Przykro mi to pisać, ale wena opuściła mnie już całkowicie. Opowiadanie, jak i blog zostają zawieszone do odwołania. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek dokończę to opowiadanie, a uznałam tez, że lepiej je zawiesić niż robić na szybko, na odwal się jakieś zakończenie, które prawdopodobnie nie miałoby sensu. Przepraszam wszystkich czytelników, którzy do tej pory czekali.
E.L.
wtorek, 23 sierpnia 2016
czwartek, 31 marca 2016
Drabble 1
Niepohamowany głód
-Draco co ty robisz?-Lucjusz Malfoy patrzył ze zdziwieniem na syna, który wyjadał z kolorowej paczki brązowe chrupki.
-Jem, nie widać?
-Ale synu...
-Nie przeszkadzaj!
-Czekaj...
-Głodny jestem, a to da się jakoś zjeść mimo, że jest twarde jak cholera!
-Może byś mnie...
-Nie!-warknął, opluwając ojca kawałkami jedzenia.
-Och, no dobrze...-westchnął z udawanym zrezygnowaniem Lucjusz-Szkoda tylko, że to nie są żadne chrupki, tylko karma dla Fafika...
-CO-O?!
Sąd ostateczny
Stuk, stuk, stuk...
-Uwaga! Rozprawę czas zacząć! Pani Severio Narcyzo Malfoy wie pani po co tu pani jest?
-Nie.
-A więc...
-To niedopuszczalne!-przerwał mu pewien głos.
-Cisza! A więc została tu pani wezwana...
-Jak ty mogłaś mi to zrobić?!
-Niech pan się panie Malfoy uspokoi, bo każę wyprowadzić pana z sali!
-Powinno się ją od razu wsadzić za kratki! Niech nie niszczy więcej życia ludziom wokół niej!
-Draconie Lucjuszu Malfoy! Proszę w takim razie opowiedzieć o tym, co pan zarzuca własnej siostrze, skoro tak bardzo nie może się pan tego doczekać!!!
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, zmącona tylko odgłosem pociągania nosem.
-ONA MI ZEŻARŁA CZEKOLADOWEGO KRÓLICZKA!!!
Wyznanie
-Co robisz?
-...
-No powiedz!
-...
-Zacięłaś się?
-...
-Odpowiadaj!
-Ghrrrr...-wykrztusiła z trudem.
-Granger ja cię kocham, a ty nic nie powiesz???-przycisnął jej ciało do siebie jeszcze mocniej.
-Gheee... Du...
-Co? Mów! Słucham cię! Kochasz mnie?
-Du... sisz... mnie... idioto...
-Draco co ty robisz?-Lucjusz Malfoy patrzył ze zdziwieniem na syna, który wyjadał z kolorowej paczki brązowe chrupki.
-Jem, nie widać?
-Ale synu...
-Nie przeszkadzaj!
-Czekaj...
-Głodny jestem, a to da się jakoś zjeść mimo, że jest twarde jak cholera!
-Może byś mnie...
-Nie!-warknął, opluwając ojca kawałkami jedzenia.
-Och, no dobrze...-westchnął z udawanym zrezygnowaniem Lucjusz-Szkoda tylko, że to nie są żadne chrupki, tylko karma dla Fafika...
-CO-O?!
Sąd ostateczny
Stuk, stuk, stuk...
-Uwaga! Rozprawę czas zacząć! Pani Severio Narcyzo Malfoy wie pani po co tu pani jest?
-Nie.
-A więc...
-To niedopuszczalne!-przerwał mu pewien głos.
-Cisza! A więc została tu pani wezwana...
-Jak ty mogłaś mi to zrobić?!
-Niech pan się panie Malfoy uspokoi, bo każę wyprowadzić pana z sali!
-Powinno się ją od razu wsadzić za kratki! Niech nie niszczy więcej życia ludziom wokół niej!
-Draconie Lucjuszu Malfoy! Proszę w takim razie opowiedzieć o tym, co pan zarzuca własnej siostrze, skoro tak bardzo nie może się pan tego doczekać!!!
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, zmącona tylko odgłosem pociągania nosem.
-ONA MI ZEŻARŁA CZEKOLADOWEGO KRÓLICZKA!!!
Wyznanie
-Co robisz?
-...
-No powiedz!
-...
-Zacięłaś się?
-...
-Odpowiadaj!
-Ghrrrr...-wykrztusiła z trudem.
-Granger ja cię kocham, a ty nic nie powiesz???-przycisnął jej ciało do siebie jeszcze mocniej.
-Gheee... Du...
-Co? Mów! Słucham cię! Kochasz mnie?
-Du... sisz... mnie... idioto...
piątek, 4 marca 2016
Miniaturka 5 - Always
Witajcie! Oto miniaturka z konkursu, z Katalogu Granger. Nie będę się chwalić tym, które miejsce zajęła, bo nie jest to zachwycająca pozycja, ale moim zdaniem to małe dzieło jest dobre. Jestem z niego zadowolona.
Rozdział na pewno nie pojawi się szybko. Jestem na roku dyplomowym w szkole muzycznej i mam bardzo dużo występów, przygotowań itd.
Zapraszam do czytania!
Kate siedziała w dyżurce, powoli pijąc już zimną herbatę i patrząc się tępo w ścianę po drugiej stronę szpitalnego korytarza. Wypuściła ze świstem wstrzymywane w płucach powietrze i spuściła wzrok na bursztynową ciecz w szklance, którą trzymała w dłoniach. Była już zmęczona tymi wszystkimi dyżurami, a dzisiaj jeszcze musiała zostać po godzinach, bo jej koleżanka nagle się rozchorowała. Zakryła sobie twarz dłońmi i zamknęła oczy, które już ją szczypały ze zmęczenia. Jednak nie dane jej było długo się odprężać, bo usłyszała pewien głos, którego barwa sprawiła, że powiało chłodem. Uniosła głowę i zobaczyła wysokiego, na oko trzydziestoletniego mężczyznę, który miał platynowe, starannie ułożone włosy i ostre rysy twarzy. Jego oczy mimo, że były koloru orzechów wydawały się lodowate. Miał piękny, prosty nos po czym Kate mogła poznać, że pochodzi z arystokratycznej, co nie było dla niej zbyt korzystne, ponieważ była mugolaczką. Wyniosły osobnik był ubrany w śnieżnobiałą koszulę, czarny krawat i tego samego koloru spodnie od garnituru. Przez ramię przerzucił sobie marynarkę, która luźno zwisała za jego plecami. Kobieta dopiero po chwili zauważyła, że mężczyzna trzyma za rękę małego chłopca, który wyglądał jak młodsza kopia swojego taty. Jedynym co ich różniło były oczy, bo malec miał je koloru tak jasnego błękitu, że gdyby nie szare obwódki, można by pomyśleć, że nie posiadał tęczówek.
Przez chwilę wpatrywał się z lekkim zdziwieniem w twarze obydwu gości, aż w końcu ocknęła się z na pewno dziwnie wyglądającego letargu i przeszła do rzeczy, zamieniając się znów w co prawda zmęczoną, ale jednak specjalistkę.
-Poproszę imię i nazwisko pańskie i syna.
-Chwila...-gość zmarszczył brwi, a Kate przestraszyła się lekko, że zrobiła coś źle.-Ostatnio musiałem podać tylko i wyłącznie swoje dane.
-Tak było jeszcze w tamtym tygodniu, ale od tego zasady się zmieniły.-wyjaśniła powoli i cierpliwie ciesząc się, że tylko o to chodziło.
-Ech... No dobrze.-blondyn westchnął i skrzywił się lekko.-Scorpius Malfoy, a mój syn to Alois Malfoy.
Kate na chwilę rozszerzyły się źrenice ze zdziwienia. Wiedziała od razu, że to jacyś czystokrwiści arystokraci, ale nie spodziewała się, że to będą Malfoy'owie! Jaka ona była głupia! Przecież mogła poznać ich po włosach! Tylko ten jeden ród ma taki charakterystyczny kolor fryzury!
-Och, przepraszam najmocniej! Nie poznałam!-powiedziała na głos, modląc się, by blond dziedzic się nie zdenerwował.
-Nic nie szkodzi.-odparł chłodno mężczyzna.-Hermiona Malfoy leży w tym samym pokoju co zawsze?
-Tak, oczywiście.
-Dziękuję.-odparł Scorpius.-Chodź Alois.-powiedział zachęcająco do syna, złapał go za rękę i odszedł dostojnym krokiem w głąb szpitalnego korytarza, a Kate odprowadziła go wciąż trochę zszokowanym wzrokiem.
Rozdział na pewno nie pojawi się szybko. Jestem na roku dyplomowym w szkole muzycznej i mam bardzo dużo występów, przygotowań itd.
Zapraszam do czytania!
Kate siedziała w dyżurce, powoli pijąc już zimną herbatę i patrząc się tępo w ścianę po drugiej stronę szpitalnego korytarza. Wypuściła ze świstem wstrzymywane w płucach powietrze i spuściła wzrok na bursztynową ciecz w szklance, którą trzymała w dłoniach. Była już zmęczona tymi wszystkimi dyżurami, a dzisiaj jeszcze musiała zostać po godzinach, bo jej koleżanka nagle się rozchorowała. Zakryła sobie twarz dłońmi i zamknęła oczy, które już ją szczypały ze zmęczenia. Jednak nie dane jej było długo się odprężać, bo usłyszała pewien głos, którego barwa sprawiła, że powiało chłodem. Uniosła głowę i zobaczyła wysokiego, na oko trzydziestoletniego mężczyznę, który miał platynowe, starannie ułożone włosy i ostre rysy twarzy. Jego oczy mimo, że były koloru orzechów wydawały się lodowate. Miał piękny, prosty nos po czym Kate mogła poznać, że pochodzi z arystokratycznej, co nie było dla niej zbyt korzystne, ponieważ była mugolaczką. Wyniosły osobnik był ubrany w śnieżnobiałą koszulę, czarny krawat i tego samego koloru spodnie od garnituru. Przez ramię przerzucił sobie marynarkę, która luźno zwisała za jego plecami. Kobieta dopiero po chwili zauważyła, że mężczyzna trzyma za rękę małego chłopca, który wyglądał jak młodsza kopia swojego taty. Jedynym co ich różniło były oczy, bo malec miał je koloru tak jasnego błękitu, że gdyby nie szare obwódki, można by pomyśleć, że nie posiadał tęczówek.
