząc, jak Książę Slytherinu na to zareaguje.
Draco uniósł strzelający błyskawicami wzrok na Harrego i warknął:
-Czego?!
Potter zawahał się, ale w końcu natura Gryfona przezwyciężyła lekki strach przed wyjątkowo w tej chwili agresywnym Ślizgonem i spytał:
-Gdzie ty masz buty?
Malfoy spojrzał na swoje stopy, jakby widział je pierwszy raz w życiu i westchnął zirytowany. Przejechał sobie po twarzy dłonią w geście załamania i jęknął:
-Na Salazara... Granger!
Zwrócił jeszcze raz tym razem już spokojniejsze stalowe oczy na czarnowłosego i dopiero tera do niego dotarło, że Złote Dziecko nie wygląda tak jak zwykle.
-Potter, co ty masz na sobie?-zapytał z niedowierzaniem, śmiejąc się.
Harry lekko się zaczerwienił i skrzywił. "Malfoy'owi widocznie humor się poprawił..."-pomyślał z przekąsem i odpowiedział:
-Mslisz, ze ja mam pojęcie co to jest? Pansy kupiła mi to na bal.-Teraz Harry przyjrzał się dokładniej tarzającemu się ze śmiechu po posadzce Draconowi i spytał:-A ty dobrowolnie to co masz na sobie włożyłeś?
Malfoy momentalnie przestał się śmiać i zmarszczył brwi.
-Cicho siedź.-warknął, wstał i odszedł, zabierając ze sobą swoją urażoną dumę i zdeptane na placek ego.
Harry odprowadził zdezorientowanym wzrokiem Dracona do zakrętu, po czym wzruszył ramionami i ruszył do zapewne już wkurzonej jego nieobecnością Pansy.
***
-Malfoy! Gdzieś ty był?!-takim oto wrzaskiem przywitała Draco Hermiona w progu dormitorium.-Jak ty wyglądasz, człowieku?!
Na te słowa Smok ni stąd, ni zowąd wybuchł niepohamowanym rechotem. Ocierając łzy rozbawienia wykrztusił w końcu:
-Gdybyś ty widziała Pottera...-po czym znowu zaczął się śmiać.Miona tylko wywróciła oczami i sięgnęła po swoją różdżkę. Przy jej pomocy w jednej chwili doprowadziła Dracona do porządku. Przyjrzała mu się i stwierdziła, że wygląda jak... jak Malfoy w różowym garniturze. Nagle coś jej się przypomniało... Podeszła do swojego łóżka i wyciągnęła spod niego pudełko z butami. Z przebiegłym uśmieszkiem podała Ślizgonowi karton. On spojrzał na nią podejrzliwie i ostrożnie wziął do rąk opakowanie. Niepewnie uchylił wieko, a oczy wyszły mu z orbit. Wyjął ze środka obuwie, które okazało się błyszczącymi lakierkami koloru pudrowego różu. To już było la Draco tragedią, ale nie dość, ze buty były różowe to jeszcze miały kokardki tego koloru!
-Ja mam to założyć?-wyjęczał jak kapryśny nastolatek, który musi iść wyrzucić śmieci.
Po prostu nie miał już siły wrzeszczeć i się wykłócać o to co on ma nosić.
-Jeśli wolisz iść w skarpetkach to już twój problem.-odpowiedziała Herm, wzruszając ramionami.
Malfoy chcąc, nie chcąc z głośnym, zrezygnowanym westchnieniem założył "to ohydztwo" na stopy. Dobijał go jeszcze fakt, że te trepy były diabelnie niewygodne! "To jest tylko sen. Ja się zaraz obudzę i ten koszmar się skończy. Na pewno."-zapewniał się w myślach. Zamknął oczy na chwilę, ale gdy je otworzył ciągle był w pokoju Granger, w tym cholernym, różowym garniturze. Prychnął zirytowany.
-To co? Idziemy?-zapytała Miona.
-Idziemy, idziemy...-mruknął raco i podał Gryfonce ramię. Gdy Herm je przyjęła ruszyli do Wielkiej Sali.
***
Severia i Blaise stali przed wejściem do Wielkiej Sali, czekając na Hermionę i Dracona. Sevia wyciągała co chwila szyję, by zobaczyć cokolwiek nad ramionami i głowami innych uczniów, ale nie wiele jej to dawało. Spojrzała na swojego partnera, który wystawał pomiędzy wszystkimi jak jakiś równie chudy co tępy słup na pustkowiu
Zabini zamiast wypatrywać przyjaciół wbijał nienawistne spojrzenie w Notta który towarzyszył Ginny i trochę za bardzo się angażował.
-Blaise!-syknęła Sevka.
Diabeł wybudził się z transu i spojrzał na nią rozbieganymi oczami.
-Co?-zapytał.
-Weź zobacz z łaski swojej czy mój kochany braciszek i Miona nie idą.
Ślizgon wychylił się ponad tłum, lustrując każdego wzrokiem i szukając przyjaciela. Po chwili z niewiadomego powodu zaczął się nagle dusić ze śmiechu. Sevia spojrzała na niego dziwnie i zapytała:
-Co jet? Znalazłeś ich?
