niedziela, 6 września 2015

Miniaturka 3 - Przymus? cz.1

Witajcie! Dzisiaj trochę krócej, bo nie miałam zbyt czasu, ponieważ zaczęłam właśnie naukę w gimnazjum i co chwila mam zadawane jakieś prace pisemne. Mam nadzieję, ze ta miniaturka się wam spodoba. Piszcie w komentarzach co o niej myślicie. Rozdział pojawi się 12-13 lub 19-20. Teraz nowe notki będą się pojawiać średnio co miesiąc. A teraz zapraszam do czytania!

Lucjusz Malfoy siedział w wielkim, ciemnozielonym fotelu w mrocznym salonie Malfoy Manor. W jednej ręce trzymał szklankę Ognistej Whisky, a w drugiej zapalonego papierosa, którym co jakiś czas z przyjemnością się zaciągał. W sumie jak tak się tak teraz zastanawiał, to doszedł do wniosku, że cieszy się, że wojna się skończyła, Voldemort nie żyje, a wszyscy Śmierciożercy nie zwalają mu się co chwila do domu. Teraz panował tu niczym niezmącony spokój, cisza i zero zasad... Chociaż nie. Byłoby tak, gdyby nie jego kochana Narcyza, która właśnie wmaszerowała do pokoju z gniewnym wyrazem twarzy. Ciekawe o co tym razem jej chodziło?
-Ile razy ci mówiłam, żebyś nie palił tego świństwa w domu!-wrzasnęła, wskazując na tlącego się papierosa w jego dłoni.
Oczy Malfoy'a seniora rozszerzyły się ze strachu. Jak on mógł znowu tak wpaść? Czy ona ma jakiś radar w głowie, że zawsze wyczuje jak on pali? To nie fair!
-Ależ Cyziu...-zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
-Pamiętasz, jak się umawialiśmy?-zapytała, unosząc jedną brew.-Jeśli jeszcze raz przyłapię cię na paleniu w środku posiadłości, to ja wybieram Dracusiowi żonę!-dokończyła tryumfalnie.
"Chyba zołzę..."-pomyślał Lucjusz, szczerząc chytrze zęby i kiwając na nią palcem.
-Ale jeśli nie zrobisz tego w ciągu siedmiu dni to to prawo przechodzi z powrotem na mnie.
-Ty się już o to nie martw kochanie.-syknęła.-Ja już znalazłam kandydatkę.
-A mogę chociaż wiedzieć kim ona jest?-spytał zrezygnowanym głosem wiedząc, że już nic w tej kwestii nie wskóra, bo Narcyza jak nic wygrała.
-Jest to czarownica...
-To to i ja wiem...-wymamrotał blondyn, a żona zgromiła go spojrzeniem.
-To mugolaczka.-powiedziała po krótkiej ciszy.
-Co?!-krzyknął, zrywając się z fotela.
-No przecież mówiłeś, że powinniśmy teraz pokazać ministerstwu, że jesteśmy tolerancyjni.
-Ale nie w taki sposób!!!-pieklił się Lucek.
-A to już nie moja wina, że wyrażasz się niedokładnie.-prychnęła i wyszła z pokoju zostawiając załamanego Lucjusza samego.
Mężczyzna schował twarz w dłoniach, a jego barki zatrzęsły się od śmiechu. Tak, od śmiechu! "Ale Draco będzie miał przechlapane..."-pomyślał z rozbawieniem.
Chwilę po tym usłyszał trzaśnięcie drzwi wejściowych i okrzyki radości w wykonaniu jego żony, typu: "Och, kochanie! Jak dobrze, że przyjechałeś misiaczku! Mój ty mały Smoczusiu!" oraz głośne jęki niezadowolenia najprawdopodobniej jego jedynego syna.
-Ojciec jest w salonie i ma ci coś ważnego do powiedzenia.-usłyszał i westchnął ciężko. Znowu on ma przekazywać te złe informacje...
Po chwili do pomieszczenia wkroczył Draco, który z dziwnym wyrazem twarzy co chwila spoglądał za siebie.
-Siadaj.-mruknął Lucjusz, a Draco powoli opadł na fotel na przeciwko niego.
Malfoy senior wziął głęboki oddech i zapytał:
-Chcesz najpierw usłyszeć złą wiadomość czy gorszą?
Draco uniósł lewą brew i odparł z lekkim uśmiechem na ustach:
-Poproszę złą...
-Matka wybierze ci żonę.-wypalił starszy blondyn.
-Co?! Znowu paliłeś w domu?!
-No... Troszeczkę...-wymamrotał pod nosem Lucjusz, a Draco przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy.
-Wiadomo chociaż kto to?-zapytał z rezygnacją, godząc się już po części z losem.
-Czarownica pochodzenia mugolskiego.-nie, jednak się nie pogodził. Ani trochę.
-Nie no super! Po prostu pięknie! Mam najlepszych rodziców pod słońcem!!!-ironizował.
Wstał i poszedł na górę do swojego pokoju, machając na oślep rękami i drąc się w niebogłosy. Za co to on został tak pokarany przez Salazara?!
W tym samym czasie Narcyza wyszła z jadalni, a kiedy zobaczyła swojego synka w takim stanie czym prędzej ruszyła do salonu.
-Co się stało mojemu Smoczusiowi?!-wrzasnęła na biednego Lucjusza już od progu.
Blondyn aż podskoczył na fotelu na dźwięk jej głosu.
-O co ci chodzi?-zapytał z przestrachem i niezrozumieniem.
-Dlaczego mój Dracuś jest taki zdenerwowany?-spytała, marszcząc brwi.
-Aaa...-Lucka olśniło.-Powiedziałem mu z kim masz zamiar go wyswatać.