Przez chwilę wpatrywał się z lekkim zdziwieniem w twarze obydwu gości, aż w końcu ocknęła się z na pewno dziwnie wyglądającego letargu i przeszła do rzeczy, zamieniając się znów w co prawda zmęczoną, ale jednak specjalistkę.
-Poproszę imię i nazwisko pańskie i syna.
-Chwila...-gość zmarszczył brwi, a Kate przestraszyła się lekko, że zrobiła coś źle.-Ostatnio musiałem podać tylko i wyłącznie swoje dane.
-Tak było jeszcze w tamtym tygodniu, ale od tego zasady się zmieniły.-wyjaśniła powoli i cierpliwie ciesząc się, że tylko o to chodziło.
-Ech... No dobrze.-blondyn westchnął i skrzywił się lekko.-Scorpius Malfoy, a mój syn to Alois Malfoy.
Kate na chwilę rozszerzyły się źrenice ze zdziwienia. Wiedziała od razu, że to jacyś czystokrwiści arystokraci, ale nie spodziewała się, że to będą Malfoy'owie! Jaka ona była głupia! Przecież mogła poznać ich po włosach! Tylko ten jeden ród ma taki charakterystyczny kolor fryzury!
-Och, przepraszam najmocniej! Nie poznałam!-powiedziała na głos, modląc się, by blond dziedzic się nie zdenerwował.
-Nic nie szkodzi.-odparł chłodno mężczyzna.-Hermiona Malfoy leży w tym samym pokoju co zawsze?
-Tak, oczywiście.
-Dziękuję.-odparł Scorpius.-Chodź Alois.-powiedział zachęcająco do syna, złapał go za rękę i odszedł dostojnym krokiem w głąb szpitalnego korytarza, a Kate odprowadziła go wciąż trochę zszokowanym wzrokiem.
Szedł powoli, trzymając synka za rękę i stukając butami o
podłogę. Miał zmarszczone brwi i biło od niego chłodem. Nienawidził
tego, że jak wyjawi komuś swoje nazwisko, to ta osoba zaczyna się na
niego gapić z szeroko otwartymi ustami, jak jakaś ryba, wyciągnięta z
wody. Wzdrygnął się. "Obrzydliwe"-pomyślał z odrazą i wcisnął przycisk,
przywołujący windę. Zerknął w dół na swoje dziecko, a jego twarz
momentalnie złagodniała, gdy zauważył, że Alois wpatruje się tępo w
swoje buty. Przyjechało pomieszczenie, mające zawieźć ich na górę i
weszli obydwaj do środka. Scorpius nacisnął guzik z dwójką, a kiedy
drzwi się zamknęły uklęknął przed małą kopią siebie.
-Co się stało?-zapytał spokojnie, patrząc z troską na małego Malfoy'a.
Przy tej małej istocie zmieniał się nie do poznania. Cały chłód znikał z jego oczu, a zazwyczaj wykrzywiona ze złości, obrzydzenia lub irytacji twarz wygładzała się. Znikał oschły biznesmen, a pojawiał się czuły, kochający ojciec.
-Tęsknię za dziadkiem...-wymamrotał cicho malec, a blondyn uśmiechnął się smutno.
-Dziadkowi Draco jest dobrze tam, gdzie teraz przebywa. Lepiej niż mu było tutaj. Pewnie teraz patrzy na nas z góry i na pewno nie chciałby byś się smucił tym, że odszedł. On jest z nami, kochanie.-mówił powoli, ciepłym głosem.
Mały chłopiec nic na to nie odpowiedział, a po chwili drzwi się otworzyły i wyszli na korytarz, oświetlony przez długie świetlówki.
Nie zajęło im dużo czasu znalezienie pokoju Hermiony i już po kilkunastu sekundach starszy Malfoy naciskał klamkę. Drzwi bez najmniejszego oporu ustąpiły i już po chwili znaleźli się w środku. Pomieszczenie miało białe ściany i tego samego koloru linoleum na podłodze, a w powietrzu unosił się charakterystyczny dla szpitali zapach. Na przeciwległej od drzwi ścianie znajdowało się okno z widokiem na park, a na parapecie stał w małej doniczce kaktusik, który wyglądał jak kolczasta kulka z jednym białym kwiatkiem na czubku. Była to jedyna roślina w tym pomieszczeniu. Przywieźli go z domu, bo była Gryfonka bardzo lubiła gdy było coś zielonego w pokoju, a w tym stanie nie miała jak się czymkolwiek zajmować, więc taka pustynna roślinka była wręcz idealna. Na środku stała szafka nocna z lekami i małą lampką, obok stojak z kroplówką, a na szpitalnym łóżku leżała Hermiona. Kasztanowe włosy pokrywały siwe pasma, a twarz nie była już taka gładka jak kiedyś. Była odwrócona w stronę okna i wpatrywała się w puste krzesło przed sobą, jakby ktoś tam siedział. Blondyn uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył pokaźnych rozmiarów stos grubych ksiąg na podłodze koło posłania matki. Na samej górze leżała oczywiście "Historia Hogwartu".
-Witaj mamo.-powiedział głośno, a starsza kobieta odwróciła gwałtownie głowę, jakby została nakryta na robieniu czegoś niedozwolonego.
-Och Scorpius, synku!-uśmiech wypłynął na jej pomarszczoną twarz.-Właśnie gawędziłam sobie z twoim tatą, pozdrawia was!
Blondyn uśmiechnął się do niej. Odkąd ojciec umarł często majaczyła. Mówiła ciągle, że go widzi, że z nim rozmawia. Postanowili się tym nie przejmować i być dla niej po prostu mili.
-O! Alois!-staruszka zauważyła malca, który stał obok starszego Malfoy'a.
Dziecko podbiegło do niej i wspięło się na łóżko. Hermiona przytuliła je czule i ucałowała w oba policzki. Scorpius podszedł do krzesła i usiadł na nim. Położył swoją czarną torbę na kolanach i otworzył ją. Wyjął z jej wnętrza mały bukiecik róż i bombonierkę w kształcie SERDUSZKA. Kiedy była Gryfonka to zauważyła uśmiechnęła się pobłażliwie.
-Zamierzasz kontynuować tradycję ojca, który z braku pomysłów dawał mi co roku to samo?
-No... Tak, trochę... W końcu dzisiaj Walentynki!-tłumaczył się z rumieńcami na twarzy.
-Powinieneś dać to swojej żonie, a nie przynosić starej matce do szpitala!-zaśmiała się, a blondyn zauważył, że jej oczy są nadzwyczaj wesołe.
Położył prezenty na białej szafce nocnej, wstał i podszedł do okna. Skrzyżował ręce na piersi i głęboko się zamyślił, a w tym czasie Hermiona pogrążyła się we wspomnieniach.
-Ech... Pamiętam jeszcze nasze pierwsze, może nie do końca wspólne Walentynki z Draco...
-Co się stało?-zapytał spokojnie, patrząc z troską na małego Malfoy'a.
Przy tej małej istocie zmieniał się nie do poznania. Cały chłód znikał z jego oczu, a zazwyczaj wykrzywiona ze złości, obrzydzenia lub irytacji twarz wygładzała się. Znikał oschły biznesmen, a pojawiał się czuły, kochający ojciec.
-Tęsknię za dziadkiem...-wymamrotał cicho malec, a blondyn uśmiechnął się smutno.
-Dziadkowi Draco jest dobrze tam, gdzie teraz przebywa. Lepiej niż mu było tutaj. Pewnie teraz patrzy na nas z góry i na pewno nie chciałby byś się smucił tym, że odszedł. On jest z nami, kochanie.-mówił powoli, ciepłym głosem.
Mały chłopiec nic na to nie odpowiedział, a po chwili drzwi się otworzyły i wyszli na korytarz, oświetlony przez długie świetlówki.
Nie zajęło im dużo czasu znalezienie pokoju Hermiony i już po kilkunastu sekundach starszy Malfoy naciskał klamkę. Drzwi bez najmniejszego oporu ustąpiły i już po chwili znaleźli się w środku. Pomieszczenie miało białe ściany i tego samego koloru linoleum na podłodze, a w powietrzu unosił się charakterystyczny dla szpitali zapach. Na przeciwległej od drzwi ścianie znajdowało się okno z widokiem na park, a na parapecie stał w małej doniczce kaktusik, który wyglądał jak kolczasta kulka z jednym białym kwiatkiem na czubku. Była to jedyna roślina w tym pomieszczeniu. Przywieźli go z domu, bo była Gryfonka bardzo lubiła gdy było coś zielonego w pokoju, a w tym stanie nie miała jak się czymkolwiek zajmować, więc taka pustynna roślinka była wręcz idealna. Na środku stała szafka nocna z lekami i małą lampką, obok stojak z kroplówką, a na szpitalnym łóżku leżała Hermiona. Kasztanowe włosy pokrywały siwe pasma, a twarz nie była już taka gładka jak kiedyś. Była odwrócona w stronę okna i wpatrywała się w puste krzesło przed sobą, jakby ktoś tam siedział. Blondyn uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył pokaźnych rozmiarów stos grubych ksiąg na podłodze koło posłania matki. Na samej górze leżała oczywiście "Historia Hogwartu".
-Witaj mamo.-powiedział głośno, a starsza kobieta odwróciła gwałtownie głowę, jakby została nakryta na robieniu czegoś niedozwolonego.
-Och Scorpius, synku!-uśmiech wypłynął na jej pomarszczoną twarz.-Właśnie gawędziłam sobie z twoim tatą, pozdrawia was!
Blondyn uśmiechnął się do niej. Odkąd ojciec umarł często majaczyła. Mówiła ciągle, że go widzi, że z nim rozmawia. Postanowili się tym nie przejmować i być dla niej po prostu mili.
-O! Alois!-staruszka zauważyła malca, który stał obok starszego Malfoy'a.
