czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 13 - Trening

Kiedy wyszła z sali, od razu podbiegła do niej Severia.
-Czemu Blaise tak latał za Snape'em?-zapytała prosto z mostu.
-Bo wypił eliksir miłosny.-odpowiedziała Hermiona.
-Ale jak to się stało, że akurat w nim się zakochał?-dopytywała się dalej blondynka.
-Bo nasz kochany Draco dosypał mu do wywaru włosy Snape'a...
Nie wierz w ani jedno jej słowo!-warknął przechodzący obok Malfoy.-Przez nią zarobiłem jeszcze dzisiaj szlaban!
Spojrzał na nią ze wściekłością i ruszył do lochów.
-Nie wierz w ani jedno jego słowo...-westchnęła Herm.
-Przecież wiesz, że nie wierzę!-odparła Sevia.-A co to za szlaban dostał Draco?
-Właściwie, to oboje dostaliśmy szlaban.
-A za co?-Severia nie dawała jej spokoju.
-Pokłóciliśmy się na lekcji, bo Malfoy narysował karykaturę Harry'ego.-wyjaśniła.
-Aha... A o której i przez ile czasu będziecie mieć ten szlaban?-spytała
-Codziennie o dwudziestej drugiej przez tydzień.
-Ciesz się!-zawołała wesoło Sevia.
-Z czego?
-Mogłaś dostać szlaban na pół roku u Snape'a, tak jak ja!
Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia. Nawet nie zauważyła, jak jej torba spadła z hukiem na ziemię, a książki, pióra i kawałki pergaminu wysypały się na podłogę.
-Co?-tylko tyle udało jej się powiedzieć.
-No... Na eliksirach doprowadziłam do wybuchu kociołka i osmaliłam Snape'owi całą klasę. Trochę się wkurzył...
-Ale jak ty wysadziłaś kociołek?
-Blaise nauczył mnie robić ładunki wybuchowe w mugolski sposób. Wiesz... Trochę plastiku i zapalników... Nawet dał mi trochę nitrogliceryny!
-I ty normalnie chodziłaś po korytarzu z nitrogliceryną w torbie?!-krzyknęła, a kilka osób popatrzyło na nią z przestrachem.
-No tak.
-Ty wiesz, że to mogło wybuchnąć?!
-Tak, ale rzuciłam na to zaklęcie powstrzymujące eksplozję.-odpowiedziała spokojnie, oglądając swoje paznokcie.
-O matko...-Hermiona opadła na podłogę pod ścianą i przycisnęła dłoń do czoła, jakby sprawdzała, czy ma gorączkę.
-Tylko nie mów Draco o tym bo...-Severia nie dokończyła, ponieważ przerwał jej zimny głos, Który dobiegał zza jej pleców.
-Czego Granger ma mi nie mówić?
Wzdrygnęła się i powoli odwróciła. Przed nią stał Draco ze zmarszczonymi brwiami i dłońmi opartymi na biodrach.
-Czego Granger ma mi nie mówić?-powtórzył z większym naciskiem.-Ja tu sobie idę na trening Quidditcha, a moja kochana siostrzyczka opowiada na środku korytarza, jak to Diabeł nauczył ją konstruować bomby... Czy stało się coś, o czym nie wiem?-pochylił się lekko nad nią.
-No...-zaczęła Sevia.
-No co?-zapytał, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
-Dostałam szlaban na pół roku u Snape'a...-spuściła głowę.
-Za co?
-Wysadziłam kociołek i zadymiłam mu całą salę...
Sevia oczekiwała krzyków i wrzasków typu: "No i po co to zrobiłaś?! Teraz pewnie dostanę kolejnego wyjca od ojca!", ale nic takiego się nie wydarzyło. Poczuła za to jak klepie ją po ramieniu.
-Moja krew...-usłyszała.
Podniosła wzrok i zobaczyła Zabiniego, stojącego obok wkurzonego Malfoy'a. A już myślała, że brat jej odpuścił.
-Blaise, zostaw nas samych.-warknął Dracon do Diabła i już otwierał usta, by nawrzeszczeć na siostrę, ale Zabini położył mu rękę na ramieniu i powiedział:
-Smoku przestań. Tylko sobie gardło zedrzesz. Chodźmy na trening.-zaproponował.-Dziewczyny, chcecie popatrzeć?-zwrócił się w stronę Hermiony i Severii, a one przytaknęły.
Ruszyli na boisko Quidditcha.

***
-Nott, ty pacanie! Co z ciebie za obrońca?!
Draco latał nad boiskiem i darł się na wszystkich razem i każdego z osobna.
-Zmęczony!-odkrzyknął mu Theodor.
-Mnie to nie obchodzi! Bierz dupę w troki i graj!-wrzeszczał Mlafoy.
-Smoku! To, że ty jesteś wkurzony, nie znaczy, że masz się na nas wydzierać!-do tej kulturalnej wymiany zdań dołączył się Blaise.
-A ty gdzie masz oczy?! Kafel pół metra za tobą przeleciał!
-O kurczę... Serio?-Zabini nieprzytomnie obejrzał się dookoła, a kiedy w końcu dostrzegł czerwoną piłkę, rzucił się na nią i zderzył głową z Malcolmem Baddockiem.
Draco tylko przejechał sobie dłonią po twarzy w geście załamania.
Chłopcy wysłuchiwali krzyków kapitana, a dziewczyny wspaniale się bawiły siedząc na trybunach. Liczyły ile razy zawodnicy zderzą się ze sobą. Na razie wyszło im piętnaście stłuczek. Cieszyły się, że poszły na ten trening. Przynajmniej mogły się pośmiać. Nagle przez boisko i błonia potoczył się o wieległośniejszy od wcześniejszych wrzask Dracona:
-Goyle!!! Jak ty latasz baranie?!!!
Okazało się, że pałkarz zagapił się i wleciał na swojego kapitana.
-No, normalnie...-mruknął cicho.
-Jak normalnie?! Mam tego dość! To jakaś totalna porażka! Wszyscy na ziemię!!!
Zawodnicy zlecieli na dół i zeskoczyli na ziemię. Severia i Hermiona wychyliły się, by lepiej widzieć. 
-Jeśli mamy zdobyć w tym roku puchar Quidditcha, to musicie się postarać!-Draco zaczął kazanie.-Nott! Nie ty wypatrujesz znicza, tylko ja! Zajmij się bronieniem!Goyle! Ty to samo co Nott! Skoncentruj się! Zabini! O tobie to nawet szkoda gadać! Baddock! Ty wszystko dobrze, tylko lataj trochę szybciej!
Malcolm spojrzał z wyrzutem na swojego kapitana.
-Smoku, myślisz, że to tak łatwo dorównywać prędkością twojej Błyskawicy, na Nimbusie 2001?!-zapytał zirytowany.
-Jakbyś się postarał, to byś mógł.-skwitował Draco.-Pucey! Ty tez w miarę dobrze, ale mniej pyskuj, okej?! Crabbe! Głowy zawodników, to nie tłuczki! Rozumiesz?!
-No rozumiem...-mruknął Vincent.
-Nie widać.-syknął Smok.-Hmm... Może powinienem na nowo przeprowadzić kwalifikacje do drużyny, bo jak widać, zapału wam ubyło przez te lata.
Zawodnicy popatrzyli po sobie z przerażeniem.
Dziewczyny na trybunach podparły rękami głowy. Z ich miejsca nic nie było słychać. Zaczęły już powoli ziewać, kiedy nagle podleciał do nich Zabini na miotle.
-O matko... Ale Smok zrobił się wrażliwy przez ten szlaban. Chce wybrać cały skład od nowa.
-Kiedy?-zaciekawiła się Severia.
-Pewnie jak odrobi ten zakichany szlaban. 
Nagle ktoś krzyknął:
-Ej, Draco! Co robią tam na trybunach te dwie Gryfonki?
-Jedna z nich to moja siostra, a druga to Granger, Pucey!
-To, że twoja siostra tu jest, to jeszcze rozumiem, ale Granger?!
-Bo to mija przyjaciółka!-odezwał się Blaise, który chwilę wcześniej zleciał na trawę.
-Serio? Tak nisko już upadłeś?
Teraz Diabeł wkurzył się naprawdę piekielnie.
-To nie ja nisko upadłem, tylko ty! Czepiając się jej i Severii!!!
-Blaise, spokojnie.-Malfoy próbował załagodzić sytuację.-Możecie się rozejść!
Dziewczyny w tym samym czasie zeszły po schodkach na boisko. Podeszły do chłopaków i popatrzyły w stronę bramy, na oddalającą się drużynę. Severka podeszła do Zabiniego i położyła mu rękę na ramieniu, co było nie małym wyczynem, bo była od niego o ponad dwadzieścia centymetrów niższa.
-Blaise, wkurzyłeś się jak Snape na szampon.Uspokój się już.-powiedziała łagodnym głosem.
Diabeł spojrzał na nią i wypuścił wstrzymywane dotąd powietrze.
-Chodźcie do zamku.-zaproponowała Hermiona i wszyscy ruszyli do szkoły.
Byli w połowie drogi, kiedy Draco odezwał sie do Miony:
-Granger, tylko nie spóźnij się na szlaban, bo nie mam zamiaru odwalać jeszcze twojej części roboty.
-Ty pilnuj siebie, żebyś sam się nie spóźnił, bo przyjdę do twojego dormitorium i wyciągnę cię z niego za uszy. 
-Nie ośmieliłabyś się.
-A skąd ta pewność?
Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, dopóki nie przerwała im Severka.
-Nie kłóćcie się!
Ostatni raz zerknęli po sobie i ruszyli do szkoły. Sevia i Blaise pokręcili głowami ze zrezygnowaniem i poszli za nimi. 

***
Hermiona i Draco wkroczyli do holu. Miona ruszyła do swojego dormitorium z Blaise'em na ogonie, Severia poszła na szlaban u Snape'a, a Draco zszedł po schodach do lochów. Po chwili stanął przed pustą ścianą i wypowiedział hasło: "Wąż Salazara". Było to następne po jego wspaniałym: "Ave Draco Malfoy". Jaka szkoda, że je zmienili... Wszedł do salonu i ruszył do swojego dormitorium, które dzielił z Nott'em. Nie patrząc na współlokatora już od drzwi zaczął się rozbierać. Nie zareagował nawet na słowa Theodora:
-Przegapiłeś kolację.
Jak w transie podszedł do szafy i wyjął z niej swoje ulubione, szare dresy. Wszedł do łazienki, a po kilku minutach wyszedł z niej w wyżej wspomnianych spodniach. Podszedł do łóżka, ziewając i padł na nie bez sił. Nie obchodziło go, czy ma dzisiaj szlaban z Granger, czy nie.
 Po chwili już spał.

