poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 26 - Gdzie jest moje ciało?!

 Witajcie!
Oto długo wyczekiwany rozdział z dedykacją dla Marty Sz.
Proszę piszcie w komentarzach czy są w rozdziale jakieś błędy, a je poprawie. Piszcie tez proszę czy mam kontynuować miniaturkę "Przymus". Bo ja nie wiem czy ona Wam się podoba czy nie i nie wiem czy pisać dalsze części.
Mam zamiar brać udział w konkursie na miniaturkę miesiąca Katalogu Granger, więc jak ukażą się już konkursowe miniaturki, to serdecznie zapraszam do głosowania!
Miłej lektury!

 5 Second of Summer  - She Looks So Perfect


Zwykły, pusty, ciemny korytarz... Takie coś to dla normalnego człowieka po prostu zwykły, pusty, ciemny korytarz. Chociaż może nie aż taki zwykły, bo znajdował się w szkole magii i na jego ścianach wisiały gadające portrety, które większość czasu zrzędziły na hałasujących uczniów.
Jednak gdyby ktoś stanął na początku tego pomieszczenia i dokładnie wpatrzył się w tę ponurą ciemność mógłby dostrzec pewną postać, opierającą się o ścianę, jakby tylko ona powstrzymywała ją od bolesnego upadku na twardą, zimną posadzkę, którego i tak by pewnie nie poczuła. Osobnik ten był zgarbiony, chował twarz w dłoniach i wyglądał ogółem jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte.
Gdyby ktoś wytężył słuch, usłyszałby pociąganie nosem, spowodowane zbyt częstym i zbyt długim przebywaniem na dworze bez żadnego okrycia wierzchniego i cichy szloch. Szloch spowodowany złym stanem bardzo bliskiej osoby.
Gdyby ktoś skierował trochę światła na tę tajemniczą postać, ujrzałby zniszczonego przez życie człowieka, który już nawet nie dba o to jak wygląda, tylko skupia się całkowicie na swoim cierpieniu. Wory pod oczami świadczą o zmęczeniu i zarwanych nocach, szarawy odcień skóry daje do zrozumienia, że ten osobnik jest naprawdę wycieńczony, rozczochrane włosy dawno nie widziały grzebienia, usta skamieniały i nie pojawił się na nich żaden nawet najmniejszy uśmiech. Ich kąciki zamarły, opuszczone w dół. A oczy? Oczy były puste... Od kilku dni nie pojawił się w nich ani jeden zadziorny błysk.
Gdyby ktoś podszedł do niego i zapytał co się stało nawet by na niego nie spojrzał, tylko po chwili oderwałby się od ściany i odszedł w ciszy w mrok korytarza.
Gdyby ktoś jednak zaskoczył czymś niespodziewającego się niczego chłopaka to albo zostałby zupełnie olany albo od razu, prosto z mostu potraktowany Avadą.
Na pewno stałoby się tak, gdyby osobnik przeszkadzający panu Cierpię-Idź-Sobie był... no właśnie... normalny. Sposób jego postępowania sprawił, że reakcja chłopaka, opierającego się o ścianę była zupełnie inna.
W pewnej chwili zgarbiona postać mogła usłyszeć stłumiony, ale nadal wyraźny krzyk: "Wiejemy!".
Uniosła lekko głowę, chociaż i tak w sumie nie interesowało ją co się stało, ale coś jej mówiło, że właśnie na ten wrzask powinna zwrócić uwagę. Spojrzała w głąb mroku na końcu długiego korytarza, po czym z powrotem ją opuściła. Jednak spokój nie trwał zbyt długo.
Po kilku sekundach w korytarzu rozległ się głuchy odgłos kroków. Ktoś biegł w jego stronę. Głośność tych dźwięków z każdą chwilą narastała, aż w końcu ciemna postać, przebiegając przed nim potknęła się o jego wyciągnięte nogi i z impetem wyrżnęła zębami o twardą, kamienną posadzkę u jego stóp. Chłopak kompletnie nie zwrócił na to uwagi, mimo głośnych jęków poszkodowanego.
-Draco?!-spojrzał ze zdziwieniem pod nogi i zauważył, że ofiarą nieszczęśliwego wypadku jest nie kto inny jak Blaise Zabini we własnej osobie.
-Diable, co ty tu robisz?-zapytał urywanym, syczącym szeptem, bo na głośniejsze mówienie nie pozwalała mu mocna chrypa i zastałe struny głosowe.
-No, a co mam tu robić?-spytał, podnosząc się z ziemi i otrzepując ubranie z kurzu.
"Chyba Filcha tu nie było od bardzo dawna"-pomyślał z przekąsem.
Kiedy w końcu po serii jęków, westchnięć i stęków stanął na swoich nogach przed Draco i spojrzał na niego, dotarło do jego pustego łba jakie miał szczęście, że go tu spotkał. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, a Smok spojrzał na niego z niezrozumieniem. No tak, przecież to CAŁKOWICIE normalne, że Zabini drze się na cały Hogwart, potem biegnie i wywala się przez jego stopy, a na koniec staje przed nim i zaczyna się kretyńsko uśmiechać. Tak... Od dawna sadził, że Diabeł potrzebuje długiej terapii na oddziale zamknięty w Mungu, ale teraz już w 100% upewnił się w tym przekonaniu.
-Czego chcesz...-wychrypiał, przeczesując splątane włosy długimi palcami.
-Chcę, byś teraz, w tej chwili poszedł ze mną do dormitorium mojego i Mionki!-wykrzyknął Zabini, a jego głos poniósł się głuchym echem poprzez korytarze zamku.
Draco skrzywił się okropnie i syknął przez zaciśnięte zęby, patrząc spode łba na przyjaciela:
-Głośniej się nie da...?
-Oczywiście, że się da!-żachnął się Blaise.-Wątpisz w moje możliwości?
-Tak.-burknął blondyn pod nosem.
-No jak ty możesz?!-oburzył się Ślizgon. Wydął policzki i skrzyżował ręce na piersi. Wyglądał jak małe, rozzłoszczone dziecko.
-Nie drzyj się...-wysyczał Draco niczym wąż.-Zamknij swój szanowny dziób i zjeżdżaj mi stąd, bo ja i tak nigdzie się nie ruszę!
-O nie...-powiedział stanowczo czarnoskóry chłopak. Nie będziesz mi rozkazywał!
Zanim Smok zdążył cokolwiek powiedzieć, jakkolwiek zareagować na to co jego przyjaciel przed chwilą powiedział Blaise schylił się lekko, złapał go w pół i przerzucił go sobie przez ramię.
-ZABINI PUŚĆ MNIE!!!-Dracon zaczął się wydzierać w niebogłosy.
-Zamiast się drzeć mógłbyś trochę schudnąć.-mruknął do niego Diabeł.
-Jak śmiesz mi zarzucać, że jestem gruby??? To same mięśnie!-obruszył się arystokrata.
-Taa... Jasne...-prychnął z pogardą Ślizgon.
Malfoy, słysząc to zamachnął się i z całej siły przywalił przyjacielowi w osłonięty czarnymi jeansami pośladek. Kiedy Blaise to poczuł lekko z zaskoczenia, bo w żaden sposób nie spodziewał się po Draco takiego nagłego ataku na jego osobistą przestrzeń prywatną, zwaną ciałem.
-Mmm... Tak chcesz się bawić?-zamruczał jak rasowy gej i uśmiechnął się lubieżnie.
Blondyn na początku olał to co powiedział Zabini, ale po chwili dotarł do niego sens jego słów. Zaczął się gwałtownie wyrywać, walić pięściami w plecy Diabła i wymachiwać szaleńczo długimi nogami, wrzeszcząc w panice:
-ZOSTAW MNIE TY ZBOCZEŃCU!!! JESTEŚ NIENORMALNY! POZWĘ CIĘ ZA MOLESTOWANIE NIELETNICH!!!
-Cicho siedź... Nic ci nie zrobię ci nic, bo jesteś za brzydki...
-Ja brzydki?! Nie chcesz się ze mną zabawić, bo jestem BRZYDKI???
-Aaa... czyli jednak chcesz...?-mruknął z udawanym oświeceniem Zabini, uśmiechając się chytrze pod nosem.
On miał z całej tej sytuacji wielką frajdę, a Draco
-NIE!!! Nie, nie, nie, nie, nie!-znowu zaczął młócić powietrze wszystkim i kończynami.
-Ech... I tak nic nie zdążę zdziałać, bo jesteśmy już na miejscu...-westchnął Blaise z zawodem w głosie.
Malfoy usłyszał skrzypienie drzwi i już po chwili znaleźli się w zalanym, światłem pomieszczeniu. Chłopak zauważył jak gustownie urządzony jest salon prefektów, ale nie dane mu było zbyt długo go podziwiać, bo został brutalnie zrzucony na twardą posadzkę, pokrytą dywanem. Syknął z bólu, kiedy jego arystokratyczne siedzenie zetknęło się z podłogą. Otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
-To już nie łaska rzucić mnie chociaż na kanapę?!-wskazał palcem na mebel, stojący tuz obok niego.
-Nie.
-Czemu go przyniosłeś? Nie ma swoich nóg?-blondyn usłyszał wysoki głos i zorientował się, że oprócz nich w pokoju są jeszcze Pansy, Hermiona i Harry.
-Powiedział, że nigdzie nie pójdzie, to się wyjątkowo poświęciłem i go tu własnoręcznie przytargałem na moich biednych plecach. Powinniście to docenić! On waży chyba z tonę!
-To wierutne kłamstwo!-usłyszeli głos dochodzący z podłogi. Blondyn chciał jeszcze coś dodać, ale został potraktowany przez Diabła spojrzeniem, mówiącym: "Zamknij dziób, bo nie dożyjesz jutra."
-Dobrze, dobrze doceniamy...-mruknęła Parkinson, wracając do poprzedniego tematu i wywracając oczami.-Potter, podaj mi te fiolki. Miejmy to już za sobą...
Harry podniósł ze stołu dwa szklane naczynka ze zgniło-fioletową cieczą w środku, patrząc ze szczerym współczuciem na Herm i Dracona. Czarnowłosa odebrała mu je i bez zbędnego rozczulania się wręczyła je przyszłym ofiarom. Smok spojrzał na fiolkę z powątpiewaniem i nutka obrzydzenia zarazem, po czym popatrzył wielkimi oczami na przyjaciółkę i zapytał:
-Muszę to pić...?
-Tak, musisz.
-A możesz chociaż zmienić kolor tego... czegoś na powiedzmy... różowy?-spytał ze zrezygnowaniem, mając złudne nadzieje na pozytywną odpowiedź.
-Po prostu przestań jęczeć i to wypij!
-Dobra, dobra...-zerknął ostatni raz na obrzydliwą substancję, skrzywił się okropnie i jednym łykiem wypił całą zawartość naczynia.
Wykrzywiło mu twarz, kiedy poczuł ohydny smak cieczy w ustach, ale przełknął ją, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Odczekał kilka niekończących się sekund i spojrzał na Hermionę, która również skierowała swój wzrok na niego. Żadne z nich nie czuło jakichkolwiek zmian.
-No i?-zapytał wyczekując Draco, unosząc lewą brew do góry.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczuł ostry ból głowy, jakby ktoś wiercił mu wiertarką otwór w czaszce. Zgiął się w pół i złapał za bolącą część ciała, wbijając paznokcie w skórę. Usłyszał gdzieś obok głuchy huk, kiedy Miona, trzymając się za skronie upadła na podłogę. To cierpienie zaczęło się tak nagle, że nawet nie zdążył pisnąć. w miarę upływu czasu to okropne uczucie rozchodziło się po całym jego ciele. Czuł się, jakby był palony żywcem. Każda komórka jego ciała płonęła ogniem i zdawało się, że kawałek po kawałku obraca się w popiół. DNA modyfikowało się, sprawiając mu niewyobrażalny ból, porównywalny do Cruciatusa, kości z lekkim gruchotem zmieniały położenie, dostosowując się do nowej formy postaci.