-Nie...-wykrztusił Zabini, ciągle się śmiejąc.
-To o co chodzi?-blondynka zaczynała się powoli niecierpliwić.
-Zobaczyłem Pottera.-powiedział z trudem i ponownie wybuchł śmiechem.
Severia wywróciła oczami i syknęła:
-Szukaj ich, a nie rżysz!
Mulat ponownie wyciągnął szyję i chwilę później znowu zaczął rechotać jak opętany.
-O co chodzi tym razem?-zirytowała się Malfoy'ówna.
-Znalazłem ich... Hahaha!!!
Po krótkiej chwili z tłumu przed nimi wyłonili się Draco i Hermiona.
Kiedy Sevka zobaczyła brata również nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem. Podczas, gdy Diabeł z Sevką naśmiewali się z Draco Hermiona przyjrzała się uważnie strojowi Severii.
Była to czarna sukienka sięgająca ponad kolana. Jej spódnica składała się z jednej części spodniej, którą u dołu przyozdabiały kokardy i falbanki, a na to jakby narzucone było coś, co przypominało krótki płaszczyk. Był on zszyty z sukienką i miał krótkie, bufiaste rękawy z kokardkami i koronką. Spod krótkich rękawków wychodziły drugie z długą falbaną na końcu i kokardami. Wszystkiego dopełniał gorset i haftowany kołnierzyk. Cała sukienka była sztywna dzięki znajdującej się pod nią konstrukcji z drutów. Oprócz swojej kreacji Sevia miała na sobie czarne lakierki i mroczny makijaż, który połączony z jej wręcz białą cerą dawał powalając efekt.
-Ślicznie wyglądasz.-powiedziała z uśmiechem do blondynki.
-Dzięki.-odparła, uspokajając się.-Ty też.
-Ej, Granger!-Miona usłyszała jęczący głos Dracona i spytała zirytowana:
-Tak, Malfoy?
-Czemu Diabeł ma normalny garnitur, a ja nie?-zapytał z wyrzutem.-Też chcę taki...
Gryfonka zauważyła dopiero teraz, że rzeczywiście Zabini miał na sobie najzwyklejszy, ciemnozielony garnitur z białą koszulę z żabotem pod spodem.Spojrzała na fochniętego Dracona i syknęła do niego:
-Ty się ciesz, że nie kazałam ci tu nago przyjść.
Draco otworzył usta w niemym szoku i spojrzał na nią ni to z wyrzutem, ni to z niedowierzaniem.
-Nie zrobiłabyś tego...-wyszeptał.
-Jesteś pewny?-spytała Herm, rozbawiona reakcją blondyna.
-Ale on...-zaczęła Severia, lecz już nie dokończyła, bo podbiegł do nich Malcolm Baddock i wysapał:
-Organizatorzy są... proszeni... na scenę...
Po tych słowach oparł ręce o kolana i przymknął na chwilę oczy.
Cała grupa równocześnie uniosła brwi i ruszyła przez zatłoczoną salę do podwyższenia. Draco i Severia zostali na dole, a Blaise i Miona wspięli się po trzech stopniach na górę. Hermiona, kiedy zobaczyła DJ'a, który siedział za stołem mikserskim była w niemałym szoku. Przecież ona o niczym nie wiedziała!
-Diable!-szturchnęła Mulata łokciem w żebra.-Skąd tu ten DJ?
Zabini zaśmiał się cichutko i szepnął w odpowiedzi:
-Ma się te znajomości...-puścił do niej oczko, po czym wyciągnął różdżkę i przytknął ją sobie do
szyi.
Wymruczał odpowiednie zaklęcie i zwrócił się do zebranych uczniów o wiele donośniejszym głosem.
-Witajcie wszyscy na pierwszym w tym roku szkolnym balu!-dalej Herm już nie słuchała, bo była zajęta obserwacją DJ'a.
Był to na oko dwudziestotrzyletni chłopak z czarnymi jak noc, cieniowanymi włosami do ramion i hipnotyzującymi, złotymi oczami, które się nienaturalnie świeciły. Jego twarz bardzo się Gryfonce spodobała. Miał mocno zarysowaną szczękę, pełne usta i prosty nos, chociaż nie aż tak idealny jak arystokratyczny narząd węchu Malfoy'a czy jego siostry, którzy stali obok siebie przed sceną. DJ był opalony, chociaż nie aż tak mocno. Jego skóra miała taką barwę, że w porównaniu do Blaise'a był bladym jak ściana trupem, a przy Draconie wydawał się wręcz murzynem. Ubrany był w czarne jeansy rurki, czerwone trampki i czarny T-shirt z wyszytym na nim wielkim, czerwonym smokiem. Według niej był szalenie przystojny i tajemniczy.
