Ten rozdział dedykuję Emilii W, Aries XD i Charlotte Petrova.
Chciałabym byście komentowali ten rozdział (następne oczywiście też). Chciałabym zobaczyć ile was zostało tutaj jeszcze. Za każdy komentarz z góry dziękuję. To nie dla ilości tylko dla motywacji, bo to naprawdę dużo daje jeśli widzę, że ktoś czyta moje wypociny. W kolejnym rozdziale będzie duuuuużo działo.
Zapraszam do czytania tego wyczekanego rozdziału!
Piosenki przy których go pisałam:
Ed Sheeran-Grade 8
Christina Perri-A Thousand Years
Herm zwróciła wzrok w stronę uczniów i zauważyła, że oni nie patrzą na nich, tylko na scenę, a konkretnie na stół DJ'a. Dopiero teraz usłyszała dochodzące zza niego jęki bólu, ciężkie sapanie i krótkie, urywane warknięcia.
Od razu zaczęła przepychać się przez tłum gapiów, by dotrzeć do celu. Domyślała się, że te niepokojące odgłosy wydaje przystojny DJ i chciała jak najszybciej zobaczyć co mu jest. Może ktoś przez przypadek (albo i nie) strzelił w niego zaklęciem? Nie, to niemożliwe... Tylko ona i Malfoy mają zwyczaj obrzucania się na środku korytarza różnego rodzaju klątwami. Nikt inny tak nie robi.
Trochę dziwne mogło wydawać się to, że widziała tego chłopaka raz w życiu, a już tak bardzo się o niego boi. Nawet nie znała jego imienia! Nie wiedziała co ją pchało do tego, by zobaczyć co mu jest, pomóc mu, ale w zasadzie powód takiego zachowania nie obchodził jej. Teraz liczyło się tylko to, czy młodzieniec jest cały i zdrowy.
W miarę jak się zbliżała warczenie przybierało na sile, a ona coraz bardziej się martwiła. Kiedy była kilka metrów od celu zza stołu wyłoniła się wychudzona łapa, która przejechała po blacie długimi pazurami, zostawiając na nim głębokie rysy. Dźwięk, który przy tym był wydawany był gorszy niż pisk kredy przyciskanej do tablicy i wrzask tysiąca kruków razem wziętych. Chwilę później oczom uczniów i zszokowanej Hermiony ukazał się w całej postaci przerażając, wściekły wilkołak o tym samym kolorze teczówek co DJ. Miał on rzadkie włosy na ciele, szarawą skórę i wystający z wychudzenia kręgosłup. Herm stanęła jak wryta, wytrzeszczając oczy na odrażającą kreaturę, która nabrała powietrza w płuca i zawyła przeszywająco. "No tak, dzisiaj jest pełnia..."-pomyślała z przekąsem i gwałtownie wybudziła się z szoku. Potrząsnęła głową, szybko odwróciła się do osłupiałych uczniów i wrzasnęła z całych sił:
-Na co czekacie?! Uciekajcie!!!
W jednej chwili na sali zapanował totalny zamęt, bo wszyscy na raz rzucili się do drzwi. Słychać było wszędzie paniczne krzyki i piski oraz wszechobecny, głośny tupot stóp. Miona również rzuciła się do wyjścia, ale odwróciła jeszcze na chwilę głowę w stronę wilkołaka, który ponownie zawył i zaczął powoli wychodzić zza konsoli, obserwując bacznie tłum. Wyglądał jakby szukał potencjalnej ofiary i irytowało go to zamieszanie. Kątem oka zauważyła Draco i Severią, biegnących kilka metrów od niej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że pewnej chwili Sevia potknęła się o przewrócony stolik i upadła na podłogę, a Smok myśląc, że ona jest za nim popędził dalej, nieświadomie ją zostawiając. Stwór od razu to zauważył i rzucił się w jej stronę z groźnym wyrazem pyska, z którego kapała na podłogę ślina. Herm nie wiele myśląc zawróciła i podbiegła do Severki, która leżąc na plecach wpatrywała się z przerażeniem w bestię, która najwyraźniej chciała ją rozszarpać. Miona wiedziała, że zwierze czy co tam było jest o wiele szybsze od niej i może nie zdążyć na czas. Wytężyła wszystkie siły i przyspieszyła. Przez głowę przemknęła jej zupełnie nieproszona w tej chwili myśl, że nigdy nie biegła aż tak szybko, ale czym prędzej ją odgoniła i skupiła się na Sevii, którą sekundy dzieliły od pewnej śmierci.