***
Hermiona weszła do dormitorium i usiadła na kanapie przed kominkiem. Obok niej usiadł Blaise, który ciągle trzymał się za twarz, po tym ja Miona przywaliła mu przez przypadek gobelinem, zasłaniającym wejście do ich pokoju. Po chwili na kolana Gryfonki wskoczyła Sorbet i zaczęła domagać się pieszczot. Nie doczekała się ich jednak u swojej pani, która tępo wpatrywała się w ogień, więc przeskoczyła na kolana Zabiniego, a on automatycznie zaczął ją głaskać i drapać za uchem. Kotka zaczęła mruczeć jak stary traktor, ale Hermiona nie zwracała na to uwagi. 
-Nad czym tak myślisz?-zapytał cicho Blaise.
-Szczerze?-spytała po dłuższej chwili milczenia.
Diabeł przytaknął.
-Sama nie wiem.-powiedziała i zaśmiała się krótko, a chłopak uśmiechnął się lekko.
Nikt się już nie odezwał. Po piętnastu minutach Sorbet zeskoczyła z kolan Zabiniego i zaczęła drapać w drzwi do sypialni Miony. Blaise wstał i otworzył jej. Popatrzył na siedzącą w bezruchu dziewczynę i wszedł do swojego pokoju. Hermiona siedziała w ciszy na kanapie, patrząc na płomienie liżące drewno. Słyszała jak Zaibni wychodzi i wchodzi do swojej sypialni. Kiedy drzwi do jego pokoju trzasnęły ostatni raz, wypuściła powietrze z płuc i spuściła głowę. Myślała, wpatrując się w swoje kolana, nad jej relacją z Draco. Było widać jak na dłoni, że ich stosunki znacznie się polepszyły. Ten rok w ogóle jest pełen najróżniejszych zmian. Przybycie Severii do Gryffindoru, przeprowadzka, zostanie prefektem naczelnym, przyjaźń z Blaise'em i jeszcze wiele innych rzeczy... Co łączyło ją i Dracona? Na jakim etapie skończy się ich znajomość? Nie umiała odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Ale jedno wiedziała na pewno. Musi ograniczyć kontakty z nim do minimum. Jeśli tego nie zrobi, może nastąpić katastrofa!Podniosła wzrok na zegar, wiszący nad kominkiem. Zerwała się gwałtownie z kanapy i pobiegła do swojej sypialni. Otworzyła szafę i na chybił, trafił wybrała jakieś spodnie i bluzkę z koralikami przy dekolcie. Szybko się przebrała, narzuciła szatę i pędem wybiegła z dormitorium. Miała jeszcze tylko pięć minut. Kiedy ten czas tak zleciał? Modliła się, by schody nie ruszyły się w czasie jej szaleńczego biegu. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i już po chwili stała przed gabinetem McGonagall. Zapukała, a kiedy usłyszała zaproszenie weszła.
-Gdzie pan Malfoy?-zapytała bez wstępów nauczycielka transmutacji, widząc Hermionę samą.
Miona poczuła, jak coś aż jej się w środku zagotowało ze wściekłości. Odwróciła się i wybiegła na korytarz, trzaskając głośno drzwiami. Już ona mu da spóźniać się! Uszy mu wytarga tak, ze odpadną!

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 12 - Nieszczęsna amortencja... cz.2

W końcu zdobyłam się na pierwszą dedykację! Poświęcam ją czytelniczce która niedawno zaczęła czytać mojego bloga i jest baardzo wierna. Dziękuję Ci Julko N!!! To rozdział dla Ciebie:

Hermiona weszła do Wielkiej Sali i ruszyła do stołu Gryffindoru. Nie dane jej jednak było przejść nawet połowy drogi, bo nagle została brutalnie odepchnięta na bok. Upadła na podłogę, a obok niej przeleciała zielono-czarna smuga.
-Snape, kochanie!!!
Okazało się, że to Blaise sprowadził ją na ziemię. Teraz pędził z prędkością torpedy w stronę stołu nauczycielskiego. Snape zauważył co się dzieje, a jego  twarz zastygła w grymasie przerażenia. Miona zaczęła się powoli podnosić, ale po chwili znowu wylądowała na podłodze.
-Zabini, nie!!!
Tym razem to Draco przebiegł obok niej. Ponownie uderzyła ciałem o panele i skrzywiła się z bólu. Wstała i zdążyła jeszcze zauważyć jak Severus porzuca swoją dumę i ucieka z sali, a za nim pędzi Diabeł z Malfoy'em na ogonie. Postanowiła, że trzeba im pomóc. Nie zastanawiając się długo wybiegła z Wielkiej Sali, zostawiając osłupiałych zarówno uczniów, jak i nauczycieli.

***
Biegła ile sił w nogach, nie zważając na oburzone komentarze obrazów. Nigdzie nie widziała ani Zabiniego, ani Draco, ani Snape'a. Kierowała się jedynie wrzaskami Blaise'a: "Snape'usiu!". Wybiegła zza zakrętu i stanęła jak wryta. Przed nią Dracon przytrzymywał wyrywającego się Zabiniego, a mistrz eliksirów trząsł się w kącie. Podeszła ostrożnie bliżej Smoka i zapytała:
-Tak właściwie... Dlaczego ty go trzymasz?
-A czemu miałbym nie trzymać?-wystękał uchylając się przed paznokciami przyjaciela.
-Bo to jest Snape...-odparła rzeczowo.
Draco puścił nieświadomie Diabła i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-A no tak...-powiedział olśniony.-O kurczę... Gdzie Blaise?
Spojrzeli w bok i zobaczyli swoją zgubę tulącą się do nauczyciela. popatrzyli po sobie porozumiewawczo i odwrócili się napięcie. Postawili kilka kroków w głąb korytarza, kiedy rozległ się krzyk:
-Aaaa!!!
Momentalnie się odwrócili i pierwsze co spostrzegli, to biegnący w ich stronę Zabini. wyminął ich wrzeszcząc:
-Co ja robiłem?!
Draco i Hermiona wybuchnęli śmiechem. Rechotali nie zważając na gapiącego się na nich Snape'a. Musieli podeprzeć się pod ściany, bo by już dawno leżeli na podłodze. Nie zauważyli nawet, jak Severus wyczołgał się z nieszczęsnego korytarza. W końcu uspokoili się na tyle, żeby głębiej odetchnąć. 
-Czemu tak nagle przeszło mu to zauroczenie?-zapytała Miona. 
-Eliksir był za młody, by mógł działać dłużej niż kilka godzin.
-Ale czemu zakochał się akurat w Snape'ie?-drążyła dalej Herm.
-Bo dałem mu do eliksiru włos starego nietoperza!-powiedział jakby to było coś oczywistego.
-No dobrze... Tylko pytałam...
Zapadła niezręczna cisza, podczas której szli powoli do sali transmutacji. Słychać było, tylko co jakiś czas odgłos szurania ich butów o posadzkę. W milczeniu doszli pod klasę i weszli do środka. McGonagall przywitała ich cierpkim uśmiechem i słowami:
-Proszę siadać! Za spóźnienie odejmuję wam po pięć punktów.
Malfoy wywrócił oczami, a Hermiona westchnęła i ruszyli do swoich miejsc. Draco rzucił z rozmachem torbę pod stół i rozwalił się na krześle jak pan całego świata, nie zważając na groźne spojrzenie nauczycielki. Herm powlekła się wolno do swojej ławki. Podniosła wzrok na przyjaciół i zatrzymała się gwałtownie. Na jej miejscu, między Harry'm, a Ronem siedziała jedna z niewielu na tej lekcji Krukonek-Sue. Była to młodsza siostra Cho Chang. Rudy odwrócił się do niej i zmarszczył brwi.
-Ty tu już nie siedzisz.-powiedział i objął ramieniem siedzącą obok dziewczynę.
Miona popatrzyła na Wybrańca w poszukiwaniu ratunku. On jednak wzruszył ramionami i spojrzał na nią przepraszająco. Poczuła się opuszczona i niepotrzebna, jak nigdy wcześniej. Spuściła ramiona wzdłuż ciała i zgarbiła się. Nagle usłyszała cichy szept:
-Granger...
Chwilę później poczuła, jak ktoś szarpie ją za rąbek szaty. Odwróciła się i zobaczyła Zabiniego. Uśmiechnął się do niej lekko i powiedział:
-Chodź do nas.
Popatrzyła niepewnie na siedzącego obok Malfoy'a i Nott'a. Draco bazgrał coś zawzięcie na kawałku pergaminu, a Nott... Jak zwykle spał. Podeszła do ich stolika i usiadła między ciemnoskórym, a blondynem. Spojrzała na Diabła i pochyliła się lekko w jego stronę.
-Już ci przeszedł szok?-zapytała cicho.
Blaise spojrzała na nią jak na idiotkę.
-Co?!-wysyczał.-Ja nigdy po tym nie dojdę do siebie! Wiesz jak to jest przytulać tego przerośniętego nietoperza?!
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć.-odpowiedziała szybko.
Zabini popatrzył na nią dziwnie i wywrócił oczami. Hermiona odwróciła się do Draco rozumiejąc, że rozmowa jest już zakończona.
-Co rysujesz?-spytała.
Smok popatrzył kilka razy to na nią, to na pergamin i w końcu się odezwał, zasłaniając rękami rysunek:
-Nic takiego.
-No pokaż...
-Nie!
Hermiona próbowała delikatnie odciągnąć jego ręce, ale zacisnął je jeszcze mocniej.
-No weź...-wyjęczała.
-Nie chcę!
-Czemu?-nie rozumiała jego reakcji.
-Dobra! Boję się, że przywalisz mi książką w głowę!-prawie wykrzyczał.
-Granger, Malfoy! Cisza!-krzyknęła McGonagall.
-Co tam masz?-syknęła, coraz bardziej zirytowana.
Gwałtownie odsunęła jego ręce i jej oczom ukazało się to, co Draco tak skrzętnie ukrywał.
-O, ty...-chwyciła opasły tom podręcznika do transmutacji i walnęła nim Smoka w głowę.
-Auu...-zawył.-No widzisz? Nawet nie musiałem przemieniać się w Trelavney, a i tak to przewidziałem!
-Jak ty mogłeś to narysować?
-Ale przyznasz, że ładnie?
W odpowiedzi Miona ponownie przywaliła mu książką.
-Au! No co?!
-To!-pomachała mu jego dziełem przed nosem.
-Ale to sztuka!-oburzył się.
-Dla ciebie taki bazgroł to sztuka?!
Draco wydął usta, założył ręce na piersi i odwrócił się do niej plecami.
-Jak widać...-mruknął.
Nawet nie zauważyli, że od dłuższego czasu wszyscy im się przyglądają. Chociaż... Jednak nie wszyscy. Nott dalej spał i nie był świadomy niczego, co tu się działo. Za to Blaise opierał głowę na ręce i spokojnie przyglądał się całemu zajściu. Był przyzwyczajony do takich kłótni. W końcu odezwała się McGonagall:
-Malfoy, Granger! Szlaban! Codziennie o dwudziestej drugiej w moim gabinecie! Już wcześniej powinnam wam go dać!
Miona i Dracon momentalnie ucichli i odwrócili się w jej stronę.
-Ale za co?!-wyjęczeli jednocześnie, po czym zmierzyli się wrogimi spojrzeniami.
-Oj, już wy wiecie za co...-powiedziała, grożąc im palcem.
-Super...-warknął sarkastycznie Smok.
-Super...-powtórzyła Herm.
-Dzięki Granger!-wywarczał Draco.
-Dzięki Malfoy!-odpowiedziała tym samym.

