Strony

czwartek, 31 marca 2016

Drabble 1

 Niepohamowany głód

-Draco co ty robisz?-Lucjusz Malfoy patrzył ze zdziwieniem na syna, który wyjadał z kolorowej paczki brązowe chrupki.
-Jem, nie widać?
-Ale synu...
-Nie przeszkadzaj!
-Czekaj...
-Głodny jestem, a to da się jakoś zjeść mimo, że jest twarde jak cholera!
-Może byś mnie...
-Nie!-warknął, opluwając ojca kawałkami jedzenia.
-Och, no dobrze...-westchnął z udawanym zrezygnowaniem Lucjusz-Szkoda tylko, że to nie są żadne chrupki, tylko karma dla Fafika...
-CO-O?!


Sąd ostateczny

Stuk, stuk, stuk...
-Uwaga! Rozprawę czas zacząć! Pani Severio Narcyzo Malfoy wie pani po co tu pani jest?
-Nie.
-A więc...
-To niedopuszczalne!-przerwał mu pewien głos.
-Cisza! A więc została tu pani wezwana...
-Jak ty mogłaś mi to zrobić?!
-Niech pan się panie Malfoy uspokoi, bo każę wyprowadzić pana z sali!
-Powinno się ją od razu wsadzić za kratki! Niech nie niszczy więcej życia ludziom wokół niej!
-Draconie Lucjuszu Malfoy! Proszę w takim razie opowiedzieć o tym, co pan zarzuca własnej siostrze, skoro tak bardzo nie może się pan tego doczekać!!!
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, zmącona tylko odgłosem pociągania nosem.
-ONA MI ZEŻARŁA CZEKOLADOWEGO KRÓLICZKA!!!


Wyznanie

-Co robisz?
-...
-No powiedz!
-...
-Zacięłaś się?
-...
-Odpowiadaj!
-Ghrrrr...-wykrztusiła z trudem.
-Granger ja cię kocham, a ty nic nie powiesz???-przycisnął jej ciało do siebie jeszcze mocniej.
-Gheee... Du...
-Co? Mów! Słucham cię! Kochasz mnie?
-Du... sisz... mnie... idioto...

piątek, 4 marca 2016

Miniaturka 5 - Always

Witajcie! Oto miniaturka z konkursu, z Katalogu Granger. Nie będę się chwalić tym, które miejsce zajęła, bo nie jest to zachwycająca pozycja, ale moim zdaniem to małe dzieło jest dobre. Jestem z niego zadowolona.
Rozdział na pewno nie pojawi się szybko. Jestem na roku dyplomowym w szkole muzycznej i mam bardzo dużo występów, przygotowań itd.
Zapraszam do czytania!