Z letargu brutalnie wybudziła ją burza oklasków. Zdezorientowana spojrzała na uśmiechniętego od ucha do ucha Blaise'a, który kierował się do zejścia z podestu. Miona czym prędzej podążyła za nim i już po chwili znalazła się na dole koło rodzeństwa Malfoy'ów.
-Zamierzam wygrać ten konkurs.-mruknął jej do ucha Draco.
Herm spojrzała na niego zdziwiona. "O co mu chodzi?"-zastanawiała się w myślach.
-Jaki konkurs?-zapytała na głos.
Smok spojrzał na nią jak na niedorozwiniętą umysłowo i odparł z lekkim wahaniem:
-No przecież Diabeł przed chwilą mówił o tym.
-Serio?
-Tak, ale ty byłaś zajęta robieniem maślanych oczu do tego chuderlawego DJ'a.- Malfoy skrzywił się i posłał czarnowłosemu chłopakowi nienawistne spojrzenie.
"Nie no, nie wierzę..."-pomyślała z niedowierzaniem Gryonka.-"Malfoy jest zazdrosny. Nie, to na pewno sen. To wszystko na pewno mi się tylko śni."
-Eee... To... Co Blaise mówił o ty konkursie?-zapytała niepewnie.
-A no tak!-Ślizgon zwrócił na nią swoje stalowe oczy i zaczął wszystko wyjaśniać.-Diabeł ogłosił, że para, która najpiękniej dziś zatańczy dostanie całodniową przepustkę do Londynu, na Pokątną. Ty jesteś prefektem naczelnym, więc wystarczy, że zrobisz maślane oczka do McGonagall i możesz szlajać się gdzie chcesz, a że ja nie mam takiego przywileju wygramy ten konkurs.
Herm spojrzała na niego jak na idiotę, którym z resztą był.
-Ty tak na serio?-zapytała z powątpiewaniem.
-No, a co?-spytał.
-No nie wiem czy przypadkiem przy tym nie pobrudzisz się niepotrzebnie szlamem.-mruknęła ironicznie.
-Raz mogę się poświęcić...-wzruszył ramionami
-Dzięki łaskawco...-syknęła ze złością.
Chciała odejść w stronę stolika, przy którym siedzieli Zabini i Severia, ale Malfoy uniemożliwił jej to, chwytając za ramię.
-Czekaj!-krzyknął.-Gdzie leziesz!
-Jak najdalej od ciebie!-warknęła gniewnie.
-Granger...-jęknął z bezsilności blondyn.-Nie chcesz mieć więcej korzyści z tego konkursu?
-W jakim sensie?-spojrzała na niego podejrzliwie.
-Przy okazji założymy się z Diabłem.
-I co to da?-Miona była coraz bardziej zirytowana, ale musiała przyznać, że zaciekawiło ją to, co mówił ten platynowy głąb.
-Chwila, daj wytłumaczyć...-mruknął Draco, nachylając się do jej ucha i odgarniając kasztanowe włosy, opadające jej na policzek, przez co Hermiona wzdrygnęła się lekko, ale nie ze wstrętu. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak na niego reaguje i zaczął cicho szeptać:-Zrobimy to tak...
***
Severia, Blaise, Harry i Pansy siedzieli na kanapach przy stoliku, obserwując bawiących się uczniów. Tak właściwie to Zabini świdrował wzrokiem Theodora, który opowiadał coś jego Wiewióreczce trzy stoliki dalej, Severka wypatrywała swojego brata, który najwyraźniej został z Mioną pod sceną, a Parkinson w sumie nie patrzyła na to co się działo dookoła, bo była zajęta swoimi długimi, pomalowanymi na czarno paznokciami. Jedynie Złote Dziecko co chwila parskało śmiechem na widok bardzo różnorodnych i wymyślnych strojów wszystkich zebranych. chyba najbardziej rozśmieszyły go stroje Crabbe'a i Astorii.
Vincent miał na sobie fioletową, brokatową marynarkę, czarne sponie od garnituru, rażąco różowe pantofle i zwykłą, białą koszulę, która wyglądała jakby przy trochę głębszym wdechu miała pęknąć w szwach. Gdyby tak rzeczywiście się stało to kilka stojących najbliżej osób oberwałoby guzikiem po twarzy.
Astoria chodziła ciągle naburmuszona, co nie było czymś nadzwyczajnym, ale tym razem powodem jej nastroju było to, co miała na sobie. A był to... habit zakonnicy. Widocznie Goyle, który był jej partnerem w tej sytuacji nie okazał się aż takim bezmózgiem. Dzięki niemu Greengras chociaż przez tą noc nie będzie się przechwalać swoim ubiorem i naturalnym pięknem, który niby posiadała. Tego wieczoru Harry po raz pierwszy i ostatni raz w życiu spojrzał na Gregorego z jako takim uznaniem.
Rozmyślania Wybrańca przerwało przybycie Dracona Lucjusz Malfoy'a alias Tlenionej Fretki i Hermiony. Kiedy obydwoje rozsiedli się wygodnie na jednej z kanap Blaise zapytał z ożywieniem:
-To kto bierze udział w konkursie?-spojrzał zachęcająco na Severię, ale ta jedynie lekko się skrzywiła i wyjęczała:
-Ale ja jestem za niska...