Poczuł nagłe w pewnym momencie przyjemne ciepło, rozpływające się po jego głowie i lekkie mrowienie. Z trudem podniósł swoją drżącą dłoń do czaszki i bardzo się zdziwił tym, co na niej zastał.
-Patrz, wygląda jakby miał Parkinsona!-usłyszał jak przez sen krzyk Blaise'a.
Miał wrażenie, że Diabeł jest bardzo daleko, ale niezbyt go to obchodziło, bo właśnie wyczuł, że na swojej głowie zamiast rozczochranych blond kosmyków z dodatkiem kurzu, pajęczyn i samych pająków miał bujne, kasztanowe loki, a raczej wielką szopę, bo fryzurą tego nazwać nie można było. Nagle jak za odjęciem różdżki ból ustał i wydawało się, że go nigdy nie było. Draco oparł dłonie o kolana, głośno oddychając i przymykając na kilka sekund oczy. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że coś jest nie tak. Ubrania wisiały na nim jak na jakimś starym wieszak, a paznokcie były dłuższe i o wiele mniej zadbane niż zwykle. "Rany jak ja dawno ich nie obcinałem..."-pomyślał, marszcząc brwi. Powoli się wyprostował i przyjrzał się sobie. Po krótkiej chwili ciszy na jego twarzy pojawił się najszerszy, najjaśniejszy i najbardziej uradowany uśmiech jaki świat widział.
-Rany! Ja mam cycki!!!-wykrzyknął uradowany Draco. Zabini po tych słowach parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Parkinson przejechała sobie otwartą dłonią po twarzy.
Tylko Harry nawet się nie uśmiechnął, tylko od razu podbiegł do klęczącej na podłodze Hermiony w ciele Draco.
-Mionka nic ci nie jest?-zapytał z troską i położył delikatnie rękę na jej ramieniu.
Herm gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, zamiatając platynową grzywką i z błyszczącymi złowrogo stalowymi oczami wysyczała przez zęby głosem Malfoy'a:
-Spadaj Potter...
Chłopak cofnął się kilka kroków, przerażony reakcją przyjaciółki. Po chwili poczuł za sobą czyjeś miękkie ciało.
-Nie bój się "waleczny" Gryfonie.-zaszydziła, stojąca za nim Pansy.-Takie coś będzie się działo jeszcze przez jakiś czas. Jakbyś pytał, to jest to rezultat twojej bezdennej głupoty.
-Mojej?!-oburzył się zielonooki.
-Tak, twojej!-krzyknęła na niego Parkinson, zaciskając ze złości pięści.-Popatrz co oni teraz robią!
Harry zwrócił wzrok w stronę niedawno przemienionej dwójki i załamał ręce, wzdychając ze zrezygnowaniem.
Na środku pokoju stał Draco w ciele Hermiony, trzymając wysoko rękę, dumnie wypinając pierś i uśmiechając się szyderczo. Wyglądałoby to naprawdę wspaniale, gdyby nie pluł co chwila włosami, włażącymi mu bez przerwy do ust i nie przeklinał co rusz, narzekając na fryzurę.
-Co to za... Tfu! ...włosy! Wszędzie... Tfu! ...się pchają! Granger jak ty... Tfu! ...je ogarniasz!?
 -Nie ogarniam...-wymruczała Miona, ale jej głos w połowie zagłuszała drobna dłoń Draco, którą skutecznie ograniczał jej możliwość podbiegnięcia do niego i rozszarpania go równo opiłowanymi paznokciami, poprzez przyciskanie jej do jej twarzy.
Trzymając ją z daleka od swojej głowy równocześnie mocno ściskał w drugiej ręce różdżkę młodej czarownicy, którą jej przed kilkoma minutami wyrwał z ręki.
Na szczęście nikt z zebranych nie musiał już dłużej oglądać tej nieco dziwnej sceny, bo do dormitorium wparował w najmniej oczekiwanej chwili Theodor Nott. Ledwo wyhamował przed siedzącą na dywanie Sorbet i zaczął wykrzykiwać:
-Słuchajcie! Musicie natychmiast... zaraz, co oni robią...?-spojrzał na Smoka i Mionę, ale od razu Parkinson przerwała mu tę niezwykle interesującą obserwację.
-Co się stało? Mów, a nie gapisz się na nich jak ciele na malowane wrota!
-A tak...-Ślizgon wrócił do rzeczywistości.-Biegnijcie do skrzydła szpitalnego!
-Po co?-zapytał zdziwiony Harry.
-Bo z Severią jest coś nie tak, Głupotter!!!-wywrzeszczał wściekły i zirytowany Theo.
-SEVERIA!!!-krzyknął rozpaczliwie Draco i wyleciał z pomieszczenia jak torpeda, powiewając kasztanowymi włosami.
-Malfoy, wracaj! Oddaj mi różdżkę przeklęty gnomie!!!-Herm rzuciła się za nim w pogoń, potrącając po drodze Notta swoim ramieniem. Theodor stracił równowagę i z hukiem upadł na podłogę. Jednak nawet to nie zdołało go powstrzymać do zadania wybitnie niewygodnego dla wszystkich pytanie:
-Czemu oni mówią do siebie...?
-NIE PYTAJ!-przerwała mu swoim głośnym wrzaskiem Pansy.
Musiała jakkolwiek zareagować, bo mieliby niezłe kłopoty, gdyby ktokolwiek dowiedział się o takiej przemianie.
Theo tylko wzruszył na to ramionami.