Dziecko podbiegło do niej i wspięło się na łóżko. Hermiona przytuliła je czule i ucałowała w oba policzki. Scorpius podszedł do krzesła i usiadł na nim. Położył swoją czarną torbę na kolanach i otworzył ją. Wyjął z jej wnętrza mały bukiecik róż i bombonierkę w kształcie SERDUSZKA. Kiedy była Gryfonka to zauważyła uśmiechnęła się pobłażliwie.
-Zamierzasz kontynuować tradycję ojca, który z braku pomysłów dawał mi co roku to samo?
-No... Tak, trochę... W końcu dzisiaj Walentynki!-tłumaczył się z rumieńcami na twarzy.
-Powinieneś dać to swojej żonie, a nie przynosić starej matce do szpitala!-zaśmiała się, a blondyn zauważył, że jej oczy są nadzwyczaj wesołe.
Położył prezenty na białej szafce nocnej, wstał i podszedł do okna. Skrzyżował ręce na piersi i głęboko się zamyślił, a w tym czasie Hermiona pogrążyła się we wspomnieniach.
-Ech... Pamiętam jeszcze nasze pierwsze, może nie do końca wspólne Walentynki z Draco...
"Obudziły ją wpadające przez okno promienie słońca. "Znowu
nie zasłoniły zasłon."-pomyślała ze złością, mrużąc oczy. Powoli
podniosła się do pozycji siedzącej, ziewając szeroko. Rozejrzała się
dookoła sennym wzrokiem. Jak zwykle panował tu niemiłosierny bałagan.
Wszędzie walały się grube księgi, stare woluminy, zwoje pergaminu i
połamane pióra, a na biurku widniała ogromna plama po atramencie, który
kiedyś przez przypadek wylała, ale zapomniała o tym i tak już zostało.
Ostrożnie wstała i powlokła się do łazienki, co chwila potykając się o
jakiś podręcznik. Kiedy już się w miarę ogarnęła i ubrała w szkolną
szatę zeszła po schodach do salonu, z którego dobiegały dziwne,
niecodzienne odgłosy. Stanęła jak wryta w progu, bo to co zobaczyła w
głównym pokoju przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Wszędzie wisiały na
wstążkach serduszka i różowe serpentyny, z sufitu sypał się czerwony
brokat, a wszystkie Gryfonki tańczyły po środku tego wszystkiego w
różowych sukienkach lub spódniczkach.
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła zdenerwowana.
Biedne skrzaty znowu będą musiały tu sprzątać!
-Miona, spokojnie...-Lavender uśmiechnęła się do niej życzliwie.-Dzisiaj są przecież Walentynki! Dzień miłości!
Herm skrzywiła się na te słowa. Jak ona nienawidziła Walentynek! Te wszystkie miziające się po kątach pary. Fu! Przecież co roku jest tak samo, a one za każdym razem coraz bardziej się tym podniecają. Żałosne...
Prychnęła pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia z salonu. Może chociaż Harry i Ron będą normalni, nie tak jak cała reszta.
Idąc korytarzem na śniadanie rozmyślała o tym czy zdąży dzisiaj napisać całe wypracowanie dla Snape'a na następny tydzień. Będzie musiała pójść do biblioteki po potrzebne księgi, a następnie wyszukać w nich wszystkie potrzebne informacje. Potem wystarczy tylko napisać całość na brudno i przepisać na czysty pergamin.
Tak się zamyśliła, że w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że nie dość, że prawie rozkwasiła się na ścianie to jeszcze o mały włos nie została poturbowana przez pędzącego na oślep przed siebie pewnego blondyna.
-Z drogi Granger!!!-wrzasnął na cały Hogwart.
-Odwal się ode mnie fretko!-warknęła ze złością, ale odsunęła się.
Chwilę później przekonała się, że to była bardzo dobra decyzja, bo zza zakrętu wypadłą spora grupa dziewcząt.
Wszystkie piszczały niemiłosiernie, machały i przepychały się, by być na czele tłumu. Każda z nich trzymała w ręce walentynkę lub jakiś kwiatek. Miona zauważyła, że Astoria Greengrass biegła z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. "Nie no to jakiś żart..."-pomyślała ze zrezygnowaniem i powlokła się w stronę wejścia do Wielkiej Sali."
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła zdenerwowana.
Biedne skrzaty znowu będą musiały tu sprzątać!
-Miona, spokojnie...-Lavender uśmiechnęła się do niej życzliwie.-Dzisiaj są przecież Walentynki! Dzień miłości!
Herm skrzywiła się na te słowa. Jak ona nienawidziła Walentynek! Te wszystkie miziające się po kątach pary. Fu! Przecież co roku jest tak samo, a one za każdym razem coraz bardziej się tym podniecają. Żałosne...
Prychnęła pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia z salonu. Może chociaż Harry i Ron będą normalni, nie tak jak cała reszta.
Idąc korytarzem na śniadanie rozmyślała o tym czy zdąży dzisiaj napisać całe wypracowanie dla Snape'a na następny tydzień. Będzie musiała pójść do biblioteki po potrzebne księgi, a następnie wyszukać w nich wszystkie potrzebne informacje. Potem wystarczy tylko napisać całość na brudno i przepisać na czysty pergamin.
Tak się zamyśliła, że w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że nie dość, że prawie rozkwasiła się na ścianie to jeszcze o mały włos nie została poturbowana przez pędzącego na oślep przed siebie pewnego blondyna.
-Z drogi Granger!!!-wrzasnął na cały Hogwart.
-Odwal się ode mnie fretko!-warknęła ze złością, ale odsunęła się.
Chwilę później przekonała się, że to była bardzo dobra decyzja, bo zza zakrętu wypadłą spora grupa dziewcząt.
Wszystkie piszczały niemiłosiernie, machały i przepychały się, by być na czele tłumu. Każda z nich trzymała w ręce walentynkę lub jakiś kwiatek. Miona zauważyła, że Astoria Greengrass biegła z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. "Nie no to jakiś żart..."-pomyślała ze zrezygnowaniem i powlokła się w stronę wejścia do Wielkiej Sali."
Staruszka westchnęła z lekkim uśmiechem na twarz, patrząc z rozmarzeniem w sufit nad sobą.
-Nienawidziłam twojego ojca, Scorpiusie, z całego serca.-zaśmiała się cicho.-Ale w głębi duszy moja nienawiść powoli zamieniała się w miłość. Kochałam go, a jednocześnie nie chciałam znać, dziwne co?
-Dosyć niecodzienne...-odparł lakonicznie Malfoy.
-Babciu, a co było dalej?-spytał z ciekawością Alois.-Opowiadaj, proszę!
-No dobrze.-Miona pogłaskała go po głowie i zmierzwiła mu włosy.
-Nienawidziłam twojego ojca, Scorpiusie, z całego serca.-zaśmiała się cicho.-Ale w głębi duszy moja nienawiść powoli zamieniała się w miłość. Kochałam go, a jednocześnie nie chciałam znać, dziwne co?
-Dosyć niecodzienne...-odparł lakonicznie Malfoy.
-Babciu, a co było dalej?-spytał z ciekawością Alois.-Opowiadaj, proszę!
-No dobrze.-Miona pogłaskała go po głowie i zmierzwiła mu włosy.
"Gryfonka wracała wieczorem ciemnym korytarzem do
dormitorium. Była na imprezie walentynkowej w salonie Krukonów, na którą
pomimo jej protestów i wrzasków zaciągnęła ją Ginny. Ku jej zdziwieniu
byli tam także Ślizgoni, którzy zachowywali się jak u siebie. Połowa
była pijana, jedna czwarta poległa i spała gdzieś po kątach, a ostatnia
ćwiartka, która jeszcze wytrwała obściskiwała się z dziewczynami na
kanapach lub próbowała nieudolnie tańczyć na środku parkietu, wpadając
na inne pary. Mionę strasznie irytowało to co robili. Z odrazą patrzyła
na uczniów domu Węża, ale mimo wszystko co jakiś czas zerkała na
rozwalonego na sofie Draco. Było w nim coś, co przyciągało jej uwagę.
Przede wszystkim wyglądał wręcz powalająco w rozpiętej białej koszuli i
czarnych jeansach. Jego szare oczy błyszczały tajemniczo w półmroku, a
zmierzwione platynowe kosmyki zwisały luźno nad arystokratycznym czołem.
Potrzasnęła głową, przepędzając z głowy wszystkie wspomnienia z dzisiejszego wieczoru, a zwłaszcza te z Draconem i zamknęła za sobą drzwi pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z wielkim zadowoleniem stwierdziła, że Lavender i Parvati jeszcze nie wróciły z nocnej balangi.
Z lekkim uśmiechem na ustach rzuciła się na łóżko, wtulając policzek w miękką poduszkę. Już chciała odpłynąć w ramiona Morfeusza, ale coś, co leżało na parapecie i co chwila zabłyskiwało w świetle księżyca przykuło jej uwagę. Powoli wstała i podeszła do okna, czując pod bosymi stopami chłód twardej posadzki. Okiennice były otwarte, więc mogła się domyślać, że niedawno zawitała tu jakaś sowa. Spuściła wzrok na leżący przed nią liścik z załączoną do niego ozdobną fiolką, wypełnioną bursztynowym płynem. Podniosła ją bliżej oczu i aż westchnęła z zachwytu. W środku, za szkłem, w lepkiej cieczy pływała przepiękna róża. Była krwisto czerwona i zdawała się świecić własnym blaskiem. Hermiona stała w miejscu, nie mogąc oderwać oczu od tego cudownego prezentu. To było coś niesamowitego, że komuś tak bardzo na niej zależy, że w Walentynki przysyła jej takie cudeńko. Tylko kto to mógł być? Jej wzrok padł na małą kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:
Potrzasnęła głową, przepędzając z głowy wszystkie wspomnienia z dzisiejszego wieczoru, a zwłaszcza te z Draconem i zamknęła za sobą drzwi pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z wielkim zadowoleniem stwierdziła, że Lavender i Parvati jeszcze nie wróciły z nocnej balangi.
