piątek, 8 maja 2015

Zawieszam bloga!

Nawet nie wiecie jak trudno było mi napisać te dwa słowa...
Wcale Was nie opuszczam, tylko po prostu nie mogę pogodzić bloga z egzaminami. Nie rozstajemy się na długo (według mnie). Po pierwszym czerwca powinnam już mieć spokój i czas na pisanie. Wtedy wezmę się ostro do roboty. Ale, ale... Wy pewnie jesteście zdezorientowanie trochę, no bo jakie egzaminy są o tej porze? Przecież test szóstoklasisty i gimnazjalny był już dawno, a matury się kończą, lub skończyły (nie mam pojęcia). Otóż ja chodzę jeszcze do szkoły muzycznej. Gram na skrzypcach i od tego roku zaczęłam dodatkowy fortepian. Te przyszłe trzy tygodnie to będą prawie codziennie egzaminy, bo mam dwa instrumenty, test ze śpiewania, historia muzyki i teoria muzyki. Strasznie tego dużo, a ja mam czas do przygotowania się tylko w weekendy i późnymi wieczorami w tygodniu.
Przepraszam Was bardzo za to, że będziecie musieli tyle czekać. Po pierwszym czerwca (Wtedy mam egzamin ze skrzypiec.Po prostu cudownie! W Dzień Dziecka!) na pewno (w końcu) ukaże się ta nieszczęsna Miniaturka 3, która swoją drogą zajęła drugie miejsce w konkursie Katalogu Granger, w edycji z... marca? Nie pamiętam już... W każdym razie ukaże się wtedy ta miniaturka i jeszcze Libster Blog Award. Teraz nie będę miała czasu, żeby to wszystko napisać.
Na koniec chciałabym zachęcić do zaglądania do zakładki "Kącik muzyczny".
Więc do zobaczenia prawdopodobnie KILKA DNI PO PIERWSZYM CZERWCA!!!
Mam nadzieję, że wybaczycie  i to, ale ja po prostu nie mogę inaczej.

Pozdrawiam
E.L.

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 21 - Pozory mylą

Witajcie! Przepraszam za taką długa przerwę, ale wena nie spada z nieba, a mnie ostatnio jakoś opuściła. Chciałabym przede wszystkim zaznaczyć, że jeśli nie ma żadnej notki, żadnego rozdziału przez dwa tygodnie, miesiąc to nie znaczy, że was opuściłam. To znaczy, że powoli piszę rozdział, ale nie mam za dużo czasu lub weny. Jakbym miała zawiesić bloga, to bym Was poinformowała. Piszę to tylko tak na wszelki wypadek. Ten rozdział obfituje w wiele przemyśleń jednej takiej dziewczyny. Nie dziwcie się, że jej będą może nawet zbyt wygórowane, ale tak się dzieje, kiedy przez 1/4 rozdziału słucha się Adele-Someone Like You, a przez całą resztę Michael Jackson-You Are Not Alone. No dobra, obiecuję, że przez następny rozdział będę słuchać czegoś weselszego np: Michael Jackson-Beat It.
No dobra... Już Was nie zanudzam, bo pewnie już chcecie zacząć czytać rozdział.
Miłej lektury!!!

PS-W najbliższym czasie postaram się wstawić tę nieszczęsną Miniaturkę 3 i druga nominację do Libster Blog Award.

 PS-Jak pisałam ten rozdział to wpadłam na pomysł, by zrobić stronę "Kącik muzyczny". Umieszczałabym tam piosenki przy których pisałam i piszę. Co o tym myślicie?