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 11 - Nieszczęsna amortencja... cz.1

Hermiona otworzyła delikatnie oczy. Coś łaskotało ją po nosie. Zauważyła jedynie kawałek białego futerka. Odwróciła się na bok i zobaczyła wpatrujące się w nią stalowe tęczówki.
-Malfoy?-zapytała.
Niedoszły Draco miałknął i zeskoczył z łóżka na podłogę.
-Ach, to ty Sorbet...-mruknęła lekko zawiedziona.
Przeciągnęła się leniwie i wolno wstała z łóżka. Wyciągnęła z szafy szary sweter do kolan i ciemnoszare jeansy. Na to narzuciła szatę i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę do śniadania. Wzięła Sorbet na ręce i zeszła do salonu. Zabiniego jeszcze nie było w pomieszczeniu, więc usiadła na kanapie przed kominkiem z kotką na kolanach. Nagle Sorbet chyba zauważyła kocią myszkę i rzuciła się za nią. Miona nie mogła widzieć, ale jakoś orientowała się gdzie jest po ruchach kota. Nagle kociczka skoczyła z oparcia fotela w stronę wyjścia, a po chwili rozległ się wrzask:
-Zabierzcie tego sierściucha!!!
Herm odwróciła się i zobaczyła Malfoy'a siłującego się z kotem, przyczepionym do jego twarzy. Wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem patrząc, jak Sorbet wierci się na głowie Dracona. Kiedy wlazła mu pod koszulę, do Hermiony dołączył drugi śmiejący się głos. Spojrzała do tyłu, gdzie Blaise turlał się po podłodze, rechocząc. Smok w końcu wyciągnął sobie spod ubrania kota i trzymając go za kark zapytał:
-Co to jest?!
-Mój kot.-odpowiedziała Herm ciągle chichocząc.
-Toż to zbok!
-Jak to kot...-mruknął Diabeł, a Draco zabił go wzrokiem.
Kotka jak gdyby nigdy nic, podeszła do Blaise'a i skoczyła mu na klatkę piersiową. Zabini złapał ją i zachwiał się delikatnie.
-No cześć piękna.-mruknął do niej na co ta miałknęłą wesoło.-Widzicie? Lubi mnie!
-Taa...-mruknął Malfoy.-Dobra, Diable. Nie przyszedłem tu, żeby patrzeć jak obściskujesz z kotem, tylko by zabrać cię na śniadanie.
-Jeszcze chwila...
-Powiem o tym Ginny.
-Już idę!
Miona zaśmiała się cicho pod nosem i westchnęła ciężko. Wpuściła Sorbet do swojego pokoju i poszła na śniadanie.

***
Weszła do Wielkiej Sali i ruszyła do stołu Gryffindoru. Od razu przywitała ją Ginny. Usiadły i ruda zapytała:
-Czemu ty taka wesoła?
-A co? Już nie mogę mieć uśmiechu na ustach, bo ktoś od razu zaczyna coś podejrzewać?
-Nie o to mi chodziło... Jesteś o wiele bardziej radośniejsza niż zwykle.
-Aaa, o to ci biega... Tak, jestem szczęśliwa, bo Sorbet rzuciła się na twarz Malfoy'a.
-No to ja też się cieszę razem z tobą!
-Co dzisiaj mamy pierwsze?-Miona zmieniła temat.
-Eliksiry.
-Niee...-jęknęła przeciągle.
-Ze Ślizgonami.-dodała Ginny.
-Jeszcze większe "Niee...". I nie dobijaj.
-Ze Snape'em.
-Mówiłam ci, żebyś mnie nie dobijała...-wyjęczała ze zbolałą miną.

***
Siedziała w ławce między Ronem, a Harrym. Potter utrzymywał z nią kontakt i często rozmawiali lub spotykali się razem z Ginny. Wesley od pamiętnej kłótni po niedokończonym meczu Quidditcha nie odzywał się do niej, ani nawet nie zaszczycał spojrzeniem. Wsłuchiwała się w słowa Snape'a i skrzętnie robiła notatki, chociaż już ten temat umiała. Za nią siedziało trzech Ślizgonów. Malfoy rozwalił się jak na tronie, Blaise eksperymentował coś przy kociołku (najpewniej przyczepiał do niego dynamit, by widowiskowo wybuchł), a Nott... właściwie to on nic nie robił, tylko spał z głową opartą o podręcznik. Mistrz eliksirów nie zwracał na niego uwagi, jednak jakby jakiś Gryfon zasnął na lekcji, to by od razu oberwał pięćdziesięcioma punktami minusowymi. Nagle niespodziewanie Snape przerwał wykład.
-To powinno wam wystarczyć do sporządzenia amortencji. Resztę informacji znajdziecie w podręczniku na stronie pięćdziesiątej drugiej... Prawda panie Nott?
Theodor gwałtownie poderwał głowę i potoczył po klasie niezbyt przytomnym wzrokiem.
-Co ja?-zapytał zdezorientowany.
Mistrzunio popatrzył na niego z dezaprobatą i wrócił do sprawdzania wypocin czwartego roku. uczniowie marudząc zabrali się do pracy. Zabini zawzięcie mieszał w swoim kociołku, a Malfoy leniwie spoglądał do książki, dodając różne składniki. Blaise stuknął łyżką w kociołek i mruknął zirytowany:
-Przecież powinno wybuchnąć...
Po czym schylił się do swojej szkolnej torby, leżącej koło ławki (zapewne szukając nitrogliceryny). W tym samym czasie Draco pochylił się i wrzucił coś do amortencji Diabła. Blaise wyprostował się z pustymi rękami. Westchnął ciężko i zaczął dalej robić swój eliksir, tym razem już bez dodatku materiałów wybuchowych. Pod koniec lekcji Snape wstał i ogłosił:
-Skoro wszyscy skończyli, albo nie, proszę ochotnika do spróbowania tego co wam wyszło.
Klasa milczała, nawet Hermiona nie podniosła ręki, a to dlatego, że z kociołka miał się unosić różowy dym. Z nad jej eliksiru buchały jednak jadowito-zielone opary. Siedziała z głową spuszczoną w dół i z wzrokiem wbitym w kolana. Inne eliksiry też nie wyglądały lepiej. Wywar Harrego miał szaro-niebieski kolor i sypały się z niego czarne iskry, a u Rona w kociołku zagnieździł się wielki, różowy glut z grudkami. Nagle ciszę przerwał głośny wybuch śmiechu. Severus spojrzał rozwścieczony na zabiniego, który wył z uciechy.
-O, Blaise... Dawno się nie zgłaszałeś... Jak cię to tak bawi, to spróbuj swojej amortencji... -powiedział ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Diabeł momentalnie zbladł, a uśmiech zszedł z jego twarzy. Patrzył z przerażeniem na profesora.
-Ale... To Smok... On... Opowiedział mi kawał...
-Nie zwalaj mi tu na Draco! Pij!
Zabini z miną skazańca zabrał ze stołu mały kubek i nabrał do niego trochę eliksiru. Rozejrzał się, jakby szukał pomocy wśród uczniów. Powoli zbliżył naczynie do ust i upił mały łyk. Na twarz Malfoy'a wypłynął szyderczy uśmiech. Diabeł siedział przez chwilę nieruchomo, a potem nagle poderwał się z krzesła i krzyknął:
-Kocham cię Snape!
Po chwili rzucił się na zdezorientowanego nauczyciela, a cała klasa wybuchła śmiechem.
-Niech go ktoś zabierze!-krzyknął rozpaczliwie Severus, kiedy ku jego rozpaczy Blaise pocałował go w usta. Draco i Nott wstali i dopadli oszalałego kolegę. Odciągnęli go do drzwi i wyszli. Z oddali jeszcze było słychać wrzaski Diabła, który nie chciał, żeby oddalali go od miłości jego życia. Snape popatrzył rozbieganym wzrokiem na uczniów i powiedział rozdygotanym głosem:
-Na dzisiaj koniec zajęć. Idźcie do dormitoriów.
Po czym wyszedł z klasy, uważnie się rozglądając, jakby spodziewał się, że zaraz Blaise wyskoczy zza rogu i zacznie go obściskiwać.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 10 - Bierz ją!

Hermionę obudził natrętny dźwięk budzika. Wyciągnęła na ślepo rękę i wymacała go na szafce. Po kilku minutach udało jej się go wyłączyć. Przeciągnęła się rozkosznie i ziwnęła rozdzierająco. Uśmiechnęła się do siebie. Wyskoczyła z łóżka i dopadła do szafy. Wyciągnęła bezowy golf i ciemnie jeansy. Prawie sfrunęła do salonu i zbiegła po schodach na korytarz., mijając zaspanego Blaise'a, który posłał jej nieprzytomne spojrzenie. Przyśpieszyła, musiała zdążyć jeszcze do Severii i McGonagall. Po chwili była już w pokoju wspólnym Gryffindoru i wspinała się po schodach do dormitorium Sevki. Zapukała i weszła do pokoju. Sevia siedziała na łózku i czytała książkę o psikusach magicznych.
-Kolejny pomysł na Malfoy'a?-zapytała z uśmiechem Herm. Severka odwróciła się w jej stronę i wyszczerzyła zęby.
-Taak... Szukam czegoś ciekawego, ale nic tu nie ma...
Miona podeszła do łózka i usiadła obok niej.
-Przyszłam, żeby zaproponować ci wyjście do Londynu na Pokątną. Chciałabym kupić sobie kota.
-Fajnie, ale ja nie mogę się teleportować.
-Och, no tak... To może poszukamy czegoś w Hogsmeade? Słyszałam, że otworzyli nowy sklep ze zwierzętami.
-Ale nie musisz przeze mnie zostawać tutaj.
-Przestań! Więcej radości sprawi mi twoje towarzystwo, niż samotna wyprawa do Londynu.
-Jak tak to dobra!
-Nie bedzie ci przeszkadzało, że może tez Ginny z nami pójdzie?-spytała Miona.
-Nie no skąd! Nie mam nic przeciwko!
-To super! Idę się jej spytać!
-Tylko pamiętaj, że zaraz śniadanie i dopiero o jedenastej idziemy do Hogsmeade!-krzyknęła za nią Sevia.