***
Draco i Hermiona wpadli do skrzydła szpitalnego ramię w ramię. Minęli stojące w pobliżu McGonagall i panią Pomfrey, od razu podbiegając do leżącej na jednym ze szpitalnych łóżek Severii. Od razu zaczęli ją dokładnie oglądać ze wszystkich stron, jakby miała zaraz umrzeć i musieliby natychmiast odkryć co jej jest. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Hermiona nie podwinęła szpitalnej koszuli i nie ukazała światłu dziennemu nogi Sevii. Zarówno chłopak jak i dziewczyna skamienieli w połowie ruchu z przerażenie, połączonym z obrzydzeniem na twarzach. Mionie zaszkliły się lekko oczy, gdy patrzyła na to, co zrobił tej biednej, małej, wątłej osóbce wilkołak. "Ona na to nie zasłużyła..."-powtarzała ciągle w myślach, próbując ukryć łzy.
Uszkodzona część ciała Severki wyglądała okropnie. Głęboka Rana zamiast się goić zaropiała, a skóra wokół niej przybrała niezdrowy fioletowy kolor z licznymi zaczerwienieniami.
Pierwszy wybudził się z szoku Malfoy i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu McGonagall, ale zamiast niej znalazł kogoś innego, którego obecność ani trochę go nie uszczęśliwiła, a wręcz przeciwnie, rozzłościła. Smok zmarszczył gniewnie brwi i zacisnął mocno szczęki, aż na jego policzkach wyraźnie uwypukliły się mięśnie. Powoli odszedł od posłania, na którym, leżała jego siostra i ruszył w stronę znieruchomiałego na szpitalnym łóżku przystojnego DJ'a.
Kiedy był wystarczająco blisko, pochylił się lekko nad nim, nie chcąc się pobrudzić nieczystością tego "dzikusa" i zjechał go od stóp do głowy pogardliwym spojrzeniem.
-Nigdy ci nie wybaczą tego, śmieciu...-wysyczał szyderczo do śpiącego, niczego nieświadomego chłopaka.
-Panno Granger!-odwrócił się na dźwięk głosu nauczycielki transmutacji.
Już myślał, już miał nadzieję, że McSztywna chce zbesztać za coś tą kujonicę Granger, ale bardzo się zdziwił, kiedy zauważył, że wzrok profesorki jest skierowany prosto na niego.
-Ale ja nie...-już chciał zaprzeczyć, kiedy przypomniał sobie w czyim ciele teraz jest.
Uderzył się otwartą dłonią w czoło i szybko się zreflektował.-Nie, nic... 
Dyrektorka spojrzała na niego podejrzliwie, ale kontynuowała to, co wcześniej zaczęła mówić, a Draco odetchnął z ulgą.
-Co panienka zamierza zrobić panu Morrisonowi, że się tak nad nim pochyla?-spytała spokojnie.
-Zaraz... Mogłaby pani powtórzyć? Jak to coś się nazywa?-zapytał Draco ze śmiechem.
-Nie coś, tylko ktoś.-zbeształa go Minevra.-Morrison. Bożydar Morrison.
Draco stał przez chwilę nieruchomo, a potem nagle wybuchnął głośnym, niepohamowanym rechotem. to samo kilka metrów dalej stało się z Hemrioną.
-Bożydar! Na Salazara! Hahaha jak można tak skrzywdzić dziecko??? Hahahaha...-wyjękiwał z trudem poszczególne słowa, krztusząc się ze śmiechu.
McGonagall spojrzała na niego wręcz z pogardą i potępieniem, a następnie zwróciła się do Hemriony, przebywającej aktualnie w ciele Draco.
-Niech się pan tak nie cieszy, panie Malfoy. Jutro przyjeżdżają tu pańscy rodzice, by zobaczyć co z pańską siostrą.-oznajmiła z powagą.
-COOO???!!!