Hermiona dotarła do niej w tym samym momencie co potwór i kiedy on chciał zatopić w blondynce kły Gryfonka zdjęła jedną ze swoich szpilek, które miała na stopach i przywaliła mu nią z całej siły w pysk. Jednak potwór zdążył machnąć łapą, uzbrojoną w ostre i długie jak sztylety pazury, rozcinając skórę na odsłoniętej łydce Severii. Maloy'ówna wrzasnęła rozdzierająco z bólu, a po jej policzkach pociekły łzy. Hermiona spojrzała na nią z paniką w oczach. Wilkołak rozszarpał jej nogę prawie do kości i teraz z rany lała się obficie krew, barwiąc posadzkę wokół na czerwono.
Sekundę potem Miona kątem oka zauważyła błysk platynowej czupryny po swojej lewej stronie. Okazało się, że to przybiegł Draco, który widocznie zorientował się, że nie ma przy nim Sevii. W tym samym czasie stwór otrząsnął się po uderzeniu i zwrócił w stronę Hermiony z żądzą mordu w oczach. "Tego nie przewidziałam..."-pomyślała, stojąc sparaliżowana przed bestią, która najwidoczniej była bardzo rozjuszona. Z pyska na podłogę kapała jej ślina, a kły błyszczały złowrogo.
-Granger, wiej!!!-krzyknął Smok, biegnąc z Severką na rękach do wyjścia.
Hermiona była jednak w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek zrobić. Sterczała nieruchomo jak kołek przed śliniącym się potworem i czuła się, jakby nogi wrosły jej w ziemię. Nawet jakby chciała się ruszyć, to by nie mogła, a wilkołak coraz bardziej się do niej zbliżał.
-Granger!!!
Nie słyszała panicznych wrzasków. Przed oczami ciągle miała obraz pazurów rozrywających nogę Sevii, a w uszach jej przeszywający krzyk. Brzmiał on jakby obdzierano ją żywcem ze skóry. To był najgorszy dźwięk jaki w życiu słyszała, a w jej głowie na dodatek wydawał się dziesięć razy głośniejszy i donośniejszy. Prawie, że czuła jak wyimaginowane przez jej mózg fale dźwiękowe przeszywają ją na wylot, dziurawiąc jak poduszeczkę na szpilki.
Jak w transie patrzyła, jak stwór unosi do góry łapę, by ją uderzyć. Obserwując to nie czuła nic. Nie była nawet do końca świadoma tego, że zaraz prawdopodobnie zginie. Była jak taka krucha woskowa figura. Widziała, że zaraz coś ją rozbije na tysiące kawałków, ale nie była w stanie nic na to poradzić, ani jakkolwiek się obronić.
Nagle poczuła jak ktoś ją łapie za rękę i pociąga na podłogę, jak się okazało w ostatniej chwili, bo szpony wilkołaka minęły jej twarz o centymetry. Z chwilą uderzenia ciałem o twardą, zimną posadzkę oprzytomniała. Spojrzała ze zdezorientowaniem w oczach na swojego wybawcę, którym okazał się Harry.
-Uciekaj!!!-wrzasnął Gryfon, a ona od razu zerwała się na równe nogi i rzuciła do drzwi.
Bieg skutecznie utrudniał jej tylko jeden but na obcasie, ale w końcu dotarła do celu i z westchnieniem ulgi oparła się o ścianę korytarza. Harry stanął obok niej chwilę później, również głośno oddychając, bo zanim zaczął uciekać wepchnął jeszcze wilkołakowi but Hermiony do pyska. W chwili, gdy oboje przekroczyli próg, drzwi zostały błyskawicznie zamknięte i zabezpieczone zaklęciami przez Blaise'a i Pansy.
Pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie Hermiony to: "Gdzie jest Severia?"
-Co z Sevią?!-krzyknęła z paniką w oczach.
-Spokojnie, spokojnie...-powiedział uspokajająco Zabini, łapiąc ją delikatnie za ramiona i zmuszając, by na niego spojrzała.-Draco zabrał ją od razu do Skrzydła Szpitalnego.
Po tych słowach Mionę nagle ogarnęła przygnębiająca beznadziejność. Wszystko stało się szare i bezwartościowe, a ona wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Diabeł wytrzeszczył na nią oczy, nie wiedząc co się dzieje, o co chodzi i jak się w tej chwili zachować. Harry widząc, że jego czarnoskóry kolega jest bezradny odsunął go na bok i pochylił się do zalanej słonymi łzami Herm.
-Co się stało?-zapytało cicho, delikatnie unosząc jej podbródek.
-Ja...-wyjąkała z trudem, przełykając ślinę-... nie wiem.
Niby miała tą świadomość dlaczego się rozpłakała, ale nie umiała tego ubrać w słowa. Na pewno miało to jakiś związek z traumatycznymi wydarzeniami, które przeżyła przed chwilą.
Nie zdążyła dokładnie się nad tym zastanowić, bo chwile później przed oczami pojawiły jej się czarne plamy, a sekundę potem jej ciało osunęła się w ramiona Harrego.
***
Uchyliła lekko powieki, zastanawiając się gdzie się znajduje i co się stało. Co się działo po tym jak urwał jej się film? Po krótkiej chwili obraz nabrał ostrości i mogła całkowicie otworzyć oczy. Pierwsze do czego doszła to to, że leży na niezbyt miękkim łóżku pod cienką kołdrą. "Aha, czyli przynieśli mnie do Skrzydła Szpitalnego..."-pomyślała i zaczęła się rozglądać, powoli poruszając na boki głową. Nie mogła wykonywać nią gwałtownych ruchów, bo bardzo ją bolała. Była noc, więc dużo nie było widać, ale zauważyła, że na posłaniu obok leży pod okryciem jakaś drobna postać, a koło niej na krześle siedzi jakiś człowiek. Osobnik ten wyglądał na zrezygnowanego i nieszczęśliwego. Był zgarbiony, twarz chował w dłoniach, a jego barki trzęsły się, jakby szlochał.
Powolutku podniosła się do pozycji siedzącej i ponownie przyjrzała się dwóm tajemniczym postaciom.
W pewnej chwili zza chmur za oknem wyłonił się okrągły księżyc w pełni i rzucił przez szybę smugę światła na głowę siedzącego przy łóżku człowieka. W ciemności zabłysły nieułożone, platynowe włosy, a on już wiedziała do kogo należą.
-Malfoy?-zapytała cicho, by go nie przestraszyć.
Blondyn podniósł na nią wzrok, wciągnął gwałtownie powietrze i zaczął szybko ocierać spływające mu po policzkach łzy. Wyglądał na zawstydzonego, że zastała go w takim stanie i nieudolnie próbował to ukryć. Jednak Herm ciągle widziała jego pogniecione ubranie (nawet nie zdjął tego różowego garnituru), wory pod oczami, zmęczony wyraz twarzy i poplątane kosmyki, opadające mu na czoło.
-Granger?-zapytał ze zdziwieniem.-Obudziłaś się już? Poczekaj chwilkę! Zaraz zawiadomię panią Pomfrey! Nie ruszaj się nigdzie! Już idę! Tylko siedź tu ciągle i nigdzie nie uciekaj!-zaczął wyrzucając z siebie zdania z szybkością karabinu maszynowego,
-Malfoy...-zaczęła, ale nie mogła dokończyć, bo Draco dalej nawijał jak najęty, nie zwracając na nią uwagi i nie dając jej dojść do słowa.