***
Stały z resztą grupy przed bramą Hogwartu. Ginny chętnie się zgodziła pomóc Hermionie w wyborze kota. Teraz czekały na resztę uczniów, rozmawiając wesoło. Na schodach właśnie pojawiła się srebrna trójca Slytherinu. Na czele Draco Malfoy, a po bokach Blaise Zabini i Theodor Nott. Severia wywróciła oczami i prychnęła pod nosem.
-Showinista.-mrukęła pod nosem, patrząc z obrzydzeniem na śliniące się na jego widok dziewczyny.
Jednak nie zauważyła, że kilkunastu chłopaków też patrzy na nią cielęcym w wzrokiem. Draco skrzywił się do niej tak, jak tylko Malfoy'owie potrafią i zabił wzrokiem gapiących się na nią chłopców. Adoratorzy jak na zawołanie odwrócili się w przeciwną stronę, nie chcąc się narażać bratu piękności. W końcu do czekającej grupy dołączyły trzy spóźnione Krukonki i ruszyli na zakupy.
Szły rozmawiając wesoło o imionach dla kota. Ginny proponowała imię Hela, ale Hermionie nie przypadło do gustu. Severia chciała dać jej na imię Serena. Miona po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że to jeszcze nie to. Uczniowie doszli na miejsce. Chłopcy skierowali się do Zonka po psikusy, dziewczyny oglądały ubrania w sklepach, a skład mieszany pognał do Miodowego Królestwa i Trzech Mioteł. Severia, Hermiona i Ginny pobiegły do sklepu zoologicznego. Po kilku minutach położyły ręce na klamce drzwi. Weszły do środka i od razu uderzyły ich odgłosy zwierząt i ich zapach. Przy klatkach sów stała około trzydziestoletnia czarownica z rudymi lokami do pasa i szarymi oczami. Ubrana była w zieloną, lnianą sukienkę,  a na ramionach miała jasnoczerwoną chustkę z frendzelkami. Kiedy usłyszał dzwonek przy drzwiach, odwróciła się i uśmiechnęła szeroko do dziewczyn. Teraz zauważyły, że na ramieniu miała rudego szczura, którego karmiła kawłkiem sera. Rozejrzały się szybko po sklepie. Były tam sowy, szczury, ropuchy i koty.
-Czego potrzebujecie?-zapytała kobieta.
-Kota.-powiedziała Ginny.
-Kotki.-poprawiła ją Hermiona.
-Kotki? Może jeszcze jakaś została. Ostatnio same samiczki są kupowane.
Podeszła do boksu z na oko półrocznymi kotami. Pochyliła się i po chwili wyciągnęła ręce po wybrane zwierzę. Wyprostowała się i odwróciła do dziewczyn. Na rękach miała białą, długowłosą kotkę ze stalowymi oczami.
-Jaka śliczna!-krzyknęła Ginny.
-Bierz ją!-zachęcała Hermionę Severia.
-Dobrze...-powiedział Herm.-Biorę ją.-zwróciła się do sprzedawczyni.
Ta uśmiechnęła się życzliwie i podeszła do kasy. Miona wybrała jeszcze futrzastą myszkę widoczną tylko dla kota, by zwierze mogło za nią biegać. Po kilku minutach wyszły ze sklepu z wielkim, wiklinowym koszem, do którego była przywiązana ogromna, różowa kokarda.
-A co z miskami i kuwetą?-zapytała nagle Ginny.
-Zostały mi po Krzywołapie. Nie ma potrzeby kupować nowych.
-Wiesz już jak ją w końcu nazwiesz?-zapytała Sevia.
-Wiem
-Jak?!-krzyknęły równocześnie.
-Sorbet.-spojrzała na dziwne miny przyjaciółek i wyjaśniła:-Jest słodka, a zarazem chłodna. Mam takie wrażenie jak patrzę na jej białe jak śnieg futerko i stalowe ślepka.
-Jak Malfoy.-wyrwało się Ginny.
Herm spojrzała na nią zadziwiona, a potem przyjrzała się kotce. Rzeczywiście! Miała białą sierść jak włosy Draco i takie same zimne, stalowe oczy, połyskujące tajemniczo. Nie była tym faktem zbytnio zadowolona, ale Sorbet była o wiele bardziej przymilna od Smoka. Wyobraziła sobie Malfoy'a ocierającego się głową o uczniów na korytarzu i parsknęła śmiechem. Ginny i Severia spojrzały na nią ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziały. Doszły do Trzech mioteł i weszły do środka. Było głośno i gwarnie. Przepchnęły się do trzech wolnych miejsc przy barze i usiadły. Od razu podeszła do nich madame Rosmerta.
-Co podać kochane?
-Poprosimy dwa razy piwo kremowe, jedno z imbirem i jedną wodę goździkową.-powiedziała Hermiona po krótkiej naradzie z dziewczynami. Po chwili stanęły przed nimi zamówione rzeczy. Severia chwyciła wodę goździkową, Hermiona piwo kremowe z imbirem, a Ginny zwykłe piwo. Rozmawiały wesoło co chwila wybuchając śmiechem. Sevia w pewnej chwili poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. Odwróciła się i zobaczyła czarny płaszcz. Podniosła głowę do góry i ujrzała twarz brata.
-Miałaś iść z nami do Świńskiego Ryja.-powiedział mrużąc oczy i marszcząc brwi.
-A no tak! Zapomniałam!
-Cześć Herm!-Blaise wychylił się zza blondyna i przywitał Mionę. Ta uśmiechnęła się w odpowiedzi.
-Poczekajcie jeszcze chwilkę.-mruknęła Severka do Malfoy'a.
-Dobra, ale jak za piętnaście minut nie przyjdziesz to kupuję ognistą i idę pić pod płot.-Mówiąc to pociągnął Zabiniego, rozczulającego się nad Sorbet za ramię i wyszedł.
-Pójdziecie ze mną do Świńskiego Ryja?-zapytała Sevia.
-A co wy tam będziecie robić?-spytałą Herm.
-Grać w pokera.
-O! To ja się zgłaszam!-krzyknęła Ginny i jednym haustem dopiła resztę piwa.
-No to przegłosowane!-Severia klasnęła w dłonie i wyszczerzyła się do Hermiony.
-Tylko nie zapomnij o Sorbet.-przypomniała ruda.
-Pamiętam, pamiętam...
Wyszły i skierowały się do drugiej karczmy.

***
Sevka spojrzała na zegarek i powiedziała:
-Zostały dwie minuty. Chodźcie zanim ten desperat naprawdę pójdzie pod płot.
Przyśpieszyły i już po chwili były kilka metrów przed drzawiami celu. Nagle otworzyły się i w przejściu stanął Draco z butelką ognistej w ręce.
-Ej, a ty gdzie?!-krzyknęła do niego Severia.
Popatrzyła na nią nieprzytomnie, by po sekundzie uśmiechnąć się ironicznie na widok Hermiony i Ginny.
-O, fajna grupa. Moja kochana siostrzyczka, szlama i zdrajczyni krwi. Interesujący zestaw.
Zaśmiał się szyderczo, a Sevia trzepnęła go w tył głowy.
-Wyrażaj się!-fuknęła.
-I to mówi moja młodsza siostra...-westchnął i wywrócił oczami za co znowu dostał w czerep.
-Draco, gdyby głupota umiała latać to już dawno byłbyś w chmurach!
-Ale ci dowaliła...-mruknął głos zza Smoka. Po chwili przez drzwi przepchnąła się Blaise. Kiedy poczuł zimny podmuch wiatru zarządził:
-Idziemy do środka!
Weszli do gospody. Od razu rzuciła im się w oczy wielka, świńska głowa wisząca na ścianie. Podeszli do pięcioosobowego stolika i usiedli. Zabini wyjął z kieszeni talię kart i zaczął rozdawać. Hermiona niezbyt dobrze czuła się w towarzystwi Malfoy'a, ale alkochol pomógł jej przełamać niechęć. Większość czasu wygrywała Ginny, ale w pewnym momencie rozkojarzyła się trochę przez Diabła i władzę przejęła Sevka. Po godzinie już nie grali, tylko Blaise i ruda przytulali się, a rodzeństwo Malfoy'ów i Miona śpiewali na całe gardło, przez co nazbierali wiele nieprzychylnych spojrzeń innych klientów. Nie przejmowali się tym w ogóle i dalej wyli. Nie raz słyszeli przez przypadek komentarze typu: "Niech się nauczą śpiewać w chórze, a nie tu się drą!". Na każdą taką opinię śmiali się cicho. Nagle Zabini poderwał się do góry i krzyknął odkrywczym głosem:
-Zagrajmy w pokera...
-Znowu?
-...na wyzwania!-dokończył, a na twarzach obecnych przy stole pojawiły się pojawiły się uśmiechy.
-Wchodzę w to obydwoma nogami!
-Dobrze gadasz!
-Ja się zgadzam!
-W końcu jakiś sensowny pomysł!
Właśnie mieli zacząć grę, kiedy do karczmy wbiegł jakiś trzecioroczniak.
-Zbiórka! Wracamy!-zawołał i już go nie było.
Wszyscy jęknęli zgodnie i ruszyli do wyjścia. Szli rozmawiając wesoło o wszystkim i o niczym, i od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Już widzieli z daleka szpiczasty kapelusz McGonagall, kiedy Herm krzyknęła:
-Zapomniałam o Sorbet!
-Teraz ci się nagle jeść zachciało?-spytał Blaise.
-Nie głupku. To mój nowy kot. Znaczy kotka. Muszę po nią wrócić.
-Idę z tobą.-zadeklarował się Draco.
Ruszyli z powrotem do gospody. Z daleka dobiegło ich jeszcze ciche mruknięcie Zabiniego: "Uhuhu..." i odgłos uderzenia.
Szli w milczeniu, aż w końcu Dracon nie wytrzymał napięcia.
-Granger...-zaczął niepewnie.
-Co?
-Ja... Ten... No, chciałbym cię...
-Wysłów się wreszcie!-burknęła zirytowana.
-Jatuciępróbujęprzeprosić,atymiprzerywasz!-powiedział tak szybko, że Hermiona nic, a nic nie zrozumiała.
-Powtórz jeszcze raz. Wolniej.-poprosiła.
-Przepraszam za tamto w skrzydle szpitalnym. Poniosło mnie.
Mionę zakłuło coś w sercu. Jego słowa zabolały ją. Nie zależało mu na niej. Zrobił to pod wpływem nadmiaru emocji.
-W porządku...-mruknęła
-Serio?
-Tak. Przecież ty nic do mnie nie czujesz, a ja też nie żywię do ciebie żadnego głębszego i mocniejszego uczucia.
Na te słowa Smok trochę posmutniał, ale szybko na powrót przybrał swoją zwykłą, obojętną postawę.
-Tak na przeprosiny kupiłem ci jeszcze coś.-powiedział z wachaniem.-Widziałem jak wychodzisz ze sklepu z kotem i pomyślałem sobie, że to może ci się przydać.-mruknął wyciągając z kieszeni czarnych jeansów ciemnozieloną obróżkę w srebrne wzorki. Miona spojrzała najpierw na prezent, a potem na uśmiechającego się lekko Dracona.
-Malfoy, nienawidzę cię!-krzyknęła z wielkim uśmiechem na ustach.
Miała ochotę rzucić mu się na szyję, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Bała się jak zareaguje. Pewnie by ją odtrącił.
-Ja ciebie też nienawidzę, Granger!-wykrzyknął ze śmiechem.
Nagle zdali sobie sprawę, że ludzie na ulicy patrzą się na nich dziwnie i od razu się uspokoili. Ruszyli w dalszą drogę do karczmy. Weszli do środka i zabrali Sorbet, która grzecznie czekała w koszyku przy stole. Wracali w milczeniu, nie patrząc na siebie. Tak samo było jak już szli z powrotem do zamku. Diabeł, Ginny i Severia nawijali jak szaleni, ale Hermiona i Draco nie mówili nic poza zdawkowym: "Taa...". Kiedy doszli do szkoły, Miona wywinęła się od gry i rozmów bólem głowy i poszła spać. Reszta też zrezygnowała.