-A co to przeszkadza?-zdziwił się Zabini.-przecież nikt nie będzie na to zwracał uwagi.
-Tak...-syknęła sarkastycznie Severia.-Zwłaszcza, że ja ci nawet do ramion nie dosięgam!
-No, ale liczy się taniec! Czym ty się przejmujesz!?-Zabini mimo, że był cierpliwy mógł w jednej chwili stać się bardzo niemiłym Ślizgonem.
-Wiesz co...!-Severce już brakowało słów, dlatego tylko mierzyła się z Diabłem rozwścieczonymi spojrzeniami.-Niech już lepiej Draco i Miona zatańczą!
Na te słowa Blaise wybuchnął głośnym śmiechem. Blondynka popatrzyła na niego zdezorientowana. Czy ona powiedziała coś śmiesznego? Po chwili zauważyła, że po ustach Harrego i Pansy również błąka się uśmiech. Teraz to już całkowicie zgłupiała. O co im chodzi? W końcu jednak Zabini uspokoił się nieco i ocierając łzy rozbawienia wyjąkał:
-Prędzej ja bym świadomie pocałował Snape'a niż oni by razem zatańczyli...
Draco od razu żywo zainteresował się tym, co powiedział jego przyjaciel.
-Serio?-zapytał z uniesioną brwią i posłał Herm porozumiewawcze spojrzenie.
-No pewnie!-krzyknął pewny siebie i lekko urażony tym, że Smok mu nie wierzy Zabini.
-To co powiesz na taki zakład... Jeśli ja i Granger zdobędziemy pierwsze miejsce to ty na lekcji eliksirów pocałujesz starego nietoperza w usta, a jak z jakiegoś powodu nie uda nam się to...-nie dokończył, bo przerwał mu Blaise:
-...to wy na cały dzień zamienicie się ciałami!-wykrzyknął podekscytowany, a Malfoy popatrzył na niego z politowaniem.
-A skąd ty idioto wytrzaśniesz tak długo działający eliksir wielosokowy?-spytał, unosząc brwi.
-Zakosi się Snape'owi!-odparł niezrażony pesymistycznym nastawianiem do życia kolegi.-Na pewno ma w składziku coś takiego.
-Hej, a ja co będę z tego miała?-zapytała zirytowana Severka.
-Nic.-odpowiedział usłużnie Diabeł, co wywołało u Sevii groźną minę, która nie zapowiadała niczego dobrego.
-Wiesz...-zaczęła niewinnie, ale Draco już wiedział, że za tą maską słodkości i uległości kryją się najgorsze rzeczy.-Jeszcze nie pokazałam ci co potrafi ten garnitur, który masz na sobie...
-A co mi może zrobić głupi garniak?
-Więcej niż ci się wydaje.-wysyczała przez zęby Sevia i pociągnęła za zwisający z jego kołnierzyka sznureczek.
W jednej chwili wszystkie falbany i falbanki żabotu wystrzeliły do góry i otoczyły głowę zdezorientowanego Diabła tak, że nic nie widział. Jedynie słyszał jak wszyscy zebrani przy stoliku równocześnie wybuchają głośnym śmiechem. Jemu jednak wcale nie było wesoło...
-Ty mała żmijo!-wrzasnął, ale materiał szybko stłumił jego przepełniony wyrzutem głos.
-Co Diabełku?-zapytała słodko Sevria.-Nie słyszę cię...
"Ja ją kiedyś uduszę..."-pomyślał wkurzony Ślizgon.-"Draco miał rację... To jest diabeł wcielony... Zaraz... To ja jestem Diabłem!"
-Blaise, słyszysz mnie?-zawołał blondyn, a kiedy nieszczęsna ofiara pokiwała lekko głową kontynuował.-To jak z tym zakładem? Zgadzasz się?-ponowne potwierdzenie.
Wychowankowie Salazara uścisnęli sobie dłonie i Malfoy wstał.
-A ty gdzie?-zapytała ze zdziwieniem Herm.
-Jak to gdzie? Zapisać nas na listę!
*Tłumaczenie: Nie jesteś sam, jestem przy tobie...
Witajcie! Oto pierwszy rozdział po przerwie, który dedykuję mojej koleżance Marcie, która była moją główną inspiracją do tego rozdziału. Dziękuję Ci! Zapraszam Was do odwiedzenia strony "Kącik muzyczny" są tam wszystkie piosenki które są albo moją inspiracją, albo przy nich piszę. Są one ułożone w kolejności przypadkowej. Dziękuję wszystkim za prawie 11 000 wyświetleń i mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście. Tak czy siak zapraszam na kolejny rozdział: Pozdrawiam E.L. TRACH!!!