W sumie to jej pewnie nawet nie słyszał, bo był zajęty swoimi chaotycznymi myślami i słowami, które jednym ciągiem wychodziły z jego ust.
-Malfoy!-krzyknęła, zirytowana jego bezsensownym zachowaniem.
Blondyn od razu zamilkł i spojrzał na nią pytająco.
-Co?-zapytał, patrząc na nią wielkim i oczami.
Miona wypuściła z ulgą powietrze z ust, ciesząc się, że Ślizgon już nie gada.
-Nie histeryzuj, tylko idź spokojnie powiadom panią Pomfrey, że się obudziłam, dobrze?-mówiła powoli i wyraźnie, by to wszystko do niego dotarło.
Jednak zanim Smok wykonał jakikolwiek ruch do sali wkroczyła pielęgniarka i warknęła:
-Co to za krzyki o tej porze?! Jest czwarta rano! Ciemno jeszcze, a wy już się kłócicie!-po tych słowach przeniosła wzrok na Hermioną, która siedziała na łóżku i jej twarz natychmiastowo złagodniała.-Och panno Granger! Obudziła się panienka?-Miona przytaknęła lekko głową, a kobieta kontynuowała.-Proszę w takim razie położyć się i spróbować zasnąć. Nic panience nie jest, tylko panienka stracił przytomność, więc żadne eliksiry, ani inne pomoce nie będą potrzebne.-podeszła do niej i pomogła jej ułożyć się wygodnie na poduszce, po czym odwróciła się w stronę blondyna.
-Niech pan zostanie, panie Malfoy... Nie podoba mi się to, że się pan tutaj wkradł w środku nocy, no ale niech już panu będzie. Skoro tak bardzo martwi się pan o siostrę to mogę zrobić jeden wyjątek, ale jej na razie nic nie pomoże.-powiedziała dobrodusznie i wróciła wolno do swojego biura.
Herm chciała jeszcze zapytać co z Severią, ale poczuła jak bardzo ciążą jej powieki. Westchnęła cichutko i zamknęła oczy, odpływając w ramiona Morfeusza.
Powolutku podniosła się do pozycji siedzącej i ponownie przyjrzała się dwóm tajemniczym postaciom.
W pewnej chwili zza chmur za oknem wyłonił się okrągły księżyc w pełni i rzucił przez szybę smugę światła na głowę siedzącego przy łóżku człowieka. W ciemności zabłysły nieułożone, platynowe włosy, a on już wiedziała do kogo należą.
-Malfoy?-zapytała cicho, by go nie przestraszyć.
Blondyn podniósł na nią wzrok, wciągnął gwałtownie powietrze i zaczął szybko ocierać spływające mu po policzkach łzy. Wyglądał na zawstydzonego, że zastała go w takim stanie i nieudolnie próbował to ukryć. Jednak Herm ciągle widziała jego pogniecione ubranie (nawet nie zdjął tego różowego garnituru), wory pod oczami, zmęczony wyraz twarzy i poplątane kosmyki, opadające mu na czoło.
-Granger?-zapytał ze zdziwieniem.-Obudziłaś się już? Poczekaj chwilkę! Zaraz zawiadomię panią Pomfrey! Nie ruszaj się nigdzie! Już idę! Tylko siedź tu ciągle i nigdzie nie uciekaj!-zaczął wyrzucając z siebie zdania z szybkością karabinu maszynowego,
-Malfoy...-zaczęła, ale nie mogła dokończyć, bo Draco dalej nawijał jak najęty, nie zwracając na nią uwagi i nie dając jej dojść do słowa.
W sumie to jej pewnie nawet nie słyszał, bo był zajęty swoimi chaotycznymi myślami i słowami, które jednym ciągiem wychodziły z jego ust.
-Malfoy!-krzyknęła, zirytowana jego bezsensownym zachowaniem.
Blondyn od razu zamilkł i spojrzał na nią pytająco.
-Co?-zapytał, patrząc na nią wielkim i oczami.
Miona wypuściła z ulgą powietrze z ust, ciesząc się, że Ślizgon już nie gada.