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 9 - Znowu białe futerko

Następnego dnia rano, Severia i Blaise weszli do Wielkiej Sali w znakomitych humorach. Byli prawie pewni, że udało im się pogodzić Draco i Hermionę. Szli do stołu Gryffindoru i nagle Severka zatrzymała się gwałtownie.
-Czemu stoisz?-zapytał Zabini.
-Po co ty idziesz do stołu Gryfonów?
-Do Ginny.-odparł spokojnie.
-Aha... Jak myślisz, naprawdę się pogodzili?
-Raczej tak...
Doszli do wolnych miejsc i usiedli. Diabeł objął Ginny, co bardzo nie spodobało się Ronowi. Rzucił im wściekłe spojrzenie, ale nawet tego  nie zauważyli. Severia wdała się w rozmowę z Harry'm na temat zbliżającego się meczu Quidditcha z Huffelpufem. Widać było, że się szybko zaprzyjaźnili. Wybraniec nie miał o niej takiego mniemania, jak o Malfoy'u. Co chwila wszyscy wybuchali śmiechem i nawet Ron się uśmiechnął. Nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się gwałtownie. Do pomieszczenia wparowali Draco i Hermiona, kłócąc się o coś zażarcie.
-Nie moja wina, ze jesteś taka głupia!
-Ale przynajmniej jestem o wiele mądrzejsza od ciebie!
-Taką mądrością to ty się możesz wypchać!-darł się Malfoy.
-Słuchaj! Ty tępy, nieznośny...
-...przystojny, piękny, bogaty...-wszedł jej w słowo Dracon.
-Nie przerywaj mi! Ty egoisto! Ja nie obrażam wszystkich dookoła! Nie ja nazywam większość osób szlamami, więc się przymknij!-Hermiona krzyczała jeszcze głośniej od Draco. Severka i Zabini patrzyli na niech oniemieli. Ich plan diabli wzięli. Widocznie Hermiona i Smok wrócili do układu: Ona-szlama, On-arystokrata z przerośniętym ego.
-Ty się lepiej już szlamo, nie odzywaj!
-Mnie tak nazywasz, a sam lepszy nie jesteś!
-Ja przynajmniej mam czysta krew!
-I przez to jesteś niby taki fajny?!
-No, a co? Coś ci przeszkadza?!
-Tak! To, że się urodziłeś!
Hermiona ruszyła w stronę stołu Gryffindoru, a za nią z podniesiona głową poszedł Draco. Herm nagle zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
-A ty gdzie idziesz?-zapytała podejrzliwie.
-Do Diabła.
Miona zrobiła dziwną minę i analizowała przez chwilę słowa chłopaka. W końcu wybuchnęła głośnym śmiechem. Draco stała, jak trzaśnięty piorunem przed chichoczącą dziewczyną. Cała sala tez patrzyła na nich ze zdumieniem w oczach, bo nikt oprócz nich nie usłyszał ani pytania Herm, ani odpowiedzi Smoka. Drcon wywrócił oczami i prychnął z pogardą. Porwał ze stołu tosta i dumnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Hermiona ciągle chichocząc ruszyła niezdarnie w stronę swojego stołu. Usiadła między Blaise'em, a Severią i zaczęła jeść. Zauważyła, że Sevia daje Zabiniemu jakieś znaki i po chwili oboje wyszli z sali. Nie przejęła się tym i zaczęła rozmawiać z Harry'm.

***
Dwie postacie przemierzały błonia. Severia i Blaise wyszli na dwór, by wymyślić jak pogodzić Draco i Hermionę.
-Przecież oni by byli taką piękną para.-mówiła Sevia.
-Tyle, że do niczego nie dojdziemy, kiedy oni będą skłóceni! To bez sensu!
-I co z tego? Trzeba próbować!
-No, dobra. Ale nie sadzę, żeby to się udało.
-Dziękuję!-krzyknęła Severka i rzuciła się Diabłu na szyję.Ten zaśmiał się i razem ruszyli z powrotem do zamku. Po drodze coraz bardziej poprawiał im się nastrój. Weszli do szkoły z uśmiechami na ustach i ruszyli przed siebie. Weszli na pierwsze piętro i usłyszeli jakieś krzyki z korytarza obok. Popatrzyli po sobie ze zdziwieniem i poszli w tamtą stronę. Wyszli zza zakrętu i stanęli jak wryci. Na środku stali Draco i Hermiona, obrzucając się stopniowo coraz gorszymi zaklęciami. Smok miał już lwią grzywę, błony między palcami i wysuwał co chwila rozwidlony język, sycząc. Za to Herm ziała ogniem, wyrosły jej czułki i posiadała imponujące, wyłupiaste oczy żaby. Zabini i Sevia stali jak spetryfikowani i patrzyli na pojedynek. W pewnej chwili Miona wyciągnęła przed siebie różdżkę i z jej końca wystrzeliła biała błyskawica. Draco nie zdążył wyczarować tarczy i dostał zaklęciem w klatkę piersiową. Zaczął nagle się kurczyć i porastać białym futerkiem.
-No nie... Znowu to samo...-jęknął i po sekundzie przed Gryfonką kuliła się mała, biała fretka. Severia i Diabeł wybiegli zza ściany, ale w tym samym momencie, białe zwierzątko chwyciło w zęby leżącą obok różdżkę i wycelowało nią w Hermionę. Po chwili na przeciwko siebie siedziały biała fretka i jasnobrązowa, długowłosa kotka.
-Nie no... Po prosto pięknie! Pozamieniali się w zwierzęta!-jęknął Blaise.
Zwierzęta popatrzyły na siebie nieprzychylnie. Hermiona zasyczała i zjerzyła sierść na grzbiecie. Draco próbował zrobić to samo, ale nie udało mu się zbytnio., więc zaczął uciekać. Herm rzuciła się za nim w pogoń, a na końcu wesołego korowodu biegli Blais i Severia, próbujący ich złapać. Był to naprawdę przezabawny widok. Dracon na swoich krótkich łapkach ledwo wyrabiał na zakrętach i nie raz obił się o ścianę, Miona gnała za ni jak torpeda, a ich przyjaciele już dyszeli ze zmęczenia. Wybiegli zza zakrętu i na swojej drodze spotkali Nott'a. Smok przebiegł galopem między jego nogami, ale Hermiona obeszła go bokiem. Nie miała ochoty na przełażenie chłopakowi pod nogami. Diabeł i Severka nie mieli tyle szczęścia i wpadli na niego z impetem. Wszyscy troje runęli na podłogę.
-Później ci wytłumaczę.-powiedział Blaise do przerażonego i zdziwionego do granic możliwości Theodora. Wstali i pobiegli dalej za Gryfonką i Ślizgonem. Zobaczyli znikający za drzwiami do jakiejś klasy brązowy, puchaty ogon. Popędzili za nim i już po chwili wpadli do pomieszczenia pełnego uczniów trzeciego roku. Ich oczom ukazał się dziwny widok: Na środku sali stała profesor McGonagall. W ręce trzymała różdżkę i wpatrywała się w szoku w podłogę. Wszyscy trzecioroczniacy wychylali się z ławek, by lepiej widzieć ziemię przed nogami nauczycielki. A na środku klasy przykuwając wzrok wszystkich obecnych, kotłowali się Draco i Herm. Oczywiście nikt oprócz ich samych, Zabiniego i Sevii nie wiedział kim naprawdę są. McGonagall otrząsnęła się z otępienia i już otwierała usta, by kazać komuś wyrzucić zwierzęta, kiedy Blaise krzyknął:
-Nie! Niech pani ich nie wyrzuca! Oni sami się zaczarowali1 To uczniowie! Niech ich pani profesor odczaruje!
Minewra stała przez chwilę nieruchomo z otwartymi ustami, ale w końcu machnęła różdżką i przed zdumioną klasą pojawili się Draco i Miona, szarpiący się na podłodze. Rozległ się huk ciała uderzającego o ziemię. Widocznie jakaś uczennica o słabszych nerwach zemdlała, ale nikt się tym nie przejął. Malfoy i Hermiona jeszcze nie zauważyli, że są obserwowani i dalej bili się na ziemi. Nagle znieruchomieli. Herm miała w dłoniach szyję Ślizgona, a on trzymał w rękach jej włosy. Spojrzeli po sobie, a ich źrenice przybrały kształt księżyców w pełni. Odwrócili głowy w stronę uczniów i miny zrzedły im jeszcze bardziej. Popatrzyli jeszcze raz na swoje twarze i wyszeptali równocześnie:
-Nigdy więcej nie chcę być fretką...
-Nigdy więcej nie chcę być kotem...
Zorientowali się w końcu w jakiej pozycji się znajdują. Szybko wstali i otrzepali szaty. Zerknęli na zagniewaną minę McGonagall, spuścili głowy i ruszyli w stronę wyjścia, przy którym Severka i Blaise sterczeliciągle jak kołki. Idąc tak wymieniali zdania pomiędzy sobą:
-To twoja wina.-mruknął Malfoy.
-Tak, od razu wszystko na mnie-syknęła Miona.
-Bo to twoja wina.-powtórzył trochę głośniej.
-Przestań się powtarzać.
-A co? Zabronisz mi?
-Wiesz? Tak, zabronię ci!
-To ja na twoim miejscu bym nie ryzykował.
-Aja lubię ryzyko.
-To zaraz zobaczysz co to znaczy czuć się niebezpiecznie!
Nie zauważyli, że od jakiegoś czasu stoją na środku pomieszczenia i kłócą się podniesionymi głosami, żywo gestykulując. Profesor transmutacji westchnęła z rezygnacją i wylewitowała ich prostym zaklęciem z drzwi, czego nawet nie byli świadomi. Blaise zanim wyszedł za Severią, powiedział jeszcze do trzecioklasistów:
-Oni tak zawsze. Nie przejmujcie się.
I zamknął za sobą drzwi. McGonagall westchnęła jeszcze raz, pokręciła głową i wróciła do przerwanego wykładu.