Kate siedziała w dyżurce, powoli pijąc już zimną herbatę i patrząc się tępo w ścianę po drugiej stronę szpitalnego korytarza. Wypuściła ze świstem wstrzymywane w płucach powietrze i spuściła wzrok na bursztynową ciecz w szklance, którą trzymała w dłoniach. Była już zmęczona tymi wszystkimi dyżurami, a dzisiaj jeszcze musiała zostać po godzinach, bo jej koleżanka nagle się rozchorowała. Zakryła sobie twarz dłońmi i zamknęła oczy, które już ją szczypały ze zmęczenia. Jednak nie dane jej było długo się odprężać, bo usłyszała pewien głos, którego barwa sprawiła, że powiało chłodem. Uniosła głowę i zobaczyła wysokiego, na oko trzydziestoletniego mężczyznę, który miał platynowe, starannie ułożone włosy i ostre rysy twarzy. Jego oczy mimo, że były koloru orzechów wydawały się lodowate. Miał piękny, prosty nos po czym Kate mogła poznać, że pochodzi z arystokratycznej, co nie było dla niej zbyt korzystne, ponieważ była mugolaczką. Wyniosły osobnik był ubrany w śnieżnobiałą koszulę, czarny krawat i tego samego koloru spodnie od garnituru. Przez ramię przerzucił sobie marynarkę, która luźno zwisała za jego plecami. Kobieta dopiero po chwili zauważyła, że mężczyzna trzyma za rękę małego chłopca, który wyglądał jak młodsza kopia swojego taty. Jedynym co ich różniło były oczy, bo malec miał je koloru tak jasnego błękitu, że gdyby nie szare obwódki, można by pomyśleć, że nie posiadał tęczówek.
Przez chwilę wpatrywał się z lekkim zdziwieniem w twarze obydwu gości, aż w końcu ocknęła się z na pewno dziwnie wyglądającego letargu i przeszła do rzeczy, zamieniając się znów w co prawda zmęczoną, ale jednak  specjalistkę.
-Poproszę imię i nazwisko pańskie i syna.
-Chwila...-gość zmarszczył brwi, a Kate przestraszyła się lekko, że zrobiła coś źle.-Ostatnio musiałem podać tylko i wyłącznie swoje dane.
-Tak było jeszcze w tamtym tygodniu, ale od tego zasady się zmieniły.-wyjaśniła powoli i cierpliwie ciesząc się, że tylko o to chodziło.
-Ech... No dobrze.-blondyn westchnął i skrzywił się lekko.-Scorpius Malfoy, a mój syn to Alois Malfoy.
Kate na chwilę rozszerzyły się źrenice ze zdziwienia. Wiedziała od razu, że to jacyś czystokrwiści arystokraci, ale nie spodziewała się, że to będą Malfoy'owie! Jaka ona była głupia! Przecież mogła poznać ich po włosach! Tylko ten jeden ród ma taki charakterystyczny kolor fryzury!
-Och, przepraszam najmocniej! Nie poznałam!-powiedziała na głos, modląc się, by blond dziedzic się nie zdenerwował.
-Nic nie szkodzi.-odparł chłodno mężczyzna.-Hermiona Malfoy leży w tym samym pokoju co zawsze?
-Tak, oczywiście.
-Dziękuję.-odparł Scorpius.-Chodź Alois.-powiedział zachęcająco do syna, złapał go za rękę i odszedł dostojnym krokiem w głąb szpitalnego korytarza, a Kate odprowadziła go wciąż trochę zszokowanym wzrokiem.
Szedł powoli, trzymając synka za rękę i stukając butami o podłogę. Miał zmarszczone brwi i biło od niego chłodem. Nienawidził tego, że jak wyjawi komuś swoje nazwisko, to ta osoba zaczyna się na niego gapić z szeroko otwartymi ustami, jak jakaś ryba, wyciągnięta z wody. Wzdrygnął się. "Obrzydliwe"-pomyślał z odrazą i wcisnął przycisk, przywołujący windę. Zerknął w dół na swoje dziecko, a jego twarz momentalnie złagodniała, gdy zauważył, że Alois wpatruje się tępo w swoje buty. Przyjechało pomieszczenie, mające zawieźć ich na górę i weszli obydwaj do środka. Scorpius nacisnął guzik z dwójką, a kiedy drzwi się zamknęły uklęknął przed małą kopią siebie.
-Co się stało?-zapytał spokojnie, patrząc z troską na małego Malfoy'a.
Przy tej małej istocie zmieniał się nie do poznania. Cały chłód znikał z jego oczu, a zazwyczaj wykrzywiona ze złości, obrzydzenia lub irytacji twarz wygładzała się. Znikał oschły biznesmen, a pojawiał się czuły, kochający ojciec.
-Tęsknię za dziadkiem...-wymamrotał cicho malec, a blondyn uśmiechnął się smutno.
-Dziadkowi Draco jest dobrze tam, gdzie teraz przebywa. Lepiej niż mu było tutaj. Pewnie teraz patrzy na nas z góry i na pewno nie chciałby byś się smucił tym, że odszedł. On jest z nami, kochanie.-mówił powoli, ciepłym głosem.