-Nie histeryzuj, tylko idź spokojnie powiadom panią Pomfrey, że się obudziłam, dobrze?-mówiła powoli i wyraźnie, by to wszystko do niego dotarło.
Jednak zanim Smok wykonał jakikolwiek ruch do sali wkroczyła pielęgniarka i warknęła:
-Co to za krzyki o tej porze?! Jest czwarta rano! Ciemno jeszcze, a wy już się kłócicie!-po tych słowach przeniosła wzrok na Hermioną, która siedziała na łóżku i jej twarz natychmiastowo złagodniała.-Och panno Granger! Obudziła się panienka?-Miona przytaknęła lekko głową, a kobieta kontynuowała.-Proszę w takim razie położyć się i spróbować zasnąć. Nic panience nie jest, tylko panienka stracił przytomność, więc żadne eliksiry, ani inne pomoce nie będą potrzebne.-podeszła do niej i pomogła jej ułożyć się wygodnie na poduszce, po czym odwróciła się w stronę blondyna.
-Niech pan zostanie, panie Malfoy... Nie podoba mi się to, że się pan tutaj wkradł w środku nocy, no ale niech już panu będzie. Skoro tak bardzo martwi się pan o siostrę to mogę zrobić jeden wyjątek, ale jej na razie nic nie pomoże.-powiedziała dobrodusznie i wróciła wolno do swojego biura.
Herm chciała jeszcze zapytać co z Severią, ale poczuła jak bardzo ciążą jej powieki. Westchnęła cichutko i zamknęła oczy, odpływając w ramiona Morfeusza.
***
Pansy, Harry i Blaise już od dwóch godzin siedzieli w łazience Jęczącej Marty i czekali, aż podejrzana substancja, znajdująca się w kociołku pomiędzy nimi zmieni kolor na błękitny.
-No ile można?!-wyjęczał Zabini, unosząc ręce ku niebu, a raczej ku sufitowi w geście załamania.-Nie możemy tego zostawić w cholerę i sobie pójść?!
-Blaise, nie możemy tego tu tak po prostu postawić i sobie gdzieś poleźć, bo ta płaczliwa sierota co tu mieszka jeszcze to rozwali!-zganiła go Pansy i od razu tego pożałowała...
-Ja, sierota?!-wszyscy odwrócili się w stronę krążącej nad toaletami Jęczącej Marty.
-No i masz... westchnął Harry, chowając ze zrezygnowaniem twarz w dłoniach.
Duch szybko podleciał do nich i zbliżył swoją półprzezroczystą twarz do Pansy. Marta wyciągnęła w jej stronę swój chudy i krzywy palec, który przeniknął jej nos i załkała ze złością:
-To, że jestem martwa i w zasadzie nic nie czuję, to nie znaczy, że można mnie obrażać kiedy się zechce!
Po tych słowach prychnęła z pogardą na czarnowłosą, odwróciła się i z pluskiem wskoczyła do najbliższej toalety. Slizgonka tylko wywróciła oczami i zwróciła głowę z powrotem w stronę chłopaków, którzy nawet tego nie zauważyli, bo wpatrywali się z przerażeniem w kociołek. Parkinson również spojrzała w tamtą stronę i aż otworzyła usta ze zdziwienia. W naczyniu pieniła się i kipiała błękitna ciecz, która wyglądała, jakby lada chwila miała wypełznąć z niego na podłogę, przeżerając kafelki.
-Harry! Szybko!!!-krzyknęła, budząc Wybrańca z transu, podczas którego wpatrywał się tępo w kroplę wyżerającą małą dziurę w podłodze,
Od razu chwycił stojący obok niego słoik ze srebrzystym proszkiem w środku i wsypał całą jego zawartość do kociołka.
-Ty idioto!!!-wydarła się Parkinson, kiedy zobaczyła co takiego Złote Dziecko zrobiło.-Za dużo tego dałeś!!!
Teraz dopiero Harry zorientował się co właściwie zrobił. Wytrzeszczył oczy i rozejrzał się dookoła, jakby poszukując pomocy u przybrudzonych ścian łazienki, po czym złapał się za głowę w geście załamania i skulił się, by uniknąć przeszywającego wzroku wściekłej Ślizgonki.