Z lekkim uśmiechem na ustach rzuciła się na łóżko, wtulając policzek w miękką poduszkę. Już chciała odpłynąć w ramiona Morfeusza, ale coś, co leżało na parapecie i co chwila zabłyskiwało w świetle księżyca przykuło jej uwagę. Powoli wstała i podeszła do okna, czując pod bosymi stopami chłód twardej posadzki. Okiennice były otwarte, więc mogła się domyślać, że niedawno zawitała tu jakaś sowa. Spuściła wzrok na leżący przed nią liścik z załączoną do niego ozdobną fiolką, wypełnioną bursztynowym płynem. Podniosła ją bliżej oczu i aż westchnęła z zachwytu. W środku, za szkłem, w lepkiej cieczy pływała przepiękna róża. Była krwisto czerwona i zdawała się świecić własnym blaskiem. Hermiona stała w miejscu, nie mogąc oderwać oczu od tego cudownego prezentu. To było coś niesamowitego, że komuś tak bardzo na niej zależy, że w Walentynki przysyła jej takie cudeńko. Tylko kto to mógł być? Jej wzrok padł na małą kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:
Dla kogoś wyjątkowego.
Dla Granger.
D.L. Malfoy
Dla Granger.
D.L. Malfoy
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, zdziwiona podpisem. W
najśmielszych snach nie mogła sobie wyobrazić, że Malfoy da jej takie
coś. Ba! Ona nigdy nie myślała, że ten egoista da jej cokolwiek! Chyba,
że chodzi o solidną dawkę wyzwisk. A tu jednak kryje się w nim trochę
człowieka.
Przeniosła spojrzenie na trzymaną w drugiej dłoni fiolkę. Odwróciła się od okna, nie zamykając go. Lubiła, gdy świeże powietrze czasami wpadało do sypialni. W ubraniu i butach położyła się na łóżku, przyciskając do siebie zalany żywicą kwiat, jakby to był najcenniejszy skarb na świecie. Przymknęła powoli powieki i już po chwili była w krainie marzeń i snów."
Przeniosła spojrzenie na trzymaną w drugiej dłoni fiolkę. Odwróciła się od okna, nie zamykając go. Lubiła, gdy świeże powietrze czasami wpadało do sypialni. W ubraniu i butach położyła się na łóżku, przyciskając do siebie zalany żywicą kwiat, jakby to był najcenniejszy skarb na świecie. Przymknęła powoli powieki i już po chwili była w krainie marzeń i snów."
-Woow... Babaciu! Ty i dziadek byliście strasznie dziwni!
Herm zaśmiała się cicho na te słowa i przytuliła do siebie wnuka. Często się zastanawiała jak to jest możliwe, że Draco, Scorpius i Alois wyglądali prawie identycznie. Nawet Lucjusz, gdyby miał krótkie włosy mógłby być kolejnym "klonem". No, ale teraz to już raczej ich nie zetnie, bo do grobów fryzjerzy nie chodzą.
-Mimo, że twój dziadek był czasem nieznośny, to go kochałam całym sercem i dalej będę kochać. Ciągle widzę jak uśmiecha się ironicznie w moją stronę. Na przykład teraz, kiedy stoi tam pod ścianą i nas obserwuje.
Uśmiechnęła się szeroko w tamtą stronę z oczami błyszczącymi miłością.
-Mamo...-Scorpius podszedł do łóżka i położył dłoń na pomarszczonej ręce Miony.-Spokojnie wszys...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo coś zastukało w szybę. Odwrócił się i zobaczył sowę. Otworzył jej okno, a ona wleciała do środka i usiadła na parapecie, wystawiając nóżkę. Ostrożnie odwiązał wiadomość, a ona od razu odleciała. Rozwinął szybko karteczkę i przeczytał jej zawartość. Po chwili schował ją do kieszeni i sięgnął po torbę, leżącą na krześle.
-Niestety musimy już iść, mamo. W ministerstwie mają jakieś problemy i muszę natychmiast tam być.
-Dobrze, ale poczekaj jeszcze sekundkę. Alois podejdź, proszę.-uśmiechnęła się do niego zachęcająco, a kiedy się zbliżył wzięła jego rękę i włożyła mu coś do niej.
Mały spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, po czym spuścił wzrok na tajemniczy przedmiot. Na jego dłoni leżała ozdobna fiolka z zatopioną w żywicy różą w środku. Chłopiec podniósł wzrok na babcię, a ta uśmiechnęła się do niego szeroko i szczerze, po czym kiwnęła głową i powiedziała:
-Powinniście już iść.-patrzyła jak podchodzą do drzwi, by po chwili za nimi zniknąć.
Kiedy kroki na korytarzu ucichły zaśmiała się cicho pod nosem i odwróciła głowę w stronę siedzącej na parapecie półprzezroczystej postaci.
-I co Draco? Nie wierzą mi, widzisz?-powiedziała z lekkim uśmiechem.
Duch odpowiedział na to lekkim wygięciem w górę kącików cienkich, ale pełnych ust. Po chwili zeskoczył na podłogę i podszedł do swojej ukochanej. Wyciągnął powoli dłoń w stronę jej policzka, ale jego ręka przeniknęła przez jej ciało. Jego twarz posmutniała, gdy zobaczył, że nie może jej dotknąć.
-Szkoda, że nie potrafisz teraz nic powiedzieć.-wyszeptała Hermiona, wzdrygając się lekko, gdy poczuła jak kończyna zjawy przez nią przenika, a blondyn ponownie się uśmiechnął, z miłością patrząc w oczy byłej Gryfonki.
Poczuła, że jej powieki robią się coraz cięższe, a serce i oddech zwalniają z każda sekundą. Wolniej, wolniej, wolniej... Zwróciła wzrok na zmarłego męża, który obserwował ją szeroko otwartymi oczami.
-Kocham... Cię...-szepnęła z trudem, a jej głos przypominał szelest liści. Malfoy pokiwał głową na jej słowa. "Łapiąc" ją za dłoń, leżącą bezwładnie na pościeli.
Popatrzyła ostatni raz na otaczający ją pokój i świat, po czym powoli opuściła powieki, zasłaniając orzechowe tęczówki, które wcześniej świecące szczęściem i radością, teraz powoli wygasały. W małym szpitalnym pokoiku po chwili rozległo się ledwo słyszalne, ostatnie, cichutkie westchnienie Hermiony kiedyś Granger, a teraz i wiecznie Malfoy.
Herm zaśmiała się cicho na te słowa i przytuliła do siebie wnuka. Często się zastanawiała jak to jest możliwe, że Draco, Scorpius i Alois wyglądali prawie identycznie. Nawet Lucjusz, gdyby miał krótkie włosy mógłby być kolejnym "klonem". No, ale teraz to już raczej ich nie zetnie, bo do grobów fryzjerzy nie chodzą.
-Mimo, że twój dziadek był czasem nieznośny, to go kochałam całym sercem i dalej będę kochać. Ciągle widzę jak uśmiecha się ironicznie w moją stronę. Na przykład teraz, kiedy stoi tam pod ścianą i nas obserwuje.
Uśmiechnęła się szeroko w tamtą stronę z oczami błyszczącymi miłością.
-Mamo...-Scorpius podszedł do łóżka i położył dłoń na pomarszczonej ręce Miony.-Spokojnie wszys...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo coś zastukało w szybę. Odwrócił się i zobaczył sowę. Otworzył jej okno, a ona wleciała do środka i usiadła na parapecie, wystawiając nóżkę. Ostrożnie odwiązał wiadomość, a ona od razu odleciała. Rozwinął szybko karteczkę i przeczytał jej zawartość. Po chwili schował ją do kieszeni i sięgnął po torbę, leżącą na krześle.
-Niestety musimy już iść, mamo. W ministerstwie mają jakieś problemy i muszę natychmiast tam być.
-Dobrze, ale poczekaj jeszcze sekundkę. Alois podejdź, proszę.-uśmiechnęła się do niego zachęcająco, a kiedy się zbliżył wzięła jego rękę i włożyła mu coś do niej.
Mały spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, po czym spuścił wzrok na tajemniczy przedmiot. Na jego dłoni leżała ozdobna fiolka z zatopioną w żywicy różą w środku. Chłopiec podniósł wzrok na babcię, a ta uśmiechnęła się do niego szeroko i szczerze, po czym kiwnęła głową i powiedziała:
-Powinniście już iść.-patrzyła jak podchodzą do drzwi, by po chwili za nimi zniknąć.
Kiedy kroki na korytarzu ucichły zaśmiała się cicho pod nosem i odwróciła głowę w stronę siedzącej na parapecie półprzezroczystej postaci.
-I co Draco? Nie wierzą mi, widzisz?-powiedziała z lekkim uśmiechem.
Duch odpowiedział na to lekkim wygięciem w górę kącików cienkich, ale pełnych ust. Po chwili zeskoczył na podłogę i podszedł do swojej ukochanej. Wyciągnął powoli dłoń w stronę jej policzka, ale jego ręka przeniknęła przez jej ciało. Jego twarz posmutniała, gdy zobaczył, że nie może jej dotknąć.
-Szkoda, że nie potrafisz teraz nic powiedzieć.-wyszeptała Hermiona, wzdrygając się lekko, gdy poczuła jak kończyna zjawy przez nią przenika, a blondyn ponownie się uśmiechnął, z miłością patrząc w oczy byłej Gryfonki.
Poczuła, że jej powieki robią się coraz cięższe, a serce i oddech zwalniają z każda sekundą. Wolniej, wolniej, wolniej... Zwróciła wzrok na zmarłego męża, który obserwował ją szeroko otwartymi oczami.
-Kocham... Cię...-szepnęła z trudem, a jej głos przypominał szelest liści. Malfoy pokiwał głową na jej słowa. "Łapiąc" ją za dłoń, leżącą bezwładnie na pościeli.
Popatrzyła ostatni raz na otaczający ją pokój i świat, po czym powoli opuściła powieki, zasłaniając orzechowe tęczówki, które wcześniej świecące szczęściem i radością, teraz powoli wygasały. W małym szpitalnym pokoiku po chwili rozległo się ledwo słyszalne, ostatnie, cichutkie westchnienie Hermiony kiedyś Granger, a teraz i wiecznie Malfoy.
Razem...
Na zawsze...
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Rozdział 26 - Gdzie jest moje ciało?!
Witajcie!
Oto długo wyczekiwany rozdział z dedykacją dla Marty Sz.