Hermiona otworzyła gwałtownie oczy i usiadła szybko na łóżku, pośród rozkopanej pościeli. Potoczyła zaspanym wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu źródła hałasu, który wyrwał ją ze snu. Nie zauważając niczego podejrzanego ziewnęła przeciągle, podrapała się po jeszcze większej szopie skołtunionych loków niż zwykle i ułożyła głowę z powrotem na poduszce, zamykając oczy. Już była na granicy rzeczywistości i snu kiedy...
ŁUP! HAHAHAHAHA!!!
Zacisnęła szczęki ze złości i zmarszczyła brwi. Z rządzą mordu w czekoladowych oczach wyskoczyła z łóżka w samej, różowej piżamie w białe serduszka i chwyciła różdżkę, leżącą na szafce nocnej obok budzika (który, tak na marginesie, wskazywał czwartą nad ranem). Wkurzona na maksa ruszyła do drzwi. Z gniazdem na głowie wyglądała jak prawdziwa czarownica... i to taka niezbyt dobra.
Chwyciła za klamkę i otworzyła je, prawie nie rozwalając ściany. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, powiedzieć lub chociaż zorientować się w sytuacji coś rozbiło się z hukiem, połączonym z plaśnięciem na ścianę tuż obok niej. Po chwili stała w progu cała mokra od stóp do czubka głowy.
-Ups...-usłyszała cichy, rozbawiony głos.
Teraz ogarnęła ją prawdziwa furia. Zazgrzytała zębami i powoli podniosła powieki. To co ujrzała przeszło jej najśmielsze wyobrażenia. Cały salon wyglądał jakby przeszedł przez niego huragan, tornado i tsunami w jednym. Meble były poprzewracane, a dookoła walały się kawałki rozbitych wazonów oraz fragmenty kwiatów, które na dodatek były tak rozdeptane, że nie można było odróżnić co jeszcze niedawno było łodygą, a co płatkami. Egzemplarze "Proroka Codziennego" zaścielały chyba wszystko, włączając w to biedną sorbet, która wyglądała jak zmokły szczur. Jednak nie to wszystko przeraziło ją najbardziej. Na środku tego całego bajzlu stali... tak... jak zwykle... Blaise i Severia...
Byli cali mokrzy, a na twarze mieli przyklejone głupkowate uśmiechy. Byli zziajani, a Zabini w jednej ręce trzymał balon z wodą. Wszystko jasne... Ci wariaci urządzili sobie w dormitorium bitwę wodną. Westchnęła z rezygnacją i podeszła do przerażonej Sorbet, która kuliła się pod gazetą. Wzięła ją ostrożnie na ręce i przytuliła do siebie. Z kamiennym wyrazem twarzy odwróciła się do przyjaciół i... nie powiedziała nic, bo po prostu ręce jej opadały na ich widok. Ruszyła w stronę swojego pokoju, ale zanim zamknęła drzwi, rzuciła:
-Tylko macie tu posprzątać...
Na moje słowa równocześnie wywrócili oczami i spojrzeli na nią wzrokiem mówiącym: "Chyba cię coś boli..." po czym od nowa zaczęli obrzucać się balonami.
Pokręciła ze zrezygnowaniem głową i zostawiła ich samych.
Idąc w stronę łóżka uśmiechnęła się pod nosem. Oni zawsze będą jak takie upierdliwe dzieci, które włażą wszystkim pod nogi i mają w nosie co się do nich mówi. Nigdy się nie zmienią...
Odstawiła Sorbet na miękką pościel i wysuszyła jej futerko oraz siebie jednym machnięciem różdżki. Usiadła na posłaniu i zerknęła na zegarek. Wskazywał w pół do piątej rano. Pomyślała, że i tak już nie zaśnie, więc podniosła się i skierowała swoje kroki w stronę biurka, zawalonego różnego rodzaju podręcznikami i książkami prawie pod sam sufit. Mijając zawieszony na drzwiach szafy pokrowiec z garniturem dla Malfoy'a uśmiechnęła się szyderczo. Nie mogła się doczekać jego miny, jak zobaczy to w czym ma spędzić cały dzisiejszy wieczór i noc.
Siedziała przy biurku z lekkim uśmiechem na twarzy, czytając już chyba po raz setny "Historię Hogwartu". Mimo, że znała ją już praktycznie na pamięć, ciągle znajdowała coraz to nowsze i ciekawsze szczegóły. Z wypiekami na twarzy śledziła losy założycieli szkoły magii. Tak była zaczytana, że nie zauważyła nawet, jak ktoś po cichutku wślizgnął się do jej pokoju. Po chwili poczuła jakieś zimne dłonie, które delikatnie zakryły jej oczy. Uśmiechnęła się szerze i zapytała:
-Kto to?-odpowiedział jej cichy śmiech i nienaturalnie piskliwy głos:
-Zgadnij.
-Severia?-spytała niepewnie.
-Jeszcze czego...
-To może... Blaise?-spróbowała ponownie.
-Slytherinie! Co to za pomysł?! Oczywiście, że nie!-usłyszała, że tajemniczy ktosiek strasznie się oburzył na jej słowa i już wiedziała kto stoi za jej plecami. Jednak to o dziwo nie zepsuło jej humoru...
-Malfoy...