-Ale przynajmniej już nie kipi...-wymamrotał tak cichutko, że Pansy ledwo go usłyszała.
Siedzący obok Blaise tylko przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy, ale po chwili gwałtownie poderwał głowę do góry i spojrzał na swoich towarzyszy z zadziornym błyskiem w oku i szerokim uśmiechem na ustach.
Czarnowłosa i Potter popatrzyli na niego jak na kogoś, kto natychmiastowo potrzebuje całego sztabu magomedyków na oddziale zamkniętym w Mungu, a on tylko wyszczerzył się do nich jeszcze bardziej. Jednak, kiedy jego oczy po kilkunastu sekundach nie zauważały żadnych zmian w wyrazach twarzy przyjaciół uśmiech zaczął schodzić mu powoli z ust, a zastąpiło go niezrozumienie.
-W na serio nie ogarniacie o co chodzi?-zapytał, rozczarowany ich zastraszająco niskim poziome logicznego myślenia.
Gryfon i Ślizgonika spojrzeli porozumiewawczo po sobie, utwierdzając się w tym, że Blaise naprawdę potrzebuje pobytu w psychiatryku.
-Nie...-powiedziała wolno Pansy, patrząc z lekkim niepokojem na Zabiniego, który tylko załamał ręce i westchnął.
-Czy naprawdę tak trudno jest dojść do tego samemu?-zapytał ze zrezygnowaniem.
-No ale...-zaczął Harry, ale Ślizgon mu przerwał.
-To było pytanie retoryczne, Potter... No przecież im dłużej będą zamienieni ciałami tym więcej śmiechu dla nas będzie! Przecież to co nasz "wybawca" dosypał to był składnik przedłużający działanie, no nie?
Jak to powiedział na wszystkich spłynęło oświecenie i rozległy się pomruki typu: "Aaa...", "No chyba, że tak...", "O to chodziło...".
-No to...-zaczęło niepewnie Złote Dziecko.-Ile ten eliksir będzie teraz działać?
Pansy pochyliła się nad kociołkiem, marszcząc z obrzydzeniem nosek, bo wydobywający się z niego smród był nie do zniesienia. Ku jej lekkiemu zdziwieniu jego zawartość nie miała już ładnej, jasnobłękitnej barwy, tylko kolor ciemnego prawie, że czarnego fioletu.
-Tydzień.-odpowiedziała.-Im ciemniejsza barwa, tym dłuższy czas działania.
-Yhm...-mruknął Wybraniec.-Tylko co oni na to powiedzą? Raczej nie będą jakoś bardzo zadowoleni...
-Przecież im tego nie powiemy!-zaśmiał się Ślizgon.-Ja chcę jeszcze trochę pożyć! Zresztą i tak się kiedyś dowiedzą. Mogę się założyć, że w środku nocy przylecą do nas z wyrzutami.
-Obyś nie miał racji, bo jak Draco do mnie przyleci o północy to mu przywalę poduszką i wywalę poza teren Hogwartu.-mruknęła Pansy.-No ale okej. To przelewamy to świństwo do buteleczek?-zapytała z ożywieniem, bo coraz bardziej podobał jej się ten pomysł.-Salazarze jak ja im współczuję, że będą musieli to pić...
-A gdzie są fiolki?-zapytał Harry i zaczął się rozglądać dookoła.
Blaise zerknął na niego z niepokojem czy na pewno dobrze się czuje, bo szukane przedmioty leżały tuż przed Wybrańcem.
-Potter, one leżą przed tobą...-powiedział po chwili ciszy.
-A no tak... Dzięki Zabini!
Parkinson szybko zabrała mu z ręki szklane naczynia, napełniła je za pomocą małej chochelki śmierdzącą cieczą i podała zniesmaczonemu Blaise'owi, patrząc na niego wzrokiem mówiącym: "Jak to upuścisz to cię zabiję", po czym wstała i jednym machnięciem różdżki usunęła wszystkie ślady ich obecności w tym miejscu.