Sekundę potem został brutalnie przygnieciony przez coś ciężkiego i dyszącego. Po chwili poczuł na szyi mocny uścisk, a napastnik usiadł na nim okrakiem. Jego przerażenie wzrosło, kiedy ta postać zaczęła go całować po całej twarzy! Próbował oderwać od siebie napastnika, ale jego ramiona były jakby przyszyte do jego szyi. Czuł na swoim ciele ciężar czegoś... ciężkiego, ale drobnego. Krzywił się za każdym razem, kiedy czuł tego kogoś usta na policzkach, czole, nosie, a nawet wargach! Jęknął głośno, kiedy uścisk na jego gardle się wzmocnił. Czuł, że powoli zaczyna mu brakować powietrza, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Robił się coraz bardziej siny, a przed oczami zaczęły mu latać czarne plamy. Podniósł rękę, ostatkiem sił odepchnął twarz oprawcy i wystękał z trudem:
-Duszę... się...
Od razu został uwolniony i usłyszał rozhisteryzowany, kobiecy głos:
-Na Merlina! Kochanie, nic ci nie jest? Przepraszam! Nie chciałam!
Draco pomasował sobie obolałą krtań i westchnął z ulgą. Podniósł się na łokciach i zmrużył oczy, próbując dostrzec w tych kompletnych ciemnościach dziewczynę. Po omacku sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej różdżkę. Wciągnął ją przed siebie i szepnął cicho:
-Lumos...
Na końcu magicznego patyka zaświeciło się światełko, oświetlając małe, zagracone pomieszczenie. Kiedy ujrzał postać wyłaniającą się powoli z ciemności pisnął głośno i zaczął na czworaka cofać się do tyłu. Niestety ucieczkę uniemożliwiło mu zderzenie plecami ze stertą pudeł, ze środkami czystości. Jak by tego było mało z samego szczytu spadło mu na głowę wiadro. Jęknął głośno z rezygnacją i poddał się temu co ma być. Po chwili kubeł został zdjęty z jego arystokratycznej, platynowej łepetyny. Jednak on, zamiast się z tego ucieszyć jęknął ponownie.
-Nic ci się nie stało, skarbie?-usłyszał ten znienawidzony, irytująco wysoki głos. Jak ona może sama ze sobą wytrzymać z takim gło... Nie. To nie był głos. To był przeraźliwy pisk.
-Odwal się ode mnie Parkinson! Nie podobasz mi się!-warknął i stał z podłogi, otrzepując spodnie z kurzu.
-Ależ kotku...
-Nie jestem twoim kotkiem! Nie interesujesz mnie! Nie kocham cię! Tak trudno to zrozumieć?!-krzyknął na całe gardło.
-Pansy od razu zrzedła mina i spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa, który nic nie zrobił. Po sekundzie powiedziała łamiącym się od płaczu głosem:
-To pójście ze mną na bal w czwartej klasie nic nie znaczyło?-spytała przez łzy.
-Nie!
-Ale to mnie wybrałeś na partnerkę!
-Bo byłaś pierwszą, lepszą, naiwną idiotką, która nawinęła się pod rękę!!!-wrzasnął i wyszedł na korytarz, trzaskając drzwiami.
Pannie Parkinson zatrzęsła się broda. Czuła się odrzucona jak nigdy wcześniej. Nikt jej nigdy tak nie zranił. Tyle lat znosiła jego humory i obelgi, a on jak się odwdzięcza? Krzykiem i niemiłymi słowami! Ona przecież też ma uczucia! Nie jest lalką, którą można się pobawić i porzucić!
W tej chwili całkowicie się rozkleiła. Z cichym, zrozpaczonym jękiem osunęła się na podłogę i zgięła nogi w kolanach. Objęła je ramionami i schowała między nimi głowę. Po chwili jej barkami wstrząsnął szloch, a jej czarne włosy błyszczały w świetle lamp, wpadającym przez uchylone drzwi.