Mały chłopiec nic na to nie odpowiedział, a po chwili drzwi się otworzyły i wyszli na korytarz, oświetlony przez długie świetlówki.
Nie zajęło im dużo czasu znalezienie pokoju Hermiony i już po kilkunastu sekundach starszy Malfoy naciskał klamkę. Drzwi bez najmniejszego oporu ustąpiły i już po chwili znaleźli się w środku. Pomieszczenie miało białe ściany i tego samego koloru linoleum na podłodze, a w powietrzu unosił się charakterystyczny dla szpitali zapach. Na przeciwległej od drzwi ścianie znajdowało się okno z widokiem na park, a na parapecie stał w małej doniczce kaktusik, który wyglądał jak kolczasta kulka z jednym białym kwiatkiem na czubku. Była to jedyna roślina w tym pomieszczeniu. Przywieźli go z domu, bo była Gryfonka bardzo lubiła gdy było coś zielonego w pokoju, a w tym stanie nie miała jak się czymkolwiek zajmować, więc taka pustynna roślinka była wręcz idealna. Na środku stała szafka nocna z lekami i małą lampką, obok stojak z kroplówką, a na szpitalnym łóżku leżała Hermiona. Kasztanowe włosy pokrywały siwe pasma, a twarz nie była już taka gładka jak kiedyś. Była odwrócona w stronę okna i wpatrywała się w puste krzesło przed sobą, jakby ktoś tam siedział. Blondyn uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył pokaźnych rozmiarów stos grubych ksiąg na podłodze koło posłania matki. Na samej górze leżała oczywiście "Historia Hogwartu".
-Witaj mamo.-powiedział głośno, a starsza kobieta odwróciła gwałtownie głowę, jakby została nakryta na robieniu czegoś niedozwolonego.
-Och Scorpius, synku!-uśmiech wypłynął na jej pomarszczoną twarz.-Właśnie gawędziłam sobie z twoim tatą, pozdrawia was!
Blondyn uśmiechnął się do niej. Odkąd ojciec umarł często majaczyła. Mówiła ciągle, że go widzi, że z nim rozmawia. Postanowili się tym nie przejmować i być dla niej po prostu mili.
-O! Alois!-staruszka zauważyła malca, który stał obok starszego Malfoy'a.
Dziecko podbiegło do niej i wspięło się na łóżko. Hermiona przytuliła je czule i ucałowała w oba policzki. Scorpius podszedł do krzesła i usiadł na nim. Położył swoją czarną torbę na kolanach i otworzył ją. Wyjął z jej wnętrza mały bukiecik róż i bombonierkę w kształcie SERDUSZKA. Kiedy była Gryfonka to zauważyła uśmiechnęła się pobłażliwie.
-Zamierzasz kontynuować tradycję ojca, który z braku pomysłów dawał mi co roku to samo?
-No... Tak, trochę... W końcu dzisiaj Walentynki!-tłumaczył się z rumieńcami na twarzy.
-Powinieneś dać to swojej żonie, a nie przynosić starej matce do szpitala!-zaśmiała się, a blondyn zauważył, że jej oczy są nadzwyczaj wesołe.
Położył prezenty na białej szafce nocnej, wstał i podszedł do okna. Skrzyżował ręce na piersi i głęboko się zamyślił, a w tym czasie Hermiona pogrążyła się we wspomnieniach.
-Ech... Pamiętam jeszcze nasze pierwsze, może nie do końca wspólne Walentynki z Draco...
"Obudziły ją wpadające przez okno promienie słońca. "Znowu nie zasłoniły zasłon."-pomyślała ze złością, mrużąc oczy. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej, ziewając szeroko. Rozejrzała się dookoła sennym wzrokiem. Jak zwykle panował tu niemiłosierny bałagan. Wszędzie walały się grube księgi, stare woluminy, zwoje pergaminu i połamane pióra, a na biurku widniała ogromna plama po atramencie, który kiedyś przez przypadek wylała, ale zapomniała o tym i tak już zostało. Ostrożnie wstała i powlokła się do łazienki, co chwila potykając się o jakiś podręcznik. Kiedy już się w miarę ogarnęła i ubrała w szkolną szatę zeszła po schodach do salonu, z którego dobiegały dziwne, niecodzienne odgłosy. Stanęła jak wryta w progu, bo to co zobaczyła w głównym pokoju przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Wszędzie wisiały na wstążkach serduszka i różowe serpentyny, z sufitu sypał się czerwony brokat, a wszystkie Gryfonki tańczyły po środku tego wszystkiego w różowych sukienkach lub spódniczkach.
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła zdenerwowana.
Biedne skrzaty znowu będą musiały tu sprzątać!
-Miona, spokojnie...-Lavender uśmiechnęła się do niej życzliwie.-Dzisiaj są przecież Walentynki! Dzień miłości!