***
Stała przed wysoką, czarną bramą. Woda spływała po jej szarym płaszczu, mocząc go, a krople deszczu uderzały o kaptur, który miała na głowie. Zastanawiał się właśnie czy podjęła dobrą decyzję. Chociaż w sumie co jej szkodziło? I tak wszyscy ją opuścili. Harry i Ginny wyjechali do Australii, Ron obraził się na nią i zerwał całkowicie kontakty, a jej rodzice nie odzyskali pamięci i nie miała pojęcia gdzie teraz są.
Wzięła głęboki oddech i stanowczo zakołatała w bramę żelazną kołatką w kształcie głowy węża. Po chwili wrota otworzyły się na oścież, a ona niepewnie zaczęła iść w stronę starego dworu ścieżką, ciągnącą się pomiędzy dwoma wysokimi na kilka metrów rzędami żywopłotu.
Kiedy w końcu po dłuższym czasie stanęła przed drzwiami wejściowymi wzięła głęboki oddech i pomyślała: "To będzie trwało tylko dopóki syn, którego mam mu urodzić nie skończy trzech lat.".
Zanim zdążyła zapukać otworzyła jej uśmiechnięta Narcyza Malfoy (nie ukrywała, że spodziewała się zamiast niej skrzata domowego). Od razu zauważyła, że była to bardzo piękna kobieta, która mimo wieku ciągle zachwycała. "Lucjusz Malfoy to ma szczęście..."-pomyślała i uśmiechnęła się życzliwie.
-Zapraszam do środka.-powiedziała miłym głosem pani Malfoy i wpuściła młodą czarownicę do domu.

***
Draco uchylił lekko powieki i od razu je zamknął, bo poczuł potworny ból głowy. Syknął cicho i ostrożnie zerknął na zegarek, który wskazywał jedenastą rano. Na dworze szalała ulewa, a mu nie chciało się ruszać z ciepłego łóżka. Jednak w końcu musiał się ruszyć na poszukiwanie eliksiru, który złagodzi to łupanie z tyłu czaszki. Z ociąganiem przekręcił się na bok, ale łóżko gwałtownie się skończyło i spadł z głośnym hukiem na podłogę."Na pewno obudziłem ojca..."-pomyślał, wywracając oczami. Jego podejrzenia potwierdził stłumiony wrzask z dołu:
-DRACO CICHO!!!
Westchnął ciężko i podniósł się, rozmasowując bolące pośladki. Podszedł do szafki nocnej i wyjął z niej eliksir przeciwbólowy. Wypił go jednym haustem i od razu poczuł ulgę. Tak jak stał (czyli w samych czarnych bokserkach) ruszył do drzwi. Otworzył je i wyszedł na korytarz, ziewając okropnie. Kiedy schodził po schodach na dół usłyszał stłumione głosy i śmiechy. Pchany wrodzoną ciekawością poszedł do salonu, gdzie zobaczył dość niecodzienny widok... Jego matka siedziała na kanapie, popijając z porcelanowej filiżanki herbatę, na przeciwko... Hermiony Granger?!
-GRANGER?!-wydarł się, od razu zwracając na siebie uwagę obu kobiet.
Herm od razu pokryła się szkarłatnym rumieńcem, a Narcyza zmarszczyła gniewnie brwi. Draco stał na środku nieruchomo z otwartymi ustami, szczęką pod nogami i palcem wskazującym wyciągniętym wyciągniętym w stronę zawstydzonej Miony.
-Dracusiu, idź się ubierz kochanie... Wstyd mi robisz, Smoczku...-powiedziała z dezaprobatą pani Malfoy, a Herm czym prędzej odwróciła wzrok.
Po chwili w progu salonu stanął Lucjusz Malfoy, również tylko w bokserkach tyle, ze białych. Spojrzał na swojego syna, nie zauważając swojej syna, ani nietypowego gościa i warknął:
-Czego się tłuczesz o tak nieludzkiej godzinie?! Ludzie chcą jeszcze spać! Jedenasta to przecież środek nocy!-dopiero teraz zarejestrował, że Draco nie rusza się i nie reaguje.-A tobie co? Zaciąłeś się?-pomachał mu ręką przed oczami, ale nie odniósł żadnego skutku.
W pewnym momencie usłyszał głośne chrząknięcie swojej żony. Spojrzał z pytaniem w oczach na nią, a potem przeniósł wzrok na Herm. Na początku w ogóle nie skojarzył co to za dziewczyna. Dopiero po chwili doznał gwałtownego olśnienie i westchnął z rezygnacją.
-Serio?-zapytał, patrząc na Narcyzę. Po czym zwrócił się w stronę Dracona i klepiąc go po ramieniu powiedział:-Z taką baba to ja ci już teraz z całego serca życzę szczęścia.
-Lucjusz!-warknęła z oburzeniem Cyza, a Hermiona już całkiem poczerwieniała.
-No co?
-Idź się ubierz i się zachowuj!
-Dobra...-mruknął.-Draco, jazda na górę!
Smok ciągle będąc w szoku automatycznie, jak robot ruszył w stronę schodów, powtarzając w kółko pod nosem: To tylko sen, to tylko sen...
-Przepraszam...-Narcyza usłyszała cichy głos.
-O co chodzi kochanie?-spytała życzliwie.
-Oni tak zawsze czy to jakaś specjalna okazja?-spytała niepewnie Miona.
-Oj, lepiej już zacznij się przyzwyczajać,-położyła jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Herm odwzajemniła niepewnie uśmiech i pomyślała z rozpaczą: "W co ja się wpakowałam?".