Proszę piszcie w komentarzach czy są w rozdziale jakieś błędy, a je poprawie. Piszcie tez proszę czy mam kontynuować miniaturkę "Przymus". Bo ja nie wiem czy ona Wam się podoba czy nie i nie wiem czy pisać dalsze części.
Mam zamiar brać udział w konkursie na miniaturkę miesiąca Katalogu Granger, więc jak ukażą się już konkursowe miniaturki, to serdecznie zapraszam do głosowania!
Miłej lektury!
Zwykły, pusty, ciemny korytarz... Takie coś to dla normalnego człowieka po prostu zwykły, pusty, ciemny korytarz. Chociaż może nie aż taki zwykły, bo znajdował się w szkole magii i na jego ścianach wisiały gadające portrety, które większość czasu zrzędziły na hałasujących uczniów.
Jednak gdyby ktoś stanął na początku tego pomieszczenia i dokładnie wpatrzył się w tę ponurą ciemność mógłby dostrzec pewną postać, opierającą się o ścianę, jakby tylko ona powstrzymywała ją od bolesnego upadku na twardą, zimną posadzkę, którego i tak by pewnie nie poczuła. Osobnik ten był zgarbiony, chował twarz w dłoniach i wyglądał ogółem jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte.
Gdyby ktoś wytężył słuch, usłyszałby pociąganie nosem, spowodowane zbyt częstym i zbyt długim przebywaniem na dworze bez żadnego okrycia wierzchniego i cichy szloch. Szloch spowodowany złym stanem bardzo bliskiej osoby.
Gdyby ktoś skierował trochę światła na tę tajemniczą postać, ujrzałby zniszczonego przez życie człowieka, który już nawet nie dba o to jak wygląda, tylko skupia się całkowicie na swoim cierpieniu. Wory pod oczami świadczą o zmęczeniu i zarwanych nocach, szarawy odcień skóry daje do zrozumienia, że ten osobnik jest naprawdę wycieńczony, rozczochrane włosy dawno nie widziały grzebienia, usta skamieniały i nie pojawił się na nich żaden nawet najmniejszy uśmiech. Ich kąciki zamarły, opuszczone w dół. A oczy? Oczy były puste... Od kilku dni nie pojawił się w nich ani jeden zadziorny błysk.
Gdyby ktoś podszedł do niego i zapytał co się stało nawet by na niego nie spojrzał, tylko po chwili oderwałby się od ściany i odszedł w ciszy w mrok korytarza.
Gdyby ktoś jednak zaskoczył czymś niespodziewającego się niczego chłopaka to albo zostałby zupełnie olany albo od razu, prosto z mostu potraktowany Avadą.
Na pewno stałoby się tak, gdyby osobnik przeszkadzający panu Cierpię-Idź-Sobie był... no właśnie... normalny. Sposób jego postępowania sprawił, że reakcja chłopaka, opierającego się o ścianę była zupełnie inna.
W pewnej chwili zgarbiona postać mogła usłyszeć stłumiony, ale nadal wyraźny krzyk: "Wiejemy!".
Uniosła lekko głowę, chociaż i tak w sumie nie interesowało ją co się stało, ale coś jej mówiło, że właśnie na ten wrzask powinna zwrócić uwagę. Spojrzała w głąb mroku na końcu długiego korytarza, po czym z powrotem ją opuściła. Jednak spokój nie trwał zbyt długo.
Po kilku sekundach w korytarzu rozległ się głuchy odgłos kroków. Ktoś biegł w jego stronę. Głośność tych dźwięków z każdą chwilą narastała, aż w końcu ciemna postać, przebiegając przed nim potknęła się o jego wyciągnięte nogi i z impetem wyrżnęła zębami o twardą, kamienną posadzkę u jego stóp. Chłopak kompletnie nie zwrócił na to uwagi, mimo głośnych jęków poszkodowanego.
-Draco?!-spojrzał ze zdziwieniem pod nogi i zauważył, że ofiarą nieszczęśliwego wypadku jest nie kto inny jak Blaise Zabini we własnej osobie.
-Diable, co ty tu robisz?-zapytał urywanym, syczącym szeptem, bo na głośniejsze mówienie nie pozwalała mu mocna chrypa i zastałe struny głosowe.
-No, a co mam tu robić?-spytał, podnosząc się z ziemi i otrzepując ubranie z kurzu.
"Chyba Filcha tu nie było od bardzo dawna"-pomyślał z przekąsem.
Kiedy w końcu po serii jęków, westchnięć i stęków stanął na swoich nogach przed Draco i spojrzał na niego, dotarło do jego pustego łba jakie miał szczęście, że go tu spotkał. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, a Smok spojrzał na niego z niezrozumieniem. No tak, przecież to CAŁKOWICIE normalne, że Zabini drze się na cały Hogwart, potem biegnie i wywala się przez jego stopy, a na koniec staje przed nim i zaczyna się kretyńsko uśmiechać. Tak... Od dawna sadził, że Diabeł potrzebuje długiej terapii na oddziale zamknięty w Mungu, ale teraz już w 100% upewnił się w tym przekonaniu.
-Czego chcesz...-wychrypiał, przeczesując splątane włosy długimi palcami.
-Chcę, byś teraz, w tej chwili poszedł ze mną do dormitorium mojego i Mionki!-wykrzyknął Zabini, a jego głos poniósł się głuchym echem poprzez korytarze zamku.
Draco skrzywił się okropnie i syknął przez zaciśnięte zęby, patrząc spode łba na przyjaciela:
-Głośniej się nie da...?
-Oczywiście, że się da!-żachnął się Blaise.-Wątpisz w moje możliwości?
-Tak.-burknął blondyn pod nosem.
-No jak ty możesz?!-oburzył się Ślizgon. Wydął policzki i skrzyżował ręce na piersi. Wyglądał jak małe, rozzłoszczone dziecko.
-Nie drzyj się...-wysyczał Draco niczym wąż.-Zamknij swój szanowny dziób i zjeżdżaj mi stąd, bo ja i tak nigdzie się nie ruszę!
-O nie...-powiedział stanowczo czarnoskóry chłopak. Nie będziesz mi rozkazywał!
Zanim Smok zdążył cokolwiek powiedzieć, jakkolwiek zareagować na to co jego przyjaciel przed chwilą powiedział Blaise schylił się lekko, złapał go w pół i przerzucił go sobie przez ramię.
-ZABINI PUŚĆ MNIE!!!-Dracon zaczął się wydzierać w niebogłosy.
-Zamiast się drzeć mógłbyś trochę schudnąć.-mruknął do niego Diabeł.
-Jak śmiesz mi zarzucać, że jestem gruby??? To same mięśnie!-obruszył się arystokrata.
-Taa... Jasne...-prychnął z pogardą Ślizgon.
Malfoy, słysząc to zamachnął się i z całej siły przywalił przyjacielowi w osłonięty czarnymi jeansami pośladek. Kiedy Blaise to poczuł lekko z zaskoczenia, bo w żaden sposób nie spodziewał się po Draco takiego nagłego ataku na jego osobistą przestrzeń prywatną, zwaną ciałem.
-Mmm... Tak chcesz się bawić?-zamruczał jak rasowy gej i uśmiechnął się lubieżnie.
Blondyn na początku olał to co powiedział Zabini, ale po chwili dotarł do niego sens jego słów. Zaczął się gwałtownie wyrywać, walić pięściami w plecy Diabła i wymachiwać szaleńczo długimi nogami, wrzeszcząc w panice:
-ZOSTAW MNIE TY ZBOCZEŃCU!!! JESTEŚ NIENORMALNY! POZWĘ CIĘ ZA MOLESTOWANIE NIELETNICH!!!
-Cicho siedź... Nic ci nie zrobię ci nic, bo jesteś za brzydki...
-Ja brzydki?! Nie chcesz się ze mną zabawić, bo jestem BRZYDKI???
-Aaa... czyli jednak chcesz...?-mruknął z udawanym oświeceniem Zabini, uśmiechając się chytrze pod nosem.
On miał z całej tej sytuacji wielką frajdę, a Draco
-NIE!!! Nie, nie, nie, nie, nie!-znowu zaczął młócić powietrze wszystkim i kończynami.
-Ech... I tak nic nie zdążę zdziałać, bo jesteśmy już na miejscu...-westchnął Blaise z zawodem w głosie.
Malfoy usłyszał skrzypienie drzwi i już po chwili znaleźli się w zalanym, światłem pomieszczeniu. Chłopak zauważył jak gustownie urządzony jest salon prefektów, ale nie dane mu było zbyt długo go podziwiać, bo został brutalnie zrzucony na twardą posadzkę, pokrytą dywanem. Syknął z bólu, kiedy jego arystokratyczne siedzenie zetknęło się z podłogą. Otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
-To już nie łaska rzucić mnie chociaż na kanapę?!-wskazał palcem na mebel, stojący tuz obok niego.
-Nie.
-Czemu go przyniosłeś? Nie ma swoich nóg?-blondyn usłyszał wysoki głos i zorientował się, że oprócz nich w pokoju są jeszcze Pansy, Hermiona i Harry.
-Powiedział, że nigdzie nie pójdzie, to się wyjątkowo poświęciłem i go tu własnoręcznie przytargałem na moich biednych plecach. Powinniście to docenić! On waży chyba z tonę!
-To wierutne kłamstwo!-usłyszeli głos dochodzący z podłogi. Blondyn chciał jeszcze coś dodać, ale został potraktowany przez Diabła spojrzeniem, mówiącym: "Zamknij dziób, bo nie dożyjesz jutra."
-Dobrze, dobrze doceniamy...-mruknęła Parkinson, wracając do poprzedniego tematu i wywracając oczami.-Potter, podaj mi te fiolki. Miejmy to już za sobą...
Harry podniósł ze stołu dwa szklane naczynka ze zgniło-fioletową cieczą w środku, patrząc ze szczerym współczuciem na Herm i Dracona. Czarnowłosa odebrała mu je i bez zbędnego rozczulania się wręczyła je przyszłym ofiarom. Smok spojrzał na fiolkę z powątpiewaniem i nutka obrzydzenia zarazem, po czym popatrzył wielkimi oczami na przyjaciółkę i zapytał:
-Muszę to pić...?