-Jak myślicie, gdzie oni teraz mogą być?-zapytała, patrząc to na Diabła, to na Harrego.
-Hermiona pewnie jest w dormitorium i czyta książkę, a Smok ostatnio ciągle siedzi nad jeziorem. Niedługo mu dupa do ziemi przymarznie...
-Ciągle na tym mrozie siedzi?-zapytała zatroskana Pansy.-Od trzech dni opuszcza lekcje, a jak już na jakąś przyjdzie to tylko leży na ławce jak jakieś zwłoki...
-Ale na peeeewno się rozbudzi jak będzie miał zamiast swojego ciało Mionki...-Zabini poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się jak rasowy zboczeniec, a Pansy uniosła lekko kąciki ust do góry.
Z optymistycznymi myślami w głowach i oczekiwaniami na dużo śmiechu przez ten tydzień wyszli z łazienki, rozglądając się czy nie ma w pobliżu Filcha lub tego jego zapchlonego kociska.
Slizgonka ostrożnie wyjrzała zza rogu, kiedy nagle rozległ się donośny huk, który poniósł się echem po pustym korytarzu. Błyskawicznie odwróciła głowę i ujrzała Zabiniego, który rozglądał się w panice na boki. Przed chwilą ciężkie drzwi wyślizgnęły mu się i zamknęły z głośnym trzaskiem, a teraz szukał dookoła jakiegoś pomysłu, który pozwoliłby mu przeżyć wybuch gniewu Pansy. Szybko podjął decyzję i zrobił coś, co jego zdaniem było w tej sytuacji najrozsądniejsze;
-Wiejemy!!!
-Harry! Szybko!!!-krzyknęła, budząc Wybrańca z transu, podczas którego wpatrywał się tępo w kroplę wyżerającą małą dziurę w podłodze,
Od razu chwycił stojący obok niego słoik ze srebrzystym proszkiem w środku i wsypał całą jego zawartość do kociołka.
-Ty idioto!!!-wydarła się Parkinson, kiedy zobaczyła co takiego Złote Dziecko zrobiło.-Za dużo tego dałeś!!!
Teraz dopiero Harry zorientował się co właściwie zrobił. Wytrzeszczył oczy i rozejrzał się dookoła, jakby poszukując pomocy u przybrudzonych ścian łazienki, po czym złapał się za głowę w geście załamania i skulił się, by uniknąć przeszywającego wzroku wściekłej Ślizgonki.
-Ale przynajmniej już nie kipi...-wymamrotał tak cichutko, że Pansy ledwo go usłyszała.
Siedzący obok Blaise tylko przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy, ale po chwili gwałtownie poderwał głowę do góry i spojrzał na swoich towarzyszy z zadziornym błyskiem w oku i szerokim uśmiechem na ustach.
Czarnowłosa i Potter popatrzyli na niego jak na kogoś, kto natychmiastowo potrzebuje całego sztabu magomedyków na oddziale zamkniętym w Mungu, a on tylko wyszczerzył się do nich jeszcze bardziej. Jednak, kiedy jego oczy po kilkunastu sekundach nie zauważały żadnych zmian w wyrazach twarzy przyjaciół uśmiech zaczął schodzić mu powoli z ust, a zastąpiło go niezrozumienie.
-W na serio nie ogarniacie o co chodzi?-zapytał, rozczarowany ich zastraszająco niskim poziome logicznego myślenia.
Gryfon i Ślizgonika spojrzeli porozumiewawczo po sobie, utwierdzając się w tym, że Blaise naprawdę potrzebuje pobytu w psychiatryku.
-Nie...-powiedziała wolno Pansy, patrząc z lekkim niepokojem na Zabiniego, który tylko załamał ręce i westchnął.
-Czy naprawdę tak trudno jest dojść do tego samemu?-zapytał ze zrezygnowaniem.
-No ale...-zaczął Harry, ale Ślizgon mu przerwał.