***
Draco wszedł do swojego pokoju i z całej siły zatrzasnął za sobą drzwi, wsłuchując się z satysfakcją w głośny huk. Co matka sobie wyobrażała?? Że niby zmusi go do ożenienia się z tą brudną szlamą? Mowy nie ma! Nigdy się tak nie zhańbi! Trzeba się jej jakoś sprytnie pozbyć... Tylko jak? W zamyśleniu podszedł do szafy i wyjął z niej (uprzednio ledwo unikając zgniecenia przez wypadające z wnętrza ciuchy) czarne jeansy i tego samego koloru koszulę. Jak najwolniej zakładał je na siebie, by nie musieć tak szybko schodzić na dół do jego "kochanych" rodziców i przyszłej, jeszcze bardziej "kochanej" żony. Przynajmniej uważał, że żony, bo co niby Granger miałaby robić w Malfoy Manor? No chyba nie przyszła tu na babskie pogaduszki z jego matką! W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pewien szatański pomysł... Skoro Gryfonka jest strasznym kujonem i okropnie perfekcyjną perfekcjonistką, to on musi być niechlujny, chamski i ogółem najgorszy (czyli taki jak zwykle, tylko jeszcze troszkę gorszy). To ją odstraszy. Tak! To jest to! Na pewno jego plan się powiedzie, a szlama ucieknie z wrzaskiem! Draco, ty geniuszu!
Kiedy skończył litanię pochlebstw skierowanych do siebie samego rozejrzał się szybko pokoju. Od czego by tu zacząć? Wyjął z tylnej kieszeni spodni różdżkę (kompletnie nie przejmował się ostrzeżeniami matki, że kiedyś przez przypadek odstrzeli sobie tyłek, jeśli będzie ją tak nosił) i jednym machnięciem sprawił, że w pokoju zapanował totalny bajzel. Wszędzie walały się butelki po Ognistej Whisky i zgniecione kartki papieru. Na podłodze leżały połamane pióra i szczątki szklanych kałamarzy. Na ścianach były plamy różnego rodzaju, których pochodzenia nie chciał znać, a na biurku były małe kałuże po kawie i atramencie. Pościel na łóżku była rozwalona i pognieciona oraz śmierdziała stęchlizną i potem, natomiast szafy wolał lepiej nie otwierać. Jednym słowem przywołał bałagan z całego miesiąca.
Jeśli Granger tu wejdzie, to zemdleje z szoku lub (co bardziej prawdopodobne) od... eee... zapachu albo po prostu zawróci i wyjdzie. To powinno na razie wystarczyć. Wieczorem wszystko posprząta i będzie tak jak dawniej. Uśmiechnął się iście Ślizgońsko i ruszył na śniadanie już w znakomitym humorze, mając w głowie jedną, jakże pozytywną myśl: "Jutro już tu jej nie będzie..."