***
Hermiona szła korytarzem z wyszczerzonymi do świata zębami. Była tak szczęśliwa, że aż ją to przerażało. W sumie to nawet nie wiedziała z czego się tak cieszy, ale uznała, że to nic nie znaczący szczegół.
Skończyli wieszać wszystkie dekoracje nawet przed czasem mimo, że Malfoy całkowicie ich olał i gdzieś sobie polazł. Miała teraz jeszcze trzy godziny do obiadu i nie wiedziała co robić, więc spacerowała po korytarzach Howartu. Nie miała żadnego towarzystwa, bo Harry i Ginny poszli na trening Quidditcha, Severia była na tyle dobra, że Wybraniec odpuścił jej ćwiczenia, więc pobiegła do dormitorium Miony pobawić się z Sorbet, a Blaise... Nie miała bladego pojęcia gdzie jest i co teraz robi. Zapewne poleciał do lochów ucałować z tęsknoty swój barek i teraz gdzieś się szlaja. Westchnęła ciężko i pokręciła z rezygnacją głową. Z kim ona żyje?
W pewnej chwili, przechodząc obok otwartych drzwi jednego z setek w tej szkole schowka, usłyszała jakieś dziwne odgłosy. Jakby ktoś... płakał? Zdziwiona zatrzymała się w pół kroku i cofnęła do źródła dźwięków. Ostrożnie, nie wiedząc czego się spodziewać zajrzała do środka. Po chwili jednak szybko schowała się za ścianą. Nie wierzyła własnym oczom! Była w głębokim szoku i tylko wytrzeszczała oczy. Po jakimś czasie postanowiła coś zrobić, bo nawet wiszące na przeciw obrazy zaczęły się jej podejrzliwie przyglądać. Przełknęła głośno ślinę i przymknęła na chwilę powieki po czym... weszła pewnym krokiem do środka. Stanęła w lekkim rozkroku nad trzęsącą się na podłodze Pansy. Ślizgonka podniosła na nią wzrok czerwonych od płaczu oczu i warknęła niemiło:
-Idź stąd Granger...
Hermiona już miała się posłuchać i zawrócić, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. "Co mi szkodzi?"-pomyślała optymistycznie i podeszła do Pansy. Usiadła obok niej na podłodze i popatrzyła na nią z zaciekawieniem w oczach. W pewnej chwili dotarło do niej, że Parkinson nie jest taka brzydka, tylko zawsze nosiła czarne, obcisłe ciuchy i metr gładzi szpachlowej na twarzy. Gdyby tak ubrać ją w jakąś kolorową sukienkę i zrobić jedynie ledwo zauważalny makijaż, to by była o wiele ładniejsza i wyglądała by bardziej przyjazna z wyglądu. Nawet nie zauważyła, że obiekt jej rozmyślań od jakiegoś czasu  gromi ją wściekłym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.
-Mówiłam, żebyś sobie poszła!-próbowała udawać groźną, ale pod koniec zdania głos jej się załamał i nowe łzy spłynęły jej po policzkach.
Herm jednak ciągle siedziała i nie wyglądała na kogoś, kto ma zamiar ruszyć się z miejsca w najbliższym czasie. Wręcz przeciwnie. Wyglądała jakby sobie przysięgła, że nie pójdzie nigdzie, dopóki nie dowie się o co chodzi.
Kiedy Ślizgonka miała trzeci raz na nią nawrzeszczeć szybko powiedziała:
-Nie jestem tu z litości.
-To po co?!-krzyknęła czarnowłosa.
-Bo jestem ciekawa co takiego doprowadziło twardą, niezniszczalną Pansy Parkinson do płaczu.-odpowiedziała spokojnie. Wiedziała, że dotrze do tej dziewczyny tylko i wyłącznie przez opanowanie.
-A co cię to obchodzi?! Nie powiem ci nic, bo od razu polecisz do tych swoich Gryfiaczków i wszystko im wypaplasz! Wiem jaka jesteś!!!-wydarła się przez łzy.
Miona przyjrzała się jej uważnie, przekrzywiając głowę. Pansy wyglądała co najmniej jakby jakiś chłopak ją rzucił. W dodatku przerażała ściekającą po całej twarzy, a przede wszystkim po policzkach tapetą.
-Jeśli uważasz, że bym takie rzeczy komuś wygadała, to nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.-powiedziała.
-To po co tu jesteś?-wyszeptała zdezorientowana Ślizgonka.
Nie rozumiała już kompletnie nic. Przychodzi do niej Granger nie wiadomo po co i... No właśnie... No i co? No i nic! Nie miała pojęcia o co jej chodzi! Wkurzona zmarszczyła brwi, a w tym czasie Hermiona odpowiedziała na jej pytanie:
-Chcę ci pomóc...
-Nie pomożesz mi! Mi nic nie pomoże! Tego się nie da naprawić!-Wybuchnęła, po czym zaczęła na nowo ze zdwojoną siłą płakać.
Herm nie zastanawiała się długo, tylko od razu objęła ją delikatnie. Pansy bardzo się tym zdziwiła. Nikt jej nigdy nie przytulał. Ba! Jej nawet nigdy nikt nie okazał miłości czy chociaż zainteresowania jej osobą. Po chwili, kiedy ochłonęła z lekkiego szoku gwałtownie wtuliła się w Gryfonkę, w swojego największego wroga. Teraz to Hermione zamurowało. Jak to się stało, że siedzi na podłodze w schowku na miotły z przylepioną do jej ciała Pansy Parkinson, która coraz bardziej moczy jej ubranie swoimi łzami? Życie jest naprawdę dziwne...
Po kilku minutach czarnowłosa uspokoiła się trochę i odsunęła lekko od Miony. Spojrzała na jej koszulkę i wyszeptała cicho:
-Przepraszam za bluzkę...
-Nic się nie stało.-uśmiechnęła się Herm.-To teraz może powiesz mi co się stało?-zapytała przyjaźnie.
-No dobrze...-westchnęła cichutko Pansy i założyła kosmyk czarnych jak noc włosów za ucho.
Za nim się obejrzała, opowiedziała Hermionie całą historię swojej nieszczęśliwej miłości. Mówiła o każdej obeldze, każdym zawodzie, a Herm słuchała uważnie, co jakiś czas kiwając lekko głową.
-...no i dalej już wiesz co się działo.-zakończyła Ślizgonka i otarła łzę z policzka.
-Może dasz sobie z nim po prostu spokój?-zapytała nieśmiało Gryfonka, a Pansy odwróciła się do niej z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
Przez chwilę Miona myślała, że dziewczyna na nią nawrzeszczy i wybiegnie na korytarz, ale tak się nie stało.
Czarnowłosa popatrzyła na nią swoimi dużymi oczami i szepnęła ledwo dosłyszalnie:
-Wiesz... Chyba masz rację... Powinnam przestać się za nim uganiać jak jakaś idiotka i znaleźć w końcu chociaż jedną przyjaciółkę.
-Jak chcesz, to ja mogę być twoją przyjaciółką.-uśmiechnęła się zachęcająco Herm.
Pansy otworzyła ze zdziwienia usta.
-Naprawdę?-zapytała z niedowierzaniem.-Bo wiesz... Ja nigdy nie miałam przyjaciółki...
-W takim razie najwyższy czas to zmienić!-zawołała wesoło Herm i przytuliła Ślizgonkę.
Ta od razu odwzajemniła uścisk. Uśmiechnęły się do siebie promiennie i wstały z zimnej posadzki. Chwyciły się za ręce i prawie w podskokach wyszły ze schowka. Pansy nie mogła uwierzyć w to, co się teraz działo. Jeszcze godzinę temu nienawidziła Hermiony z całego serca, a teraz są przyjaciółkami!
Od tej chwili zaczynała nowe życie, a poprzednie lata odkreśliła od reszty grubą linią.