czwartek, 14 stycznia 2016

R.I.P Alan Rickman

Witajcie!
Pewnie większość z Was już o tym wie, ale dzisiaj 14.01.2016r zmarł w wieku 69 lat Alan Rickman-aktor grający w Harrym Potterze Severusa Snape'a.
Dla mnie osobiście Snape to byla druga ulubiona postać zaraz po Draco, a Alan idealnie wpasował się w tę rolę i odegrał ją perfekcyjnie!
Bardzo mi smutno z powodu jego odejścia.

R.I.P Alan Rickman [*]

Pozdrawiam
E.L.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Przepraszam...

Przepraszam, że naprawdę długo nie ma żadnego rozdziału, ale mam kilka powodów, by nie mieć czasu pisać. Otóż wcześniej wena się na mnie obraziła i sobie gdzieś poszła, a poza tym w szkole muzycznej miałam niemałe zamieszanie, bo były egzaminy. Teraz przez ten tydzień wystawiają oceny w gimnazjum, ale nie to jest głównym powodem. Biorę udział w konkursie na paczkę u JDabrowskiego i staram się teraz, by zrobić ją najlepiej jak potrafię, a jutro już powinnam ją wysłać.
Pocieszę Was, że rozdział jest prawie skończony i tylko brakuje kilku akcji, by wszystko dopełnić.
Oprócz tego zapraszam do brania udziału w ankiecie, która się znajduje na pasku po lewej.
Mam nadzieję, że uda Wam się wytrzymać jeszcze trochę.

Pozdrawiam
E.L.