***
Siedział przy długim stole obok Hermiony i dłubał widelcem w sałatce, w zamyśleniu. W sumie to niewiele brakowało, by spadł z tego krzesła, bo siedział na samym koniuszku, byle jak najdalej od dziewczyny. Niech to śniadanie szlag trafi! Już chciał zacząć wcielać swój diabelski plan w życie, ale skutecznie utrudniała mu to jego matka, która gadała jak katarynka o swoim ogrodzie na tyłach posiadłości. Jednak nagle gwałtownie zmieniła temat, jakby jej ktoś inny guzik w głowie wcisnął:
-Chyba powinnyśmy pojechać niedługo do Londynu po suknię ślubną dla ciebie Hermionko.-na te słowa Draco wytrzeszczył oczy i zaczął się krztusić. "Co?! Już?! Tak szybko?! To dopiero drugi dzień!!!"-takie myśli kotłowały mu się w głowie.
-Dracusiu, spokojnie kochanie.-powiedziała Narcyza, patrząc na niego z troską, a Lucjusz wywrócił oczami i mruknął do niej:
-Mówiłem ci przecież, żebyś nie wspominała o tym przy śniadaniu, bo nastąpi właśnie taka reakcja...-Cyza rzuciła mu spojrzenie godne bazyliszka, a Lucek od razu zamilkł.
Smok w tym czasie trochę już się uspokoił i z trudem wykrztusił:
-Co?!
-No przecież już za miesiąc będzie wasz ślub. Najwyższy czas zacząć wszystko przygotowywać.
-CO?!-wycharczał z jeszcze większym niedowierzaniem.
"Nie, to się ni dzieje na prawdę..."-pomyślał z niedowierzaniem.-"Za miesiąc ożenię się z ta szlamą, bo moi rodzice tak chcą... Nie no, po prostu cudownie!"
-Nie powtarzaj się i nie krzycz przy stole.-zganiła go matka.
-Ale czemu tak szybko?-spytał, ciągle będąc w głębokim szoku.
-Nie będziemy przecież czekać pół roku...-zaśmiała się Cyza.-A tak w ogóle to wpadłam na świetny pomysł!-powiedziała z dziwnym ożywieniem.
-O nie...-wymruczał pod nosem młodszy blondyn, za co został zgromiony wzrokiem.
-Może ty powinieneś wybrać się Hermionką wybrać sukienkę?-zaproponowała pani Malfoy.
-Tak, to bardzo dobry pomysł.-poparł ją Lucjusz.
Smok spojrzał na nich z rozdziawionymi ustami, a potem przeniósł na ojca wzrok mówiący: "Et tu, Brute, contra me?"*. Oni się chyba zmówili czy coś! To niesprawiedliwe! Ma szlajać się z Graneger po sklepach z sukniami? Jeszcze czego!
-W takim razie po śniadaniu możecie ruszać!-Narcyza klasnęła z uciechy w dłonie.-Im szybciej tym lepiej!
Dracon jedynie westchnął ciężko. Za jakie grzechy musi przez to przechodzić? Szlama pewnie będzie kazała mu oceniać, w której kreacji wygląda lepiej, chociaż on i tak sądził, że jej to już nawet najpiękniejsza suknia nie pomoże... W pewnej chwili coś do niego dotarło. Na końcu ceremonii ślubu przypieczętowaniem związku jest...pocałunek.
W jednej chwili pozieleniał cały na twarzy, kiedy sobie to wyobraził. Bez słowa wstał i jak najszybciej popędził do łazienki, by tam zwrócić wolność swojemu śniadaniu. Wszyscy przy stole patrzyli ze zdziwieniem jak znika za rogiem. Po dłuższej chwili ciszy Hermiona spytała cichutko, jakby się bała, że ktoś może ją tu skrzywdzić za odezwanie się:
-Nic mu nie będzie?
Narcyza jedynie westchnęła, a Lucjusz na powrót zajął się jedzeniem, które z trudem przechodziło mu przez gardło. Miona patrzyła ze zdziwieniem to na jedno, to na drugie, ale z żadnej strony nie doczekała się odpowiedzi.
Z każdą godziną miała orz większe wątpliwości czy dobrze postępuje...

*tłum. "Ty też, Brutusie, przeciw mnie?"-słowa wypowiedziane przez Juliusza Cezara w chwili śmierci, gdy zobaczył wśród zamachowców zaufanego Brutusa.

5 komentarzy:

  1. Super czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo xD no dobra...musze przyznać, że mianiaturka całkiem udana. Świetne dialogi i... świetny DRACUŚ! No nie ma to jak zwrócić śniadanie podczas dumania o pocałunku z naszą szlamcią... Jestem ciekawa co dalej wymyślisz, bo zapowiada się na prawdę fajnie.
    Pozdrawiam i ściskam cieplutko!.:*
    Aries

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno słowo wystarczy by wyrazić moją opinię: Genialne ! :D
    Pozdrawiam
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
  4. A kiedy następna część? Xd
    Takie MALUTKIE spóźnienie.
    Nawet nie zauważysz różnicy xdd

    OdpowiedzUsuń