-No nareszcie!-ręce blondyna zniknęły sprzed jej narządu wzrok, a ona odwróciła się w jego stronę. Stał przed nią ubrany w szkolne szaty, a na ramieniu miał wypełnioną książkami, czarną torbę z małymi inicjałami: D.L.M. wyszywanymi srebrną nitką. Jego włosy były w totalnym nieładzie, co mu się nigdy nie zdarzało. Był perfekcjonistą, jeśli chodzi o swój wygląd. Oczy błyszczały mu jak dwie stalowe gwiazdy, a na ustach gościł, o dziwo, szczery, szeroki uśmiech. Nie, to nie był zwykły uśmiech... Draco stojąc tak przed Mioną szczerzył się jak głupi od ucha do ucha i gapił się na nią jakby była co najmniej... nie umiała tego określić. Po krótkiej chwili milczenia Smok zapytał: -Pokażesz mi ten garnitur czy cokolwiek to jest? Herm pokręciła przecząco głową i powiedziała: -Zobaczysz go dopiero wieczorem, przed balem. -Ale dlaczego?-zrobił minę skrzywdzonego szczeniaka, który tylko poobgryzał dla zabawy czubki butów domowników. -Bo to ma być niespodzianka!-udała, że jest zdenerwowana.-A teraz wynocha! -No co to za maniery...-zacmokał z niezadowoleniem.-Ja tu specjalnie się fatyguję, by zabrać jaśnie pannę na śniadanie, a ty mnie wypędzasz! To już szczyt wszystkiego!-zrobił obrażoną minę wkurzonego pięciolatka, któremu zabrano samochodzik i splótł ręce na piersi. -Ż-że co? Ty przyszedłeś, by zabrać mnie na śniadanie?-Hermiona była tak zszokowana, że nie wiedziała co mówiła, co mówi i co ma powiedzieć. -Zacięłaś się? Haloo...-dopiero po chwili zorientowała się, że wgapia się od kilku minut w jeden punkt przed sobą jak sroka w gnat, a Malfoy z lekkim, rozbawionym uśmiechem machał jej przed oczami ręką. -Co jest?-zapytała nieprzytomnie. -Zakochałaś się czy co? No ja wiem, że jestem przystojny, ale nie wiedziałem, że aż tak na mnie reagujesz... To idziesz w końcu na to śniadanie?-zapytał te śmiechem i wesołymi iskierkami w oczach. -Ja?-zapytała głupawo i od razu trzasnęła się z całej siły dłonią w czoło. -Nie, ściana za tobą...-zironizował Draco. -No to poczekaj chwilę, to się przebiorę.-powiedziała, zdając sobie sprawę, że ciągle jest w samej piżamie. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej swój szkolny mundurek. Chwyciła rogi góry od piżamy, by ją ściągnąć, ale nagle znieruchomiała. Puściła koszulkę i odwróciła się w stronę Smoka, który rozsiadł się (a raczej rozwalił) na jej łóżku i przyglądał się jej poczynaniom z ożywionym zaciekawieniem w oczach. Herm chrząknęła znacząco, na co on rzucił jej pytające spojrzenie. Westchnęła ciężko. Do tego człowieka nic nie dociera... -Mówiąc "poczekaj" miałam na myśli to, żebyś poczekał za drzwiami... -Ale mi tu dobrze...-wyjęczał, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. -Ale mnie to nie obchodzi! Wynocha!-wskazała ręką drzwi i tupnęła w przypływie irytacji nogą. -Nie chcę..-mruknął, kładąc się na pościeli. -Przecież nie będziesz się patrzył, jak się przebieram!-Mionę wyprowadziło z równowagi jego zachowanie, ale kiedy już otwierała usta, by się na niego wydrzeć, Draco z westchnieniem podniósł się z łóżka i po prostu wyszedł. Herm stała jak wryta i patrzyła się na drzwi, jak krowa na malowane wrota. Malfoy wykonał jej prośbę, a raczej rozkaz z własnej, nieprzymuszonej woli? Nie, to jest zbyt piękne, by było prawdziwe... A jednak... Dzisiaj w ogóle jest taki dziwny, taki... miły. Może porwali go kosmici z marsa i podstawili na jego miejsce ulepszoną wersję? Jak w transie ubrała się w szkolne szaty i chwyciła torbę, która wręcz pękała w szwach od książek. Podeszła do misek Sorbet i nałożyła jej jedzenie do nich, po czym pogłaskała kotkę po głowie i wyszła z dormitorium, delikatnie zamykając drzwi.