***
-Dlaczego zmieniłaś mnie we fretkę?! To okropne przeżycie! Ja mam do tego awersję od czwartej klasy!
-A jak ty mogłeś mnie zmienić w kota?!
-Bo ty kochasz te kupy futra. Na przykład ten twój Krzywochlast!
-Krzywołap!-krzyknęła rozzłoszczona Hermiona.
Nie mogła powstrzymać dłużej cisnących się jej do oczu łez. Wyprzedziła wszystkich i pobiegła do swojego dormitorium. Krzywołap odszedł pół roku temu i ciągle jeszcze za nim tęskniła. To był naprawdę fajny kot. Kochała go. I co z tego, że chodził ciągle naburmuszony i był leniwy jak nie wiadomo co. Łza spłynęła jej po policzku. Zastanawiała się jak może zapełnić pustkę po kocie. Nagle doznała olśnienia. Poprosi profesor McGonagall o pozwolenie na teleportację do Londynu, na Pokątną. W końcu jest prefektem naczelnym! Na magicznej ulicy kupi sobie nowego ulubieńca! Uśmiech wypłynął na jej twarz. Była szczęśliwa i podekscytowana za razem. Zaczęła od razu wymyślać imiona dla przyszłego zwierzaka. Postanowił, że dla odmiany weźmie kotkę. Jak ją nazwać? Pusia? Nie, za słodko... Reks? Nie! Przecież to imię dla psa! W dodatku dla samca! Szła tak myśląc do samego dormitorium. Weszła do swojwj sypialni i ciągle nie miała jeszcze imienia dla kotki! Postanowiła, że jutro zapyta o radę Severię. Chwyciła piżamę i zamknęła się w łazience. Wyszła z niej po piętnastu minutach i poszła do swojego pokoju, mówiąc po drodze Blaise'owi "Dobranoc". Jutro sobota, więc miały z siostrą Draco cały dzień na ploteczki. Może Ginny też się do nich przyłączy? Zasnęła i śniło jej się stado perskich kotek w różnych kolorach. Od brązowego po zielony.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 8 - Rozczarowanie

Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Był to pełen żaru pocałunek, a nie zwykły buziak. Hermiona miała szeroko otwarte oczy ze zdziwienia, ale po chwili zaczęła nieśmiało oddawać pocałunki. Kiedy Draco to poczuł, przytulił ją jeszcze mocniej tak, że już prawie na nim leżała. Severia patrzyła na tę scenę z szeroko otwartą buzią i oczami wielkimi jak spodki. Nagle Smok oderwał się od Gryfonki i zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypomniał. Miona spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
-Matko! Co ja robię! To przecież Gryfonka, a na dodatek Granger!-krzyknął i odepchnął Herm od siebie, tak mocno że upadła na podłogę dwa metry dalej. Nie wiedział czemu tak właściwie tak postąpił. "To jest szlama."-podszepnął mu jakiś zły głosik. "Ale za to jaka piękna."-dodał drugi. Draco walczył ze sobą w swoim wnętrzu, podczas gdy jego siostra podbiegła do Hermiony i pomogła jej się podnieść. W oczach prefekt naczelnej błyszczały łzy żalu, goryczy i rozczarowania. Sevia wyprowadziła ja z sali. Tuż za drzwiami Herm opadła bez sił na podłogę pod ścianą i rozpłakała się. Severia usiadła bok niej i przytuliła szlochającą dziewczynę.
-Jak on mógł?-wychlipała.
-Też go czasem nie rozumiem.-pocieszała ją młodsza.-W końcu zmądrzeje i zobaczy ile jesteś warta.
Hermiona płakała dalej, rozpaczając nad czymś, czego nigdy nie miała. Nie miała też pojęcia, dlaczego to ją tak wyprowadziło z równowagi. Przecierz to tylko wredny Ślizgon. Nic nie warty, pompatyczny dupek.
-Nie!-powiedziała stanowczo.-Nie! Nie będzie mną kierował! Nie będzie mi zmieniał życia! To jego problem i jego chorej, pozbawionej życia, żałosnej egzystencji!-krzyczała coraz głośniej. Sevia patrzyła na nią z podziwem w oczach. Hermiona wstała, otrzepała się, podniosła dumnie głowę i odeszła. Przysięgła sobie, że od tej chwili będzie traktować Malfoy'a jak powietrze. Nie będzie zwracać na niego uwagi, nawet jakby jej zagroził Avadą. Nigdy więcej! Szła hardo przez pusty korytarz, ale pod powiekami ciągle czaiły się niechciane łzy. Jedna z nich spłynęła cienką strużką po policzku, ale Miona od razu ją otarła. Doszła do dormitorium i skierowała się do barku, który wymusił ostatnio Blaise na Snape'ie. Zabini w tym momencie leżał rozwalony na kanapie i obserwował Gryfonkę, która podeszła by się napić. Otworzyła szklane drzwiczki i wyciągnęła butelkę trunku. Diabłu oczy rozszerzyły się do rozmiarów talerzy, bo Herm zamiast bawić się w szukanie szklanki, przechyliła szklane naczynie i wypiła pół litrowej butelki na raz.
-Coś musi cię dręczyć.-stwierdził Blaise,ale Hermiona przeszła obok niego bez słowa odpowiedzi i weszła do swojej sypialni, trzaskając drzwiami w akcie złości.
-O, matko... Będzie ciężko. Wściekła Miona to nie przelewki. Założę się, że to przez Draco.-mruknął Diabeł.

***
Podczas gdy Hermiona i Severia szły do swoich dormitoriów, Draco leżał na szpitalnym łóżku i patrzył w sufit. Starał się przekonać samego siebie, że wcale mu nie zależy na tej dziewczynie. Wmawiał sobie, że przecierz nienawidzi wszystkich uczniów domu Lwa. Nienawidził Granger. Ale to się zmieniło... Nie! Nie wolno mu tak myśleć, nigdy! Koniec! Nie patrz na nią! Koniec! To koniec! Za bardzo się do niej zbliżył! Ale co mu stoi na przeszkodzie? Ojciec po upadku Voldemorta nawrócił się i postanowił więcej czasu spędzać z rodziną. Nie zwracał już takiej wielkiej uwagi na czystość krwi. Za to matka od początku nie przejmowała się nawet tym, że jest arystokratką. Kochała dzieci i pewnie najchętniej zostałaby przedszkolanką. Uśmiechnął się na myśl o rodzicach. A Severia? Ona to był demon wcielony. Wszędzie jej było pełno, a w dodatku była wredna jak nie wiem co. Nagle przed oczami Dracona pojawił się obraz Hermiony. Chciał go odgonić, ale to było jak przesuwanie wielkiego głazu bez pomocy magii. Poczuł ukłucie w sercu, jakby ktoś mu tam wbił sztylet z lodu. Co on narobił? Zaraz, zaraz... Przecierz to szlama! Nie to nie szlama... Ale jest mugolaczką! To prawda, ale jest piękna i wyjątkowa. Racja... Co? O czym ty myślisz, idioto? O pięknej Granger... Ona nic dla ciebie nie znaczy! Wręcz przeciwnie. Dużo, naprawdę dużo dla ciebie znaczy.
W głowie Draco odbywała się prawdziwa bitwa między dobrym, a złym Malfoy'em. W ostatecznym rozrachunku ogłoszono remis, więc Smok postanowił nie zwracać uwagi na Hermionę. To najlepsze rozwiązanie. Koniec, kropka. Z tą myślą zasnął, a przed oczami miał piękną dziewczynę o czekoladowych oczach i malinowych ustach, wygiętych w delikatnym uśmiechu.

***
Przez następny tydzień, zarówno Draco jak i Hermiona, byli tylko cieniami ludzi. Snuli się bez celu po korytarzach, od czasu do czasu obijając o ścianę. Herm nie dotrzymała danej sobie obietnicy i dalej rozpamiętywała wydarzenia, które miały miejsce w skrzydle szpitalnym. Dracon nie umiał ignorować Gryfonki mimo, że ciągle mówił sobie, że to szlama nie warta jednej myśli.
Pod koniec drugiego tygodnia tej milczącej żałoby, Severia i Blaise mieli tego wszystkiego po dziurki w nosie. Postanowili, że każdy z nich zajmie się jedną z tych ofiar losu i spróbują wrócić im jakoś życie.
Severka poprosiła Zabiniego, żeby podał jej hasło do salonu Slytherinu. Poszła odkopywać spod sterty trosk i przygnębienia biednego Malfoy'a. Doszła do ukrytych drzwi i wypowiedziała hasło: "Ave Draco Malfoy". Mówiąc to wywróciła oczami. Trudno się domyślić, kto je ustanawiał. Że też jeszcze go nie zmienili, albo nie zabili Malfoy'a. Tak się zastanawiając przeszła przez salon, świecący o tej porze pustkami i skierowała swe kroki do dormitorium brata. Uchyliła cichutko drzwi i weszła do środka. Zastała tam Draco, śpiącego w łóżku i Theodora, który uśmiechnął się do niej znad wypracowania z transmutacji. Odwzajemniła przyjazny gest i podeszła na palcach do posłania Dracona. Smok pochrapywał cicho i mruczał coś sobie pod nosem. Severia pochyliła się nad nim tak, że jej włosy muskały jego twarz. Nagle Draco błyskawicznie wyjął ręce spod kołdry, złapał siostrę za ramiona i przyciągnął do siebie. Sevia została przygnieciona do klatki piersiowej brata, który nadal spał i nie wyglądał, jakby miał ją zaraz puścić. Spróbowała wysunąć się delikatnie, ale tylko wzmocnił uścisk. Westchnęła zirytowana.
-Theodor!-syknęła cicho.
-Nott!-powtórzyła trochę głośniej.
Dracon wymamrotał coś na kształt "Hermiona...". Theo nie wyglądał na kogoś, kto usłyszał wołanie, więc postanowiła działać sama.
-Draco... -szepnęła.-Przyjechała babcia Elżbieta...
-Ale... Ona nie żyje... -wymamrotał przez sen.
-To nie prawda... -szeptała dalej z przebiegłą miną.-Żyje i ma dla ciebie pyszną niespodziankę.
-Niespodziankę... -powtórzył Draco, a z kącika jego ust zaczęła spływać strużka śliny. "Muszę to przyspieszyć, bo mi rękę uświni."-pomyślała w panice Severia.
-Przywiozła ci twoje ulubione szparagi...-szepnęła i nagle wylądowała na podłodze. Smok wierzgał nogami nogami, rozkopując kołdrę i rzucała się po łóżku jak szalony.
-Nie!-krzyczał przez sen.-Tylko nie SZPARAGI!!!
Sevia uśmiechnęła się pod nosem. To zawsze działało.Nott nie zauważył całego zajścia, ponieważ jego głowa opadła na księgę i spał tak mocno, że nic nie słyszał. Severka poczekała, aż Draco się uspokoi, podeszła do niego i jednym płynnym ruchem zerwała jego okrycie.
-Aaaaa!-tym razem to ona krzyknęła.
-Co jest?!-zapytał nieprzytomnie przed chwilą obudzony Malfoy.
-Czemu śpisz nago?!-wrzasnęła jego siostra, zasłaniając histerycznie dłońmi oczy i trzęsąc się spazmatycznie.-To najgorsze co w życiu widziałam!
-Co? Moje ciałko jest ohydne? Już ja ci dam...
-Najpierw się ubierz.
-Wedle rozkazu.-rzucił sarkastycznie i ruszył do łazienki.
Po kilku  minutach wyszedł z niej już w ubraniu.
-No to idziemy.-zażądziła Severia i wstała z fotela, na którym siedziała.
-Gdzie?
-Na śniadanie.
-O, nie! Mowy nie ma!-powiedział.-Ja się nigdzie nie wybieram!
Mówiąc to położył się w łóżku i zakrył kołdrą po sam czubek głowy.
-Nie bądź dzieckiem...-mruknęła zniecierpliwiona Sevia.
-I kto tu jest dzieckiem.-usłyszała odpowiedź, dobiegającą spod koca.-Na pewno nie ja.
-Pod względem wieku może tak, ale inteligencją nie przebijesz trzylatka. Idziemy!
-Nie!
-No dobra. To ja sobie pójdę, ale zabiorę ze sobą twoją różdżkę. Pasuje?-zapytała.
-Tak. Co? Nie!
-No to chodź grzecznie na śniadanko Dracusiu.
-Idę. Tylko nie mów tak do mnie. Wystarczy mi jedna mopsotwarza Pansy na świecie.
-Dobrze Draconeczku.
-Co ja mówiłem?!