-Tak, musisz.
-A możesz chociaż zmienić kolor tego... czegoś na powiedzmy... różowy?-spytał ze zrezygnowaniem, mając złudne nadzieje na pozytywną odpowiedź.
-Po prostu przestań jęczeć i to wypij!
-Dobra, dobra...-zerknął ostatni raz na obrzydliwą substancję, skrzywił się okropnie i jednym łykiem wypił całą zawartość naczynia.
Wykrzywiło mu twarz, kiedy poczuł ohydny smak cieczy w ustach, ale przełknął ją, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Odczekał kilka niekończących się sekund i spojrzał na Hermionę, która również skierowała swój wzrok na niego. Żadne z nich nie czuło jakichkolwiek zmian.
-No i?-zapytał wyczekując Draco, unosząc lewą brew do góry.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczuł ostry ból głowy, jakby ktoś wiercił mu wiertarką otwór w czaszce. Zgiął się w pół i złapał za bolącą część ciała, wbijając paznokcie w skórę. Usłyszał gdzieś obok głuchy huk, kiedy Miona, trzymając się za skronie upadła na podłogę. To cierpienie zaczęło się tak nagle, że nawet nie zdążył pisnąć. w miarę upływu czasu to okropne uczucie rozchodziło się po całym jego ciele. Czuł się, jakby był palony żywcem. Każda komórka jego ciała płonęła ogniem i zdawało się, że kawałek po kawałku obraca się w popiół. DNA modyfikowało się, sprawiając mu niewyobrażalny ból, porównywalny do Cruciatusa, kości z lekkim gruchotem zmieniały położenie, dostosowując się do nowej formy postaci.
Poczuł nagłe w pewnym momencie przyjemne ciepło, rozpływające się po jego głowie i lekkie mrowienie. Z trudem podniósł swoją drżącą dłoń do czaszki i bardzo się zdziwił tym, co na niej zastał.
-Patrz, wygląda jakby miał Parkinsona!-usłyszał jak przez sen krzyk Blaise'a.
Miał wrażenie, że Diabeł jest bardzo daleko, ale niezbyt go to obchodziło, bo właśnie wyczuł, że na swojej głowie zamiast rozczochranych blond kosmyków z dodatkiem kurzu, pajęczyn i samych pająków miał bujne, kasztanowe loki, a raczej wielką szopę, bo fryzurą tego nazwać nie można było. Nagle jak za odjęciem różdżki ból ustał i wydawało się, że go nigdy nie było. Draco oparł dłonie o kolana, głośno oddychając i przymykając na kilka sekund oczy. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że coś jest nie tak. Ubrania wisiały na nim jak na jakimś starym wieszak, a paznokcie były dłuższe i o wiele mniej zadbane niż zwykle. "Rany jak ja dawno ich nie obcinałem..."-pomyślał, marszcząc brwi. Powoli się wyprostował i przyjrzał się sobie. Po krótkiej chwili ciszy na jego twarzy pojawił się najszerszy, najjaśniejszy i najbardziej uradowany uśmiech jaki świat widział.
-Rany! Ja mam cycki!!!-wykrzyknął uradowany Draco. Zabini po tych słowach parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Parkinson przejechała sobie otwartą dłonią po twarzy.
Tylko Harry nawet się nie uśmiechnął, tylko od razu podbiegł do klęczącej na podłodze Hermiony w ciele Draco.
-Mionka nic ci nie jest?-zapytał z troską i położył delikatnie rękę na jej ramieniu.
Herm gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, zamiatając platynową grzywką i z błyszczącymi złowrogo stalowymi oczami wysyczała przez zęby głosem Malfoy'a:
-Spadaj Potter...
Chłopak cofnął się kilka kroków, przerażony reakcją przyjaciółki. Po chwili poczuł za sobą czyjeś miękkie ciało.
-Nie bój się "waleczny" Gryfonie.-zaszydziła, stojąca za nim Pansy.-Takie coś będzie się działo jeszcze przez jakiś czas. Jakbyś pytał, to jest to rezultat twojej bezdennej głupoty.
-Mojej?!-oburzył się zielonooki.
-Tak, twojej!-krzyknęła na niego Parkinson, zaciskając ze złości pięści.-Popatrz co oni teraz robią!
Harry zwrócił wzrok w stronę niedawno przemienionej dwójki i załamał ręce, wzdychając ze zrezygnowaniem.
Na środku pokoju stał Draco w ciele Hermiony, trzymając wysoko rękę, dumnie wypinając pierś i uśmiechając się szyderczo. Wyglądałoby to naprawdę wspaniale, gdyby nie pluł co chwila włosami, włażącymi mu bez przerwy do ust i nie przeklinał co rusz, narzekając na fryzurę.
-Co to za... Tfu! ...włosy! Wszędzie... Tfu! ...się pchają! Granger jak ty... Tfu! ...je ogarniasz!?
-Nie ogarniam...-wymruczała Miona, ale jej głos w połowie zagłuszała drobna dłoń Draco, którą skutecznie ograniczał jej możliwość podbiegnięcia do niego i rozszarpania go równo opiłowanymi paznokciami, poprzez przyciskanie jej do jej twarzy.
Trzymając ją z daleka od swojej głowy równocześnie mocno ściskał w drugiej ręce różdżkę młodej czarownicy, którą jej przed kilkoma minutami wyrwał z ręki.
Na szczęście nikt z zebranych nie musiał już dłużej oglądać tej nieco dziwnej sceny, bo do dormitorium wparował w najmniej oczekiwanej chwili Theodor Nott. Ledwo wyhamował przed siedzącą na dywanie Sorbet i zaczął wykrzykiwać:
-Słuchajcie! Musicie natychmiast... zaraz, co oni robią...?-spojrzał na Smoka i Mionę, ale od razu Parkinson przerwała mu tę niezwykle interesującą obserwację.
-Co się stało? Mów, a nie gapisz się na nich jak ciele na malowane wrota!
-A tak...-Ślizgon wrócił do rzeczywistości.-Biegnijcie do skrzydła szpitalnego!
-Po co?-zapytał zdziwiony Harry.
-Bo z Severią jest coś nie tak, Głupotter!!!-wywrzeszczał wściekły i zirytowany Theo.
-SEVERIA!!!-krzyknął rozpaczliwie Draco i wyleciał z pomieszczenia jak torpeda, powiewając kasztanowymi włosami.
-Malfoy, wracaj! Oddaj mi różdżkę przeklęty gnomie!!!-Herm rzuciła się za nim w pogoń, potrącając po drodze Notta swoim ramieniem. Theodor stracił równowagę i z hukiem upadł na podłogę. Jednak nawet to nie zdołało go powstrzymać do zadania wybitnie niewygodnego dla wszystkich pytanie:
-Czemu oni mówią do siebie...?
-NIE PYTAJ!-przerwała mu swoim głośnym wrzaskiem Pansy.
Musiała jakkolwiek zareagować, bo mieliby niezłe kłopoty, gdyby ktokolwiek dowiedział się o takiej przemianie.
Theo tylko wzruszył na to ramionami.
Oto długo wyczekiwany rozdział z dedykacją dla Marty Sz.
Proszę piszcie w komentarzach czy są w rozdziale jakieś błędy, a je poprawie. Piszcie tez proszę czy mam kontynuować miniaturkę "Przymus". Bo ja nie wiem czy ona Wam się podoba czy nie i nie wiem czy pisać dalsze części.
Mam zamiar brać udział w konkursie na miniaturkę miesiąca Katalogu Granger, więc jak ukażą się już konkursowe miniaturki, to serdecznie zapraszam do głosowania!
Miłej lektury!
5 Second of Summer - She Looks So Perfect
Zwykły, pusty, ciemny korytarz... Takie coś to dla normalnego człowieka po prostu zwykły, pusty, ciemny korytarz. Chociaż może nie aż taki zwykły, bo znajdował się w szkole magii i na jego ścianach wisiały gadające portrety, które większość czasu zrzędziły na hałasujących uczniów.
Jednak gdyby ktoś stanął na początku tego pomieszczenia i dokładnie wpatrzył się w tę ponurą ciemność mógłby dostrzec pewną postać, opierającą się o ścianę, jakby tylko ona powstrzymywała ją od bolesnego upadku na twardą, zimną posadzkę, którego i tak by pewnie nie poczuła. Osobnik ten był zgarbiony, chował twarz w dłoniach i wyglądał ogółem jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte.
Gdyby ktoś wytężył słuch, usłyszałby pociąganie nosem, spowodowane zbyt częstym i zbyt długim przebywaniem na dworze bez żadnego okrycia wierzchniego i cichy szloch. Szloch spowodowany złym stanem bardzo bliskiej osoby.
Gdyby ktoś skierował trochę światła na tę tajemniczą postać, ujrzałby zniszczonego przez życie człowieka, który już nawet nie dba o to jak wygląda, tylko skupia się całkowicie na swoim cierpieniu. Wory pod oczami świadczą o zmęczeniu i zarwanych nocach, szarawy odcień skóry daje do zrozumienia, że ten osobnik jest naprawdę wycieńczony, rozczochrane włosy dawno nie widziały grzebienia, usta skamieniały i nie pojawił się na nich żaden nawet najmniejszy uśmiech. Ich kąciki zamarły, opuszczone w dół. A oczy? Oczy były puste... Od kilku dni nie pojawił się w nich ani jeden zadziorny błysk.
Gdyby ktoś podszedł do niego i zapytał co się stało nawet by na niego nie spojrzał, tylko po chwili oderwałby się od ściany i odszedł w ciszy w mrok korytarza.
Gdyby ktoś jednak zaskoczył czymś niespodziewającego się niczego chłopaka to albo zostałby zupełnie olany albo od razu, prosto z mostu potraktowany Avadą.
Na pewno stałoby się tak, gdyby osobnik przeszkadzający panu Cierpię-Idź-Sobie był... no właśnie... normalny. Sposób jego postępowania sprawił, że reakcja chłopaka, opierającego się o ścianę była zupełnie inna.
W pewnej chwili zgarbiona postać mogła usłyszeć stłumiony, ale nadal wyraźny krzyk: "Wiejemy!".