Herm skrzywiła się na te słowa. Jak ona nienawidziła Walentynek! Te wszystkie miziające się po kątach pary. Fu! Przecież co roku jest tak samo, a one za każdym razem coraz bardziej się tym podniecają. Żałosne...
Prychnęła pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia z salonu. Może chociaż Harry i Ron będą normalni, nie tak jak cała reszta.
Idąc korytarzem na śniadanie rozmyślała o tym czy zdąży dzisiaj napisać całe wypracowanie dla Snape'a na następny tydzień. Będzie musiała pójść do biblioteki po potrzebne księgi, a następnie wyszukać w nich wszystkie potrzebne informacje. Potem wystarczy tylko napisać całość na brudno i przepisać na czysty pergamin.
Tak się zamyśliła, że w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że nie dość, że prawie rozkwasiła się na ścianie to jeszcze o mały włos nie została poturbowana przez pędzącego na oślep przed siebie pewnego blondyna.
-Z drogi Granger!!!-wrzasnął na cały Hogwart.
-Odwal się ode mnie fretko!-warknęła ze złością, ale odsunęła się.
Chwilę później przekonała się, że to była bardzo dobra decyzja, bo zza zakrętu wypadłą spora grupa dziewcząt.
Wszystkie piszczały niemiłosiernie, machały i przepychały się, by być na czele tłumu. Każda z nich trzymała w ręce walentynkę lub jakiś kwiatek. Miona zauważyła, że Astoria Greengrass biegła z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. "Nie no to jakiś żart..."-pomyślała ze zrezygnowaniem i powlokła się w stronę wejścia do Wielkiej Sali."
Staruszka westchnęła z lekkim uśmiechem na twarz, patrząc z rozmarzeniem w sufit nad sobą.
-Nienawidziłam twojego ojca, Scorpiusie, z całego serca.-zaśmiała się cicho.-Ale w głębi duszy moja nienawiść powoli zamieniała się w miłość. Kochałam go, a jednocześnie nie chciałam znać, dziwne co?
-Dosyć niecodzienne...-odparł lakonicznie Malfoy.
-Babciu, a co było dalej?-spytał z ciekawością Alois.-Opowiadaj, proszę!
-No dobrze.-Miona pogłaskała go po głowie i zmierzwiła mu włosy.
"Gryfonka wracała wieczorem ciemnym korytarzem do dormitorium. Była na imprezie walentynkowej w salonie Krukonów, na którą pomimo jej protestów i wrzasków zaciągnęła ją Ginny. Ku jej zdziwieniu byli tam także Ślizgoni, którzy zachowywali się jak u siebie. Połowa była pijana, jedna czwarta poległa i spała gdzieś po kątach, a ostatnia ćwiartka, która jeszcze wytrwała obściskiwała się z dziewczynami na kanapach lub próbowała nieudolnie tańczyć na środku parkietu, wpadając na inne pary. Mionę strasznie irytowało to co robili. Z odrazą patrzyła na uczniów domu Węża, ale mimo wszystko co jakiś czas zerkała na rozwalonego na sofie Draco. Było w nim coś, co przyciągało jej uwagę. Przede wszystkim wyglądał wręcz powalająco w rozpiętej białej koszuli i czarnych jeansach. Jego szare oczy błyszczały tajemniczo w półmroku, a zmierzwione platynowe kosmyki zwisały luźno nad arystokratycznym czołem.
Potrzasnęła głową, przepędzając z głowy wszystkie wspomnienia z dzisiejszego wieczoru, a zwłaszcza te z Draconem i zamknęła za sobą drzwi pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z wielkim zadowoleniem stwierdziła, że Lavender i Parvati jeszcze nie wróciły z nocnej balangi.
Z lekkim uśmiechem na ustach rzuciła się na łóżko, wtulając policzek w miękką poduszkę. Już chciała odpłynąć w ramiona Morfeusza, ale coś, co leżało na parapecie i co chwila zabłyskiwało w świetle księżyca przykuło jej uwagę. Powoli wstała i podeszła do okna, czując pod bosymi stopami chłód twardej posadzki. Okiennice były otwarte, więc mogła się domyślać, że niedawno zawitała tu jakaś sowa. Spuściła wzrok na leżący przed nią liścik z załączoną do niego ozdobną fiolką, wypełnioną bursztynowym płynem. Podniosła ją bliżej oczu i aż westchnęła z zachwytu. W środku, za szkłem, w lepkiej cieczy pływała przepiękna róża. Była krwisto czerwona i zdawała się świecić własnym blaskiem. Hermiona stała w miejscu, nie mogąc oderwać oczu od tego cudownego prezentu. To było coś niesamowitego, że komuś tak bardzo na niej zależy, że w Walentynki przysyła jej takie cudeńko. Tylko kto to mógł być? Jej wzrok padł na małą kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:
Dla kogoś wyjątkowego.
Dla Granger.
D.L. Malfoy
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, zdziwiona podpisem. W najśmielszych snach nie mogła sobie wyobrazić, że Malfoy da jej takie coś. Ba! Ona nigdy nie myślała, że ten egoista da jej cokolwiek! Chyba, że chodzi o solidną dawkę wyzwisk. A tu jednak kryje się w nim trochę człowieka.
Przeniosła spojrzenie na trzymaną w drugiej dłoni fiolkę. Odwróciła się od okna, nie zamykając go. Lubiła, gdy świeże powietrze czasami wpadało do sypialni. W ubraniu i butach położyła się na łóżku, przyciskając do siebie zalany żywicą kwiat, jakby to był najcenniejszy skarb na świecie. Przymknęła powoli powieki i już po chwili była w krainie marzeń i snów."
-Woow... Babaciu! Ty i dziadek byliście strasznie dziwni!
Herm zaśmiała się cicho na te słowa i przytuliła do siebie wnuka. Często się zastanawiała jak to jest możliwe, że Draco, Scorpius i Alois wyglądali prawie identycznie. Nawet Lucjusz, gdyby miał krótkie włosy mógłby być kolejnym "klonem". No, ale teraz to już raczej ich nie zetnie, bo do grobów fryzjerzy nie chodzą.
-Mimo, że twój dziadek był czasem nieznośny, to go kochałam całym sercem i dalej będę kochać. Ciągle widzę jak uśmiecha się ironicznie w moją stronę. Na przykład teraz, kiedy stoi tam pod ścianą i nas obserwuje.
Uśmiechnęła się szeroko w tamtą stronę z oczami błyszczącymi miłością.
-Mamo...-Scorpius podszedł do łóżka i położył dłoń na pomarszczonej ręce Miony.-Spokojnie wszys...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo coś zastukało w szybę. Odwrócił się i zobaczył sowę. Otworzył jej okno, a ona wleciała do środka i usiadła na parapecie, wystawiając nóżkę. Ostrożnie odwiązał wiadomość, a ona od razu odleciała. Rozwinął szybko karteczkę i przeczytał jej zawartość. Po chwili schował ją do kieszeni i sięgnął po torbę, leżącą na krześle.
-Niestety musimy już iść, mamo. W ministerstwie mają jakieś problemy i muszę natychmiast tam być.
-Dobrze, ale poczekaj jeszcze sekundkę. Alois podejdź, proszę.-uśmiechnęła się do niego zachęcająco, a kiedy się zbliżył wzięła jego rękę i włożyła mu coś do niej.
Mały spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, po czym spuścił wzrok na tajemniczy przedmiot. Na jego dłoni leżała ozdobna fiolka z zatopioną w żywicy różą w środku. Chłopiec podniósł wzrok na babcię, a ta uśmiechnęła się do niego szeroko i szczerze, po czym kiwnęła głową i powiedziała:
-Powinniście już iść.-patrzyła jak podchodzą do drzwi, by po chwili za nimi zniknąć.
Kiedy kroki na korytarzu ucichły zaśmiała się cicho pod nosem i odwróciła głowę w stronę siedzącej na parapecie półprzezroczystej postaci.
-I co Draco? Nie wierzą mi, widzisz?-powiedziała z lekkim uśmiechem.
Duch odpowiedział na to lekkim wygięciem w górę kącików cienkich, ale pełnych ust. Po chwili zeskoczył na podłogę i podszedł do swojej ukochanej. Wyciągnął powoli dłoń w stronę jej policzka, ale jego ręka przeniknęła przez jej ciało. Jego twarz posmutniała, gdy zobaczył, że nie może jej dotknąć.
-Szkoda, że nie potrafisz teraz nic powiedzieć.-wyszeptała Hermiona, wzdrygając się lekko, gdy poczuła jak kończyna zjawy przez nią przenika, a blondyn ponownie się uśmiechnął, z miłością patrząc w oczy byłej Gryfonki.
Poczuła, że jej powieki robią się coraz cięższe, a serce i oddech zwalniają z każda sekundą. Wolniej, wolniej, wolniej... Zwróciła wzrok na zmarłego męża, który obserwował ją szeroko otwartymi oczami.
-Kocham... Cię...-szepnęła z trudem, a jej głos przypominał szelest liści. Malfoy pokiwał głową na jej słowa. "Łapiąc" ją za dłoń, leżącą bezwładnie na pościeli.
Popatrzyła ostatni raz na otaczający ją pokój i świat, po czym powoli opuściła powieki, zasłaniając orzechowe tęczówki, które wcześniej świecące szczęściem i radością, teraz powoli wygasały. W małym szpitalnym pokoiku po chwili rozległo się ledwo słyszalne, ostatnie, cichutkie westchnienie Hermiony kiedyś Granger, a teraz i wiecznie Malfoy.
Razem...
Na zawsze...