***
Hermiona schodziła po schodach do lochów na ostatnią tego dnia i najmniej lubianą lekcję... eliksiry. Stary nietoperz pewnie znowu odejmie jej punkty za nic. Przyzwyczaiła się do tego, że jak coś robi dobrze, bez żadnego błędu to on automatycznie kipi ze złości. No ale musi być na tym świecie równowaga. Skoro wszyscy nauczyciele (nie wliczając w to tej świrniętej Trelavney) uwielbiają ją i podziwiają jej zdolności to oczywiście musi być taki jeden stary zgred, który robi wszystko by miała jak najniższe stopnie. Zresztą Snape jest tak naprawdę taki dla wszystkich Gryfonów. Na przykład jak ostatnio Seamus się zapomniał i położył nogi na ławce to od razu oberwał minusowymi punktami, których wcale nie otrzymał tak mało, bo aż trzydzieści. Za to Malfoy wszystkie lekcje siedzi, a raczej leży rozwalony jak jakiś król na krześle z tymi swoimi krzywymi, dolnymi kończynami wywalonymi w całej okazałości na stół i mistrz eliksirów nawet na niego nie spojrzy. I gdzie tutaj jest sprawiedliwość? No tak... równość w karaniu Ślizgonów i Gryfonów w wykonaniu przerośniętego nietoperza już daaaawno temu uciekła z wrzaskiem.
Zastanawiając się tak nie zauważyła, że doszła pod klasę. Nagle poczuła jak gwałtownie na kogoś wpada, co wyrwało ją z zamyślenia. Na szczęście nie upadła, bo byłaby przez tydzień pośmiewiskiem Slytherinu, którego uczniowie stali pod salą, podpierając ściany. Jedynie niebezpiecznie się zachwiała.
-Uważaj jak leziesz, szlamo!-usłyszała zimny, ostry jak brzytwa głos.
Podniosła głowę i ujrzała twarz Malfoy'a, wykrzywioną w grymasie pogardy i wstrętu. Kiedy zajrzała w jego oczy zobaczyła w nich tylko lód i wielką obrazę majestatu. Dracon prychnął z pogardą i odszedł dumnym krokiem. "Co mu się stało?"-pomyślała zdziwiona Herm.-"Przecież rano był taki miły...". Nie wiedziała o co chodzi. Czemu tak nagle zmienił nastawienie do niej, a potem na powrót stał się aroganckim dupkiem? Nagle ją olśniło... Weszła do klasy, mając w głowie jedną myśl: "Nie chce sobie głupek zepsuć reputacji..."
***
Wyszła z sali wściekła jak osa. Ten stary... bałwan znowu odjął jej dziesięć punktów, a to tylko dlatego, że chciała opowiedzieć o eliksirze wielosokowym! Jak można być tak wrednym?! Ona tego po prostu nie ogarniała!
Już była przy wyjściu z lochów, kiedy poczuła jak ktoś ją łapie za ramię i krzyczy:
-Miona!
Odwróciła się z zamiarem wygarnięcia temu komuś co sądzi o wrzeszczeniu do ucha, ale zmieniła zdanie, gdy zobaczyła Pansy.
-O co chodzi?-zapytała spokojnie.
-Dzisiaj po kolacji przyjdź do mojego dormitorium.
-Po co?-Mionę zdziwiło to co powiedziała czarnowłosa.
-No jak to po co? Muszę cię zrobić na bóstwo przed dzisiejszym balem!-wykrzyknęła uradowana.
-Wiesz...-westchnęła Herm.-Ja chyba nie pójdę...
-Cooo?! Musisz iść! Jesteś współorganizatorką!-oburzyła się Parkinon.
-Ale ja nie chcę całą noc użerać się z Malfoy'em...-jęknęła z rozpaczą.
-Nie martw się. Ja cię obronię!-powiedziała dumnie, unosząc podbródek.
-No nie wiem...-Miona dalej nie była zbytnio przekonana.
-Na Salazara!-Pansy się chyba trochę zirytowała.-Co ty jesteś zegar z wahadłem, że się tak ciągle wahasz?! Masz być u mnie od razu po kolacji z suknią i nie da się tego odwołać!
-Ale Malfoy ma mój strój...-wyjęczała z bezsilnością.
-Mnie to nie obchodzi!-krzyknęła przez ramię Ślizgonka, odchodząc.
Świetnie... Teraz będzie musiała zniżyć się do poziomu odezwania się do tego barana...
***
Draco stał, oparty o barierkę na wierzy astronomicznej i patrzył na mieniące się w słońcu wody Hogwarckiego jeziora. To tutaj był świadkiem śmierci Dumbledora. Pamiętał to tak dobrze, jakby wydarzyło się wczoraj... "Muszę cię zabić! Inaczej on zabije mnie...", Snape, "Avada Kedavra!", zielony błysk, ciało profesora spadające na dziedziniec, okropny rechot Bellatriks...
W pewnej chwili usłyszał łopot skrzydeł i obok niego na poręczy usiadła sowa z przyczepioną do nóżki wiadomością. Zmarszczył brwi i odwiązał karteczkę, a ptak od razu odleciał. Patrzył przez chwilę za nim, a potem spuścił wzrok na list, który trzymał w ręce. Rozwinął go i zobaczył piękne, równiukie pismo:
Przyjdź do mojego dormitorium z sukienką.
Teraz!
H.G.