***
Obudził się i od razu oślepiło go jasne światło. "Znowu nie zasłoniłem okna na noc..."-pomyślał i jęknął głośno. Zasłonił sobie ręką oczy i nagle coś do niego dotarło... Oni przecież w lochach nie mają okien! Gwałtownie otworzył oczy i usiadł na łóżku. Usłyszał bardzo rozbawiony chichot i już wiedział co to za dziwne światło i głos...
-Nott!-wrzasnął.-Po kiego grzyba ci ta latarka?!
W odpowiedzi usłyszał głośny wybuch niekontrolowanego śmiechu. Zmarszczył brwi i skrzywił się przeraźliwie, kiedy blask trafił prosto w jego biedne źrenice. 
-Wyłącz to cholerstwo1-krzyknął.-W ogóle, to po co ty to robisz?!
Theodor zaśmiał się cicho i zgasił latarkę.
-Chciałem zobaczyć twoją reakcję!-zachichotał.
-No to zobaczyłeś!-warknął.-Która godzina?
-W pół do jedenastej. Za pół godziny idziemy po stroje na bal do Hogsmeade.
-Aha... Okej...-mruknął i nakrył się kołdrą po sam czubek głowy.
-Smoku... Ty też idziesz... Musisz wybrać Hermionie sukienkę...-westchnął Theo
-Cicho siedź! Nie wymawiaj przy mnie tego imienia! Niech sobie sama tę kieckę wybierze!-spod kołdry wydobył się zirytowany głos.
-Wstawaj! I tak już zaspałeś na śniadanie! Dosyć tego!-warknął Nott i ściągnął kołdrę z przyjaciela.-Jazda do łazienki!
-Dobrze mamo...-mruknął sarkastycznie Draco