Uniosła lekko głowę, chociaż i tak w sumie nie interesowało ją co się stało, ale coś jej mówiło, że właśnie na ten wrzask powinna zwrócić uwagę. Spojrzała w głąb mroku na końcu długiego korytarza, po czym z powrotem ją opuściła. Jednak spokój nie trwał zbyt długo.
Po kilku sekundach w korytarzu rozległ się głuchy odgłos kroków. Ktoś biegł w jego stronę. Głośność tych dźwięków z każdą chwilą narastała, aż w końcu ciemna postać, przebiegając przed nim potknęła się o jego wyciągnięte nogi i z impetem wyrżnęła zębami o twardą, kamienną posadzkę u jego stóp. Chłopak kompletnie nie zwrócił na to uwagi, mimo głośnych jęków poszkodowanego.
-Draco?!-spojrzał ze zdziwieniem pod nogi i zauważył, że ofiarą nieszczęśliwego wypadku jest nie kto inny jak Blaise Zabini we własnej osobie.
-Diable, co ty tu robisz?-zapytał urywanym, syczącym szeptem, bo na głośniejsze mówienie nie pozwalała mu mocna chrypa i zastałe struny głosowe.
-No, a co mam tu robić?-spytał, podnosząc się z ziemi i otrzepując ubranie z kurzu.
"Chyba Filcha tu nie było od bardzo dawna"-pomyślał z przekąsem.
Kiedy w końcu po serii jęków, westchnięć i stęków stanął na swoich nogach przed Draco i spojrzał na niego, dotarło do jego pustego łba jakie miał szczęście, że go tu spotkał. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, a Smok spojrzał na niego z niezrozumieniem. No tak, przecież to CAŁKOWICIE normalne, że Zabini drze się na cały Hogwart, potem biegnie i wywala się przez jego stopy, a na koniec staje przed nim i zaczyna się kretyńsko uśmiechać. Tak... Od dawna sadził, że Diabeł potrzebuje długiej terapii na oddziale zamknięty w Mungu, ale teraz już w 100% upewnił się w tym przekonaniu.
-Czego chcesz...-wychrypiał, przeczesując splątane włosy długimi palcami.
-Chcę, byś teraz, w tej chwili poszedł ze mną do dormitorium mojego i Mionki!-wykrzyknął Zabini, a jego głos poniósł się głuchym echem poprzez korytarze zamku.
Draco skrzywił się okropnie i syknął przez zaciśnięte zęby, patrząc spode łba na przyjaciela:
-Głośniej się nie da...?
-Oczywiście, że się da!-żachnął się Blaise.-Wątpisz w moje możliwości?
-Tak.-burknął blondyn pod nosem.
-No jak ty możesz?!-oburzył się Ślizgon. Wydął policzki i skrzyżował ręce na piersi. Wyglądał jak małe, rozzłoszczone dziecko.
-Nie drzyj się...-wysyczał Draco niczym wąż.-Zamknij swój szanowny dziób i zjeżdżaj mi stąd, bo ja i tak nigdzie się nie ruszę!
-O nie...-powiedział stanowczo czarnoskóry chłopak. Nie będziesz mi rozkazywał!
Zanim Smok zdążył cokolwiek powiedzieć, jakkolwiek zareagować na to co jego przyjaciel przed chwilą powiedział Blaise schylił się lekko, złapał go w pół i przerzucił go sobie przez ramię.
-ZABINI PUŚĆ MNIE!!!-Dracon zaczął się wydzierać w niebogłosy.
-Zamiast się drzeć mógłbyś trochę schudnąć.-mruknął do niego Diabeł.
-Jak śmiesz mi zarzucać, że jestem gruby??? To same mięśnie!-obruszył się arystokrata.
-Taa... Jasne...-prychnął z pogardą Ślizgon.
Malfoy, słysząc to zamachnął się i z całej siły przywalił przyjacielowi w osłonięty czarnymi jeansami pośladek. Kiedy Blaise to poczuł lekko z zaskoczenia, bo w żaden sposób nie spodziewał się po Draco takiego nagłego ataku na jego osobistą przestrzeń prywatną, zwaną ciałem.
-Mmm... Tak chcesz się bawić?-zamruczał jak rasowy gej i uśmiechnął się lubieżnie.
Blondyn na początku olał to co powiedział Zabini, ale po chwili dotarł do niego sens jego słów. Zaczął się gwałtownie wyrywać, walić pięściami w plecy Diabła i wymachiwać szaleńczo długimi nogami, wrzeszcząc w panice:
-ZOSTAW MNIE TY ZBOCZEŃCU!!! JESTEŚ NIENORMALNY! POZWĘ CIĘ ZA MOLESTOWANIE NIELETNICH!!!
-Cicho siedź... Nic ci nie zrobię ci nic, bo jesteś za brzydki...
-Ja brzydki?! Nie chcesz się ze mną zabawić, bo jestem BRZYDKI???
-Aaa... czyli jednak chcesz...?-mruknął z udawanym oświeceniem Zabini, uśmiechając się chytrze pod nosem.
On miał z całej tej sytuacji wielką frajdę, a Draco
-NIE!!! Nie, nie, nie, nie, nie!-znowu zaczął młócić powietrze wszystkim i kończynami.
-Ech... I tak nic nie zdążę zdziałać, bo jesteśmy już na miejscu...-westchnął Blaise z zawodem w głosie.
Malfoy usłyszał skrzypienie drzwi i już po chwili znaleźli się w zalanym, światłem pomieszczeniu. Chłopak zauważył jak gustownie urządzony jest salon prefektów, ale nie dane mu było zbyt długo go podziwiać, bo został brutalnie zrzucony na twardą posadzkę, pokrytą dywanem. Syknął z bólu, kiedy jego arystokratyczne siedzenie zetknęło się z podłogą. Otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
-To już nie łaska rzucić mnie chociaż na kanapę?!-wskazał palcem na mebel, stojący tuz obok niego.
-Nie.
-Czemu go przyniosłeś? Nie ma swoich nóg?-blondyn usłyszał wysoki głos i zorientował się, że oprócz nich w pokoju są jeszcze Pansy, Hermiona i Harry.
-Powiedział, że nigdzie nie pójdzie, to się wyjątkowo poświęciłem i go tu własnoręcznie przytargałem na moich biednych plecach. Powinniście to docenić! On waży chyba z tonę!
-To wierutne kłamstwo!-usłyszeli głos dochodzący z podłogi. Blondyn chciał jeszcze coś dodać, ale został potraktowany przez Diabła spojrzeniem, mówiącym: "Zamknij dziób, bo nie dożyjesz jutra."
-Dobrze, dobrze doceniamy...-mruknęła Parkinson, wracając do poprzedniego tematu i wywracając oczami.-Potter, podaj mi te fiolki. Miejmy to już za sobą...
Harry podniósł ze stołu dwa szklane naczynka ze zgniło-fioletową cieczą w środku, patrząc ze szczerym współczuciem na Herm i Dracona. Czarnowłosa odebrała mu je i bez zbędnego rozczulania się wręczyła je przyszłym ofiarom. Smok spojrzał na fiolkę z powątpiewaniem i nutka obrzydzenia zarazem, po czym popatrzył wielkimi oczami na przyjaciółkę i zapytał:
-Muszę to pić...?
-Tak, musisz.
-A możesz chociaż zmienić kolor tego... czegoś na powiedzmy... różowy?-spytał ze zrezygnowaniem, mając złudne nadzieje na pozytywną odpowiedź.
-Po prostu przestań jęczeć i to wypij!
-Dobra, dobra...-zerknął ostatni raz na obrzydliwą substancję, skrzywił się okropnie i jednym łykiem wypił całą zawartość naczynia.
Wykrzywiło mu twarz, kiedy poczuł ohydny smak cieczy w ustach, ale przełknął ją, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Odczekał kilka niekończących się sekund i spojrzał na Hermionę, która również skierowała swój wzrok na niego. Żadne z nich nie czuło jakichkolwiek zmian.
-No i?-zapytał wyczekując Draco, unosząc lewą brew do góry.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczuł ostry ból głowy, jakby ktoś wiercił mu wiertarką otwór w czaszce. Zgiął się w pół i złapał za bolącą część ciała, wbijając paznokcie w skórę. Usłyszał gdzieś obok głuchy huk, kiedy Miona, trzymając się za skronie upadła na podłogę. To cierpienie zaczęło się tak nagle, że nawet nie zdążył pisnąć. w miarę upływu czasu to okropne uczucie rozchodziło się po całym jego ciele. Czuł się, jakby był palony żywcem. Każda komórka jego ciała płonęła ogniem i zdawało się, że kawałek po kawałku obraca się w popiół. DNA modyfikowało się, sprawiając mu niewyobrażalny ból, porównywalny do Cruciatusa, kości z lekkim gruchotem zmieniały położenie, dostosowując się do nowej formy postaci.
Poczuł nagłe w pewnym momencie przyjemne ciepło, rozpływające się po jego głowie i lekkie mrowienie. Z trudem podniósł swoją drżącą dłoń do czaszki i bardzo się zdziwił tym, co na niej zastał.
-Patrz, wygląda jakby miał Parkinsona!-usłyszał jak przez sen krzyk Blaise'a.
Miał wrażenie, że Diabeł jest bardzo daleko, ale niezbyt go to obchodziło, bo właśnie wyczuł, że na swojej głowie zamiast rozczochranych blond kosmyków z dodatkiem kurzu, pajęczyn i samych pająków miał bujne, kasztanowe loki, a raczej wielką szopę, bo fryzurą tego nazwać nie można było. Nagle jak za odjęciem różdżki ból ustał i wydawało się, że go nigdy nie było. Draco oparł dłonie o kolana, głośno oddychając i przymykając na kilka sekund oczy. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że coś jest nie tak. Ubrania wisiały na nim jak na jakimś starym wieszak, a paznokcie były dłuższe i o wiele mniej zadbane niż zwykle. "Rany jak ja dawno ich nie obcinałem..."-pomyślał, marszcząc brwi. Powoli się wyprostował i przyjrzał się sobie. Po krótkiej chwili ciszy na jego twarzy pojawił się najszerszy, najjaśniejszy i najbardziej uradowany uśmiech jaki świat widział.