***
Blaise miał już ułożony plan co do Hermiony:
-Dzień doberek Gryfoneczko?-krzyknął, kiedy otwierając z rozmachem drzwi, prawie wyburzył jej ścianę pokoju.
-Blaise, błagam...-jęknęła i odwróciła się na drugi bok.
-Hej! Śpiąca królewno! Pora wstać!
-Niee...
Zabini podszedł do łóżka Hermiony i podniósł ją razem z kołdrą.
-No to idziemy.-oznajmił.-Aleś ty lekka....
Miona nie zareagowała, co bardzo zdziwiło Diabła. Podniósł rąbek okrycia dziewczyny i uśmiechnął się. Herm spała jak zabita uśmiechając się lekko. Blaise patrzył na nią z zachwytem w zielonych oczach.
-Co się gapisz?-z rozmarzenia wyrwał go głos wyżej wspomnianej Gryfonki.
-Co? Co?-zapytał nieprzytomnie.
-Patrzysz się już tak na mnie dziesięć minut.
-Ja... Eee... No... Sorka...
-A tak w ogóle, to co ja robię nad ziemią?
Zabini odzyskał rezon.
-Idziemy na śniadanie.-wyszczerzył się do niej.
-Nie!-krzyknęła panicznie.
-Czemu?-zapytał.
-Bo... Bo...
-Bo co?
-Bo tam... Bo tam nie ma dla mnie miejsca!
-Kłamiesz.-mruknął.
-Nie kłamię. A teraz postaw mnie na ziemi!
-Już się robi.
Diabeł opuścił ją delikatnie na podłogę.
-Dobra, a teraz mów.-zażądał.
-Nie.-założyła ręce na piersi.
-No to nie mów i tak pójdziemy.-oznajmił wesoło Blaise.
-Jeszcze czego.
-Miona...-jęknął.-Musisz coś zjeść. Jesteś chuda jak kościotrup. Niedługo wpadniesz w anoreksję.-Zabini omiótł ją wzrokiem.
Policzki miała zapadnięte, ręce i nogi jak cienkie patyki i wielkie, fioletowe wory pod oczami.
-Ech...-westchnęła z rezygnacją.-No dobra. Pójdę na to śniadanie. Ale jak tylko JEGO tam zobaczę to w tył zwrot.
-Ale nie możesz go tak ciągle unikać!
-Nie rozkazuj mi!-krzyknęła rozzłoszczona.
-Chcesz tak żyć przez resztę szkoły?
-Niech będzie... To jego problem, nie mój!
-No! I to mi się podoba!

***
-Musisz ją przeprosić.
-A co mnie ona obchodzi?
-Więcej niż ci się wydaje!
Severia już miała dość swojego brata. Był uparty jak osioł, a do tego głupi jak tłuczek.
-Przecierz widać, że cierpisz.-jęknęła.
-Masz halucynacje.-odparł.
-Co mu jest?-usłyszeli głos Blaise'a.
-Zgłupiał.
-Ej!
-Smoku. To prawda. Najczystsza z możliwych.-Zabini objął przyjaciela za ramiona.
-To ja was zostawię samych.-mruknęła Sevia i ruszyła do wieży Gryffindoru.
-Hej! Hermiona jest na mugoloznastwie!Tak jakby co!-krzyknął za nią Diabeł, a Severka uniosła kciuki do góry.

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 7 - Mecz

Cała szkoła szła powoli na boisko Quidditcha. Wszędzie panował gwar rozmów. Uczniowie obstawiali zakłady, kłócili się, plotkowali... Hermiona i Ginny poszły najpierw do szatni Gryffindoru. Harry i cała jego drużyna ledwo trzymali się na nogach i ściskali skronie. Zapewniły ich, że wygrają i poszły na trybuny.
W końcu rozległ się głos informatora-Deana Thomasa.
-"Witamy na pierwszym tegorocznym meczu Quidditcha! Jest piękna pogoda, więc będzie się dobrze grało! A oto i dwie rywalizujące drużyny: Gryffindor i Slytherin!"
Obydwie grupy zawodników wyszły z dwóch stron boiska, słaniając się na nogach. Podeszli na środek, gdzie Draco i Harry popatrzyli po sobie nieobecnym wzrokiem i uścisnęli sobie ręce. A raczej tylko pacnęli nimi o siebie, bo żaden z nich nie miał siły zacisnąć dłoni.
-"Coś nie bardzo dziś wyglądają.-mówił dalej Dean.-Może w powietrzu się ożywią?"
Niestety marne były na to szanse, bo kiedy wszyscy wsiedli na miotły, dwóch Ślizgonów i jeden Gryfon ledwo wzbili się w powietrze i od razu padli na twarz. Po kilku minutach każdy już był w powietrzu. Nikt nie miał siły na skomplikowane manewry, więc ścigający po prostu podawali sobie kafla, a szukający krążyli nad boiskiem, wypatrując Złotego Znicza. Wśród nich był jednak jeden malutki wyjątek w czerwonej szacie z białym warkoczem. Severia przejęła piłkę i leciała prosto na zdziwionego bramkarza Slytherinu. Rzuciła kafla do środkowej bramki i zdobyła punkty dla Gryffindoru.
-"Jednak ktoś na tym boisku jest trzeźwy! Co za szczęście!"-krzyknął komentator.
Severia zrobiła triumfalną rundę wokół boiska i poleciała dalej grać. W tym czasie Harry i Draco latali ciągle w kółko. Powieki same im opadały, a usta rozchylały bezwiednie. Nie mieli siły nawet uchylać się przed tłuczkami. W pewnej chwili jeden z pałkarzy odbił piłkę w stronę Harrego, który akurat przysypiał na miotle. Tłuczek minął jego głowę o włos, a chłopak zachwiał się niebezpiecznie i prawie spadł. Za to Draco widząc to zaczął rechotać jak opentany. Przy tym leciał z niemałą prędkością na trybuny swojego domu. Zapomniał, że znajduje się na miotle. Puścił rączkę, łapiąc się za brzuch i śmiejąc. Rozległ się huk i wszyscy mogli podziwiać Draco, siedzącego na swojej błyskawicy, która do połowy była wbita w trybuny Slytherinu. Ślizgoni patrzyli się na niego w przerażeniu. Sam poszkodowany też spoglądał na nich w osłupieniu. Jego przerażenie wzrosło, kiedy stojąca najbliżej Astoria Greengras, postanowiła skorzystać z sytuacji i go pocałować. Draco skrzywił się z obrzydzeniem i odepchnął dziewczynę. Wskoczył na trybuny, wyszarpnął miotłę, wsiadł na nią i poleciał dalej grać. Kiedy obejrzał się przez ramię zobaczył, że Astoria patrzy na niego z mieszaniną smutku i zawodu w oczach. Wzruszył ramionami i skierował miotłę w stronę Harrego, któremu musiał w tym czasie przywalić kolejny tłuczek, bo miał wielką śliwę wokół oka. Ku niezadowoleniu Ślizgona, siniak bladł z każdą sekundą, pod wpływem eliksiru.
-Czemu gapisz się na Pottera? Zakochałeś się?-krzyknęła do niego siostra przelatując obok z kaflem, a za nią pchało się wszystkich trzech szukających Slytherinu. Smok rzucił jej nienawistne spojrzenie. Miał ochotę pokazać jej język, ale się powstrzymał. Nie będzie się przecierz dziecinnie zachowywał! To działka Wesley'a. Uśmiechnął się wrednie pod nosem i wzbił do góry. Rzucił okiem na trzonek Błyskawicy i uniósł brew ze zdziwienia. Nie było na nim nawet rysy. "Nieźle się trzyma."-pomyślał.-"Jednak sprzedawca nie wciskał mi kitu z tą gwarancją." Nie zauważył, że jego miotła zwalnia coraz bardziej. Ziewnął tak, że czołg mógłby mu w ustach zaparkować i nagle poczuł ostry ból w tylnej części czaszki. Otworzył szeroko oczy i jedyne co zobaczył to zbliżająca się w zastraszającym tempie rączka jego pojazdu. Wyrżnął zębami o drewno, a w głowie zaczęły mu fruwać Złote Znicze. Próbował je złapać. Przecierz musi wygrać! Machał na oślep rękoma. Ludzie obserwujący mecz strasznie się zdziwili. Przed chwilą jeden z pałkarzy Gryffindoru przywalił Malfoyowi w czerep, zamiast w tłuczek i ofiara wypadku uderzyła mocno w trzonek miotły. Teraz Draco nieprzytomnie wymachiwał dłońmi,kiwając się gwałtownie. Nagle przestał rzucać się w powietrzu. Otworzył oczy i potoczył po widowni zdziwionym wzrokiem. Popatrzył na swoją dłoń, w której spodziewał się zobaczyć złotą piłeczkę. Spuścił głowę i zrobił minę smutnego spaniela. Uczniowie wybuchnęli śmiechem. Z wyrazu twarzy Smoka nawet Snape by się uśmiał. A właśnie ten profesor spadł właśnie z ławki, wyjąc ze śmiechu.
Po jakimś czasie nieprzytomnej gry, Dean krzyknął:
-"Szukający zobaczyli znicza!"
Wszyscy zaczęli się rozglądać za Harrym i Draco. Rzeczywiście obaj nurkowali w dół za złotą smugą. Łeb w łeb.
-"Malfoy wysuwa się na prowadzenie, już są bardzo blisko!"
Tłum na trybunach wstrzymał oddech.
-"Draco wyciąga rękę i..."
Nagle rozległ się trzask.
-"Ouuu... To musiało boleć... Co za kretyni?! Jak oni mogli to tak zepsuć?! Przepraszam profesor McGonagalll... Niestety na tę chwilę żadna z drużyn nie ma Złotego Znicza!"
Hermiona wychyliła się, by lepiej widzieć i aż pisnęła ze zgrozy. Zobaczyła bowiem bardzo dziwny, a zarazem przerażający widok: Na środku boiska były wbite dwa badyle z przylepionymi do nich postaciami. Harry i Draco nie zauważyli, że znicz tuż nad ziemią wzbił się gwałtownie do góry i siłą rozpędu wbili swoje miotły w ziemię. W tym momencie wpatrywali się wielkimi oczami w podłoże, kilka centymetrów przed swoimi nosami, zawieszeni głową w dół na pojazdach, stojących pionowo, witkami do góry.
-O, matko...-jęknął Harry.
-Właśnie Potter: o, matko...-dopowiedział Draco i obaj odpadli od mioteł, spadając plecami na ziemię. Leżeli tak i leżeli obok Błyskawic wbitych w grunt. Niedaleko wylądowała reszta drużyn. Severia od razu podbiegła do brata ze łzami w oczach.
-Draco, Draco nic ci nie jest? Odezwij się proszę...-szepnęła i zalała się łzami. Malfoy otworzył stalowe oczy i wpatrzył się nimi tępo w niebo nad sobą.
-To tylko szok.-powiedział dalej patrząc niewidzącym wzrokiem w chmury. Potrząsną głową jak wyrwany z transu. Popatrzył na zebrane wokół osoby, odwrócił szybko głowę w stronę siostry i wytrzeszczył na nią oczy.
-Severia? A co ty tu robisz?-zapytał głupio.
-Siedzę.-warknęła przez łzy.
-Nie płacz, nic się nie stało.-wyprostował nogi i posadził ją sobie na kolanach.-Wciąż żyję i dalej możesz na mnie wypróbowywać zaklęcia.-wywrócił oczami.
-Czy ty musisz zawsze być taki?!-zapytała, uderzając drobnymi piąstkami w klatę Dracona.
-Jestem Malfoy'em! To normalne!-zaśmiał się. Jeszcze raz popatrzył po zebranych i jego wzrok zatrzymał się na Harrym.
-O, a oto Chłopiec, Który Przeżył Aby Robić Z Siebie Pośmiewisko...-mruknął uśmiechając się cynicznie.
-Z drogi! Zróbcie przejście!-usłyszał głos dochodzący spomiędzy tłumu i po chwili pochylała się nad nim McGonagall.
-Coś panu dolega panie Malfoy?-zapytała.
-Nie...
-To dobrze... O, matko! Harry! Co ci jest?!
Harry miał zamknięte oczy i był blady na twarzy.
-Zabierzcie go do skrzydła szpitalnego!-zażądała Minewra.-Newille, nie potrząsaj nim! Przecierz widzisz, że zemdlał! Panie Thomas, proszę ogłosić przesunięcie meczu na inny termin!
-Chodź Draco...-powiedziała cicho Severia. Wstała i podała rękę bratu. Przedarli się przez przez tłumi ruszyli do zamku. Severka przodem, trzymając Dracona za dłoń.
-Dobrze mu tak.-powiedział Ron do Hermiony.
-Ronaldzie! Jak możesz?! Oni nie są tacy źli! Na przykład Blaise jest miły!-oburzyła się dziewczyna.
-I ty uwierzysz w jego maskę?
-To nie maska!
-Może jeszcze zamieszkasz w Slytherinie, a najlepiej z Malfoy'em w pokoju, co?-Ron dalej szydził z Miony.-Zobaczysz, kiedyś cię zostawią!
-To chyba właśnie ty w tym momencie mnie zostawiłeś! Nie jesteś już moim przyjacielem! To koniec!-krzyknęła i odeszła.