-To było pytanie retoryczne, Potter... No przecież im dłużej będą zamienieni ciałami tym więcej śmiechu dla nas będzie! Przecież to co nasz "wybawca" dosypał to był składnik przedłużający działanie, no nie?
Jak to powiedział na wszystkich spłynęło oświecenie i rozległy się pomruki typu: "Aaa...", "No chyba, że tak...", "O to chodziło...".
-No to...-zaczęło niepewnie Złote Dziecko.-Ile ten eliksir będzie teraz działać?
Pansy pochyliła się nad kociołkiem, marszcząc z obrzydzeniem nosek, bo wydobywający się z niego smród był nie do zniesienia. Ku jej lekkiemu zdziwieniu jego zawartość nie miała już ładnej, jasnobłękitnej barwy, tylko kolor ciemnego prawie, że czarnego fioletu.
-Tydzień.-odpowiedziała.-Im ciemniejsza barwa, tym dłuższy czas działania.
-Yhm...-mruknął Wybraniec.-Tylko co oni na to powiedzą? Raczej nie będą jakoś bardzo zadowoleni...
-Przecież im tego nie powiemy!-zaśmiał się Ślizgon.-Ja chcę jeszcze trochę pożyć! Zresztą i tak się kiedyś dowiedzą. Mogę się założyć, że w środku nocy przylecą do nas z wyrzutami.
-Obyś nie miał racji, bo jak Draco do mnie przyleci o północy to mu przywalę poduszką i wywalę poza teren Hogwartu.-mruknęła Pansy.-No ale okej. To przelewamy to świństwo do buteleczek?-zapytała z ożywieniem, bo coraz bardziej podobał jej się ten pomysł.-Salazarze jak ja im współczuję, że będą musieli to pić...
-A gdzie są fiolki?-zapytał Harry i zaczął się rozglądać dookoła.
Blaise zerknął na niego z niepokojem czy na pewno dobrze się czuje, bo szukane przedmioty leżały tuż przed Wybrańcem.
-Potter, one leżą przed tobą...-powiedział po chwili ciszy.
-A no tak... Dzięki Zabini!
Parkinson szybko zabrała mu z ręki szklane naczynia, napełniła je za pomocą małej chochelki śmierdzącą cieczą i podała zniesmaczonemu Blaise'owi, patrząc na niego wzrokiem mówiącym: "Jak to upuścisz to cię zabiję", po czym wstała i jednym machnięciem różdżki usunęła wszystkie ślady ich obecności w tym miejscu.
-Jak myślicie, gdzie oni teraz mogą być?-zapytała, patrząc to na Diabła, to na Harrego.
-Hermiona pewnie jest w dormitorium i czyta książkę, a Smok ostatnio ciągle siedzi nad jeziorem. Niedługo mu dupa do ziemi przymarznie...
-Ciągle na tym mrozie siedzi?-zapytała zatroskana Pansy.-Od trzech dni opuszcza lekcje, a jak już na jakąś przyjdzie to tylko leży na ławce jak jakieś zwłoki...
-Ale na peeeewno się rozbudzi jak będzie miał zamiast swojego ciało Mionki...-Zabini poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się jak rasowy zboczeniec, a Pansy uniosła lekko kąciki ust do góry.
Z optymistycznymi myślami w głowach i oczekiwaniami na dużo śmiechu przez ten tydzień wyszli z łazienki, rozglądając się czy nie ma w pobliżu Filcha lub tego jego zapchlonego kociska.
Slizgonka ostrożnie wyjrzała zza rogu, kiedy nagle rozległ się donośny huk, który poniósł się echem po pustym korytarzu. Błyskawicznie odwróciła głowę i ujrzała Zabiniego, który rozglądał się w panice na boki. Przed chwilą ciężkie drzwi wyślizgnęły mu się i zamknęły z głośnym trzaskiem, a teraz szukał dookoła jakiegoś pomysłu, który pozwoliłby mu przeżyć wybuch gniewu Pansy. Szybko podjął decyzję i zrobił coś, co jego zdaniem było w tej sytuacji najrozsądniejsze;
-Wiejemy!!!