-Rany! Ja mam cycki!!!-wykrzyknął uradowany Draco. Zabini po tych słowach parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Parkinson przejechała sobie otwartą dłonią po twarzy.
Tylko Harry nawet się nie uśmiechnął, tylko od razu podbiegł do klęczącej na podłodze Hermiony w ciele Draco.
-Mionka nic ci nie jest?-zapytał z troską i położył delikatnie rękę na jej ramieniu.
Herm gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, zamiatając platynową grzywką i z błyszczącymi złowrogo stalowymi oczami wysyczała przez zęby głosem Malfoy'a:
-Spadaj Potter...
Chłopak cofnął się kilka kroków, przerażony reakcją przyjaciółki. Po chwili poczuł za sobą czyjeś miękkie ciało.
-Nie bój się "waleczny" Gryfonie.-zaszydziła, stojąca za nim Pansy.-Takie coś będzie się działo jeszcze przez jakiś czas. Jakbyś pytał, to jest to rezultat twojej bezdennej głupoty.
-Mojej?!-oburzył się zielonooki.
-Tak, twojej!-krzyknęła na niego Parkinson, zaciskając ze złości pięści.-Popatrz co oni teraz robią!
Harry zwrócił wzrok w stronę niedawno przemienionej dwójki i załamał ręce, wzdychając ze zrezygnowaniem.
Na środku pokoju stał Draco w ciele Hermiony, trzymając wysoko rękę, dumnie wypinając pierś i uśmiechając się szyderczo. Wyglądałoby to naprawdę wspaniale, gdyby nie pluł co chwila włosami, włażącymi mu bez przerwy do ust i nie przeklinał co rusz, narzekając na fryzurę.
-Co to za... Tfu! ...włosy! Wszędzie... Tfu! ...się pchają! Granger jak ty... Tfu! ...je ogarniasz!?
-Nie ogarniam...-wymruczała Miona, ale jej głos w połowie zagłuszała drobna dłoń Draco, którą skutecznie ograniczał jej możliwość podbiegnięcia do niego i rozszarpania go równo opiłowanymi paznokciami, poprzez przyciskanie jej do jej twarzy.
Trzymając ją z daleka od swojej głowy równocześnie mocno ściskał w drugiej ręce różdżkę młodej czarownicy, którą jej przed kilkoma minutami wyrwał z ręki.
Na szczęście nikt z zebranych nie musiał już dłużej oglądać tej nieco dziwnej sceny, bo do dormitorium wparował w najmniej oczekiwanej chwili Theodor Nott. Ledwo wyhamował przed siedzącą na dywanie Sorbet i zaczął wykrzykiwać:
-Słuchajcie! Musicie natychmiast... zaraz, co oni robią...?-spojrzał na Smoka i Mionę, ale od razu Parkinson przerwała mu tę niezwykle interesującą obserwację.
-Co się stało? Mów, a nie gapisz się na nich jak ciele na malowane wrota!
-A tak...-Ślizgon wrócił do rzeczywistości.-Biegnijcie do skrzydła szpitalnego!
-Po co?-zapytał zdziwiony Harry.
-Bo z Severią jest coś nie tak, Głupotter!!!-wywrzeszczał wściekły i zirytowany Theo.
-SEVERIA!!!-krzyknął rozpaczliwie Draco i wyleciał z pomieszczenia jak torpeda, powiewając kasztanowymi włosami.
-Malfoy, wracaj! Oddaj mi różdżkę przeklęty gnomie!!!-Herm rzuciła się za nim w pogoń, potrącając po drodze Notta swoim ramieniem. Theodor stracił równowagę i z hukiem upadł na podłogę. Jednak nawet to nie zdołało go powstrzymać do zadania wybitnie niewygodnego dla wszystkich pytanie:
-Czemu oni mówią do siebie...?
-NIE PYTAJ!-przerwała mu swoim głośnym wrzaskiem Pansy.
Musiała jakkolwiek zareagować, bo mieliby niezłe kłopoty, gdyby ktokolwiek dowiedział się o takiej przemianie.
Theo tylko wzruszył na to ramionami.
***
Draco i Hermiona wpadli do skrzydła szpitalnego ramię w ramię. Minęli stojące w pobliżu McGonagall i panią Pomfrey, od razu podbiegając do leżącej na jednym ze szpitalnych łóżek Severii. Od razu zaczęli ją dokładnie oglądać ze wszystkich stron, jakby miała zaraz umrzeć i musieliby natychmiast odkryć co jej jest. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Hermiona nie podwinęła szpitalnej koszuli i nie ukazała światłu dziennemu nogi Sevii. Zarówno chłopak jak i dziewczyna skamienieli w połowie ruchu z przerażenie, połączonym z obrzydzeniem na twarzach. Mionie zaszkliły się lekko oczy, gdy patrzyła na to, co zrobił tej biednej, małej, wątłej osóbce wilkołak. "Ona na to nie zasłużyła..."-powtarzała ciągle w myślach, próbując ukryć łzy.
Uszkodzona część ciała Severki wyglądała okropnie. Głęboka Rana zamiast się goić zaropiała, a skóra wokół niej przybrała niezdrowy fioletowy kolor z licznymi zaczerwienieniami.
Pierwszy wybudził się z szoku Malfoy i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu McGonagall, ale zamiast niej znalazł kogoś innego, którego obecność ani trochę go nie uszczęśliwiła, a wręcz przeciwnie, rozzłościła. Smok zmarszczył gniewnie brwi i zacisnął mocno szczęki, aż na jego policzkach wyraźnie uwypukliły się mięśnie. Powoli odszedł od posłania, na którym, leżała jego siostra i ruszył w stronę znieruchomiałego na szpitalnym łóżku przystojnego DJ'a.
Kiedy był wystarczająco blisko, pochylił się lekko nad nim, nie chcąc się pobrudzić nieczystością tego "dzikusa" i zjechał go od stóp do głowy pogardliwym spojrzeniem.
-Nigdy ci nie wybaczą tego, śmieciu...-wysyczał szyderczo do śpiącego, niczego nieświadomego chłopaka.
-Panno Granger!-odwrócił się na dźwięk głosu nauczycielki transmutacji.
Już myślał, już miał nadzieję, że McSztywna chce zbesztać za coś tą kujonicę Granger, ale bardzo się zdziwił, kiedy zauważył, że wzrok profesorki jest skierowany prosto na niego.
-Ale ja nie...-już chciał zaprzeczyć, kiedy przypomniał sobie w czyim ciele teraz jest.
Uderzył się otwartą dłonią w czoło i szybko się zreflektował.-Nie, nic...
Dyrektorka spojrzała na niego podejrzliwie, ale kontynuowała to, co wcześniej zaczęła mówić, a Draco odetchnął z ulgą.
-Co panienka zamierza zrobić panu Morrisonowi, że się tak nad nim pochyla?-spytała spokojnie.
-Zaraz... Mogłaby pani powtórzyć? Jak to coś się nazywa?-zapytał Draco ze śmiechem.
-Nie coś, tylko ktoś.-zbeształa go Minevra.-Morrison. Bożydar Morrison.
Draco stał przez chwilę nieruchomo, a potem nagle wybuchnął głośnym, niepohamowanym rechotem. to samo kilka metrów dalej stało się z Hemrioną.
-Bożydar! Na Salazara! Hahaha jak można tak skrzywdzić dziecko??? Hahahaha...-wyjękiwał z trudem poszczególne słowa, krztusząc się ze śmiechu.
McGonagall spojrzała na niego wręcz z pogardą i potępieniem, a następnie zwróciła się do Hemriony, przebywającej aktualnie w ciele Draco.
-Niech się pan tak nie cieszy, panie Malfoy. Jutro przyjeżdżają tu pańscy rodzice, by zobaczyć co z pańską siostrą.-oznajmiła z powagą.
-COOO???!!!
czwartek, 14 stycznia 2016
R.I.P Alan Rickman
Witajcie!
Pewnie większość z Was już o tym wie, ale dzisiaj 14.01.2016r zmarł w wieku 69 lat Alan Rickman-aktor grający w Harrym Potterze Severusa Snape'a.
Dla mnie osobiście Snape to byla druga ulubiona postać zaraz po Draco, a Alan idealnie wpasował się w tę rolę i odegrał ją perfekcyjnie!
Bardzo mi smutno z powodu jego odejścia.
R.I.P Alan Rickman [*]
Pozdrawiam
E.L.
Pewnie większość z Was już o tym wie, ale dzisiaj 14.01.2016r zmarł w wieku 69 lat Alan Rickman-aktor grający w Harrym Potterze Severusa Snape'a.
Dla mnie osobiście Snape to byla druga ulubiona postać zaraz po Draco, a Alan idealnie wpasował się w tę rolę i odegrał ją perfekcyjnie!
Bardzo mi smutno z powodu jego odejścia.
R.I.P Alan Rickman [*]
Pozdrawiam
E.L.
poniedziałek, 11 stycznia 2016
Przepraszam...
Przepraszam, że naprawdę długo nie ma żadnego rozdziału, ale mam kilka powodów, by nie mieć czasu pisać. Otóż wcześniej wena się na mnie obraziła i sobie gdzieś poszła, a poza tym w szkole muzycznej miałam niemałe zamieszanie, bo były egzaminy. Teraz przez ten tydzień wystawiają oceny w gimnazjum, ale nie to jest głównym powodem. Biorę udział w konkursie na paczkę u JDabrowskiego i staram się teraz, by zrobić ją najlepiej jak potrafię, a jutro już powinnam ją wysłać.
Pocieszę Was, że rozdział jest prawie skończony i tylko brakuje kilku akcji, by wszystko dopełnić.
Oprócz tego zapraszam do brania udziału w ankiecie, która się znajduje na pasku po lewej.
Mam nadzieję, że uda Wam się wytrzymać jeszcze trochę.
Pozdrawiam
E.L.
Pocieszę Was, że rozdział jest prawie skończony i tylko brakuje kilku akcji, by wszystko dopełnić.
Oprócz tego zapraszam do brania udziału w ankiecie, która się znajduje na pasku po lewej.
Mam nadzieję, że uda Wam się wytrzymać jeszcze trochę.
Pozdrawiam
E.L.
Subskrybuj:
Posty (Atom)