***
Hermiona szła przez błonia z założonymi na piersi rękami. Zastanawiała się, jak Ron mógł ją tak potraktować?! To było niedopuszczalne! Tyle lat się przyjaźnili, a teraz nagle ma do niej pretensje. Łza spłynęła jej po policzku. Nie! Nie będzie płakać! Nie da sobą pomiatać! Musi być silna!
Z takim postanowieniem poszła do zamku, by się pouczyć! Kiedy przechodziła przez hol, zauważyła Draco i Severię, idących do Skrzydła Szpitalnego. Smok trzymał się za głowę, a twarz miał wykrzywioną w grymasie bólu. Herm podbiegła do nich i zapytała Severię:
-Co się stało? Czemu on łapie się za głowę!-ale zamiast niej, odpowiedział Dracon:
-No, a jak myślisz co się stało?! Ten idiota Irytek zwalił na mnie ze ściany cały obraz! Jeszcze mnie uszy bolą od wrzasku jakiejś baby z tego portretu!
-Cicho siedź, Draco!-fuknęła Severia.-Chodź z nami.-zwróciła się do Hermiony.
-A po co to coś ma z nami iść?!
-Oj, braciszku... Ty się chyba troszkę za mocno w główkę walnąłeś...-westchnęła Sevia.
-O, wypraszam to sobie! To ona bardziej nadaje się na oddział zamknięty w Mungu!-awanturował się Draco.
-Pomóż mi zaciągnąć go do pani Pomfrey.-poprosiła błagalnie Severka.
-Ej, ej, ej... JA nie potrzebuję lekarza, tylko ten chory na głowę polterghoist!
-Ale ja nie jestem duchem...-mruknął Herm.
-Nie ty! IRYTEK!!!
-Nie wydzieraj się! I tak już cię boli głowa.-warknęła Sevia.
-I co z tego?
-To, że zemdlejesz zanim dowleczemy się do Skrzydła Szpitalnego!-powiedziała zirytowana Miona, a Severia popatrzyła na nią z wdzięcznością.
-Ale...-zaczął.
-Cicho!-krzyknęły obydwie na raz.
Resztę drogi przeszli wydzierając się na siebie nawzajem i drocząc się. W końcu doszli do pielęgniarki. Pani Pomfrey od razu do nich podbiegła i zajęła się Draco.
-Co ci się stało dziubasku?-zapytała
-Nic, stara jędzo...-warknął.
-O, matko! Czemu on taki agresywny?! Co mu jest?!
-Irytek zwalił mu na głowę obraz i się wkurzył.
-Zaprowadźcie go na wolne łózko, a ja zaraz przyjdę.
Severka i Hermiona podprowadziły wyrywającego się Smoka do wolnego miejsca na sali.
-Jestem normalny! Nic miii niiieee jeeest...-wrzeszczał na całe gardło ale powoli wydłużał sylaby, jakby w zwolnionym tępie. W ostatniej chili rzuciły go na posłanie. Kiedy już leżał na łóżku, rozległo się donośne chrapanie. Dziewczyny spojrzały po sobie ze zdziwieniem i odwróciły się do stojącej za nimi Pomponii, ze strzykawką z eliksirem słodkiego snu w dłoni.
-Myślałam, że będzie gorzej.-powiedziała i odeszła.
Sevia podeszła do brzegu łóżka i usiadła na krześle stojącym obok.
-Tak mnie ciekawi...-zaczęła Herm siadając na posłaniu Malfoy'a.
-Co?
-Co dałaś mu wtedy przed wielką salą?
-Nie mogę powiedzieć...
-Przecierz nikomu nie zdradzę. Możesz mi zaufać.
-No dobra....
-To co mu dałaś?
-Wodę perfumowaną jego najulubieńszej marki, a ucieszył się tak, bo nie zauważył drugiego podarunku, pod tym pierwszym. To była ta koszulka z napisem "Kocham szlamy i Gryfonów!!!"
-Ty świadomie dałaś mu coś na wydłużenie tych włosów?
-Tak, do puszki z farba do włosów dolałam eliksir szybkiego wzrostu.
-Świetny żart!
-A tak w ogóle, to co robiliście wczoraj na tej imprezie?
-A nic takiego... Trochę potańczyliśmy...
-Słyszałam, że była mała awantura...
-Taak... Blaise zaproponował konkurs na picie i w połowie zemdlał. Ale to nie wszystko!-Hermiona rozochociła się i zaczęła śmielej mówić.-Wygrałam ten konkurs!
-Pokonałaś nawet tego ciołka, który chrapie obok?
-Tak! Ale to dlatego, że pod koniec zgiął się w pół i zwymiotował mi na buty...
-Ughh... To obrzydliwe...
-Nie musiałam się tym długo zachwycać, bo straciłam przytomność.
-Ktoś cię złapał?
-Eee... Nie...
-Oj, no to współczuje...
Herm wstała i podeszła do okna. Splotła ręce za plecami i wpatrzyła się w trawy na błoniach. Nieświadomie zaczęła nucić piosenkę, przy której tańczyła z blondynem. Przypomniał jej się zapach jego perfum i akasamitne, lśniące, platynowe włosy. Rozmarzyła się zupełnie i nagle poczuła, jak ktoś klepie ją w ramię.
-Hermiona... Hermiona!-Severia próbowała wybudzić przyjaciółkę z otępienia.
-Co?
-O czym myślałaś?
-O... O niczym ważnym...-zarumieniła się.
-Miona... Nie kłam...
-Będziesz się śmiać...
-Nie będę.-powiedziała Sevia z naciskiem.
-Bo ja... Draco... My na imprezie...-jąkała się Herm, coraz bardziej się czerwieniąc.
-Całowaliście się?-zapytała siostra Malfoy'a z niedowierzaniem.
-Nie...
-No to co się tam takiego wydarzyło?
-Ja... No... Draco poprosił mnie do tańca.
-I to wszystko?
-Ale kiedy dochodziliśmy na wolne miejsce na parkiecie, piosenka się zmieniła i w końcu zatańczyliśmy wolnego.
Severka oniemiała. Hermiona spuściła wzrok, zawstydzona swoimi słowami. Nagle usłyszały głos:
-Miona...
Dziewczyny odwróciły się w stronę łóżka Draco. Smok rzucał się po całym posłaniu jak opętany.
-Nie!-krzyknął.
Podbiegły do niego i zaczęły nim potrząsać, żeby się obudził.
-Hermiona!-wrzasnął na całą salę.
-Draco, obudź się!-Sevia szarpała śpiącego Malfoy'a. Nagle ten otworzył oczy i potoczył oszalałym wzrokiem po pomieszczeniu. Jego spojrzenie zatrzymało się na Hermionie.
-Jesteś... Żyjesz...-wysapał.
Cały był mokry od potu i dyszał, jakby właśnie przebiegł bardzo długi maraton. W następnej chwili zrobił coś niespodziewanego. Ciągle patrząc jej w oczy, stal w brąz, chwycił jej głowę i pocałował.