Westchnął ciężko i chcąc, nie chcąc zaczął schodzić po schodach, kierując się do lochów. Wolał nie narażać się Granger. Nie to, że jej się bał, nic z tych rzeczy... Ona nic by mu nie mogła zrobić, bo jest za słaba. Po prostu nie chciało mu się słuchać jej marudzenia, jęków i wyrzutów, które miał tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
***
Wszedł do pokoju Hermiony z pokrowcem na suknię, przewieszonym przez ramię. Przywitał ją karcący wzrok Miony i jej słowa:
-A pukać to cię w domu nie uczyli?!
-Nie.-mruknął i rozwalił się na jej łóżku.
Dziewczyna jedynie spojrzała na niego krzywo i zdjęła z drzwi szafy szary worek. Rzuciła nim w Ślizgona, a sama zabrała swoją kreację.
Smok na razie nie patrzył na swój strój, tylko obserwował reakcję Gryfonki. Herm powoli rozpięła suwak i wytrzeszczyła oczy. Otworzyła usta i szepnęła cichutko, delikatnie gładząc materiał sukienki:
-Merlinie...-zerknęła na Dracona, który szczerzył się do niej.
Malfoy był dziwnie szczęśliwy, widząc niemy zachwyt w jej oczach, kiedy patrzyła na swoją kreację. Zwykle był usatysfakcjonowany jak kogoś torturował, a teraz czuł się uszczęśliwiony nie dlatego, że ktoś cierpiał, tylko właśnie się cieszył. "Co się ze mną dzieje?"-pomyślał.
Herm spojrzała na Draco i powiedziała:
-Dziękuję... Jest piękna...-chłopak spojrzał na nią jak na jakąś kosmitkę.
"Granger mi dziękuje? Nie, to na pewno jest sen..."-przez głowę przeszła mu pełna niedowierzania myśl.
-Malfoy! Teraz ty obejrzyj swój strój!-usłyszał ożywiony głos, połączony z chichotem.
Oprzytomniał i spojrzał na nią podejrzliwie, mrużąc oczy. Co ta mała szczota kombinuje? Wolno sięgnął po swój pokrowiec i otworzył go. Kiedy ujrzał to co było w środku wydał z siebie przeraźliwy wrzask:
-CO TO JEST?!
Hermiona nie mogła już wytrzymać i wybuchnęła głośnym, niekontrolowanym rechotem, który było słychać w całym Hogwarcie. Malfoy wyglądał komicznie, trzymając w ręce wieszak ze swoim garniturem, który był w całości koloru pudrowego różu. Dołączona była do niego była do niego biała koszula i różowa mucha z wyszywanymi na niej srebrną nitką kwiatuszkami. Draco miał minę, która wyrażała ogromne zdziwienie, irytację, niedowierzanie, wściekłość i trochę rozbawienia. Wydawało się, że jego gałki oczne zaraz potoczą się po podłodze, prosto pod stopy Gryfonki, a szczęka wypadnie z zawiasów. Jednym słowem wyglądał jak zdziwione zombie. Dosłownie!
-Ja mam to założyć?!-zapytał, a raczej wydarł się Smok.
-Tak.-odparła, krztusząc się ze śmiechu.
Po tych słowach zabrała swoją kreację i wyszła z pokoju, zostawiają osłupiałego Dracona samemu sobie. A nie... Zostawiła go z różowiutkim garniturem.
***
-Serio? Na serio Malfoy kupił ci to cudo? Z własnej woli?-Pansy zachwycała się suknią już od piętnastu minut, a Miona ciągle odpowiadała tak samo na wszystkie pytania:
-Tak.
-Naprawdę?-Ślizgonka dalej nie dowierzała.
-Tak, ale teraz ty pokaż mi swoją kreację.
-Okej.
Czarnowłosa podeszła do szafy wyjęła z niej przepiękną, czarną suknię. Jej dolna część była utrzymywana w całości na drucianej konstrukcji, a u góry był gorset z delikatnymi koronkami. Kreacja nie miała ramiączek i była wręcz boska. Miona zauważyła jeszcze, że z tyłu była zawiązana wielka kokarda, obszyta srebrną tasiemką.
-Wow...-wydusiła w końcu.-Harry się postarał...
-No... To prawda...-westchnęła Pansy.-Wiesz, nie wiedziałam, że on jest taki fajny. Na pierwszy rzut oka to taka trochę z niego ciapa, ale jak się spojrzy głębiej...
-Tylko mi się tu nie zakochaj.-przerwała jej ze śmiechem Gryfonka.
-Chciałabyś...
-Dobra, ja już nic nie mówię... Może w końcu zaczniesz robić ze mnie bóstwo, chociaż wątpię, by ci się udało...
-A tak, oczywiście!-ożywiła się Ślizgonka i poprowadziła Mionę do krzesła.
-Tylko nie zrób ze mnie...
-Tak, tak wiem... Tylko lekki makijaż...
Herm szczerze trochę bała się efektów pracy czarnowłosej, ale jak już się zgodziła to tego nie odwoła, bo zrobi jej przykrość. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Cienie do oczu, szminki, pudry, podkłady przybywajcie!