***
Dochodził powoli do grupy uczniów, która czekała przed bramą do Hogwartu. Jak mu się nie chciało łazić po sklepach z tą kujonką! Dobrze, że chociaż Diabeł i Severia będą w pobliżu, inaczej po pięciu minutach pewnie by wykitował...
Kiedy był już pośród rozgadanych nastolatków rzuciła mu się jedna z małych grupek. W jej skład wchodził Blaise, Severia, Hermiona, Potter i... Pansy?! A co ona tam robiła?!
Stanął jak wryty, nie wiedząc co robić. Od kiedy to Parkinson obejmuje Granger ramieniem i śmieje się z żartów Pottera? Przetarł oczy myśląc, że ma halucynacje. Jednak jego nadzieje po chwili prysły. To się działo naprawdę! Świat zwariował!
Podszedł bliżej i usłyszał strzępek rozmowy, a raczej wyznanie Pansy:
-Wiesz Potter... Nie jesteś taki za jakiego cię miałam.
W tej chwili myślał, że dostanie palpitacji serca i będą musieli go zabrać do Munga.
-O, Smok! Chodź tutaj!-w tym czasie Zabin i go zauważył i zawołał.
Westchnął ciężko i ruszył w ich stronę. Gdy Pansy go zobaczyła, wzięła pod ramię (ku jego wielkiemu zdumieniu) Harrego i ruszyła w stronę Hogsmeade. Dopiero teraz zobaczył, że wszyscy oprócz ich grupy już poszli. Po chwili on również zmierzał w stronę niezliczonej ilości sklepów, wraz z Diabłem, Severią i Hermioną.

***
-Dobra!-zakomenderowała Severia.-To ja i Blaise idziemy do sklepu z sukniami, a ty Miona zabierz mojego brata na poszukiwanie garnituru.
-Za jakie grzechy...-jęknął Smok.
-Mi tam pasuje!-uśmiechnął się Zabini.
-Bo ty nie jesteś normalny!-krzyknął Draco.
-Spokojnie.-powiedziała Herm.-Malfoy! Chodź do tego sklepu!
Dracon wywrócił oczami i powlókł się za Hermioną do najbliższego salonu.

***
-Przymierz jeszcze ten!-powiedziała Herm, podając Smokowi kolejny wieszak.
-Ale ja nie chcę...-Draco marudził jak małe dziecko.-To już piętnasty!
-Dobra! Skoro tak jęczysz, to sama ci kupię garnitur, a ty idź do tego sklepu po drugiej stronie ulicy po suknię dla mnie!-Herm wkurzyła się na maksa.
Od trzydziestu minut ględził jej nad uchem, że ten garnitur ma brzydki kolor, ten za ciasny, tutaj coś odstaje... Myślała, że krew ją zaleje, kiedy pokazała mu bardzo fajną koszulę, a on nawet na nią nie patrząc stwierdził, że mu się nie podoba.
Kiedy w końcu drzwi się za nim zatrzasnęły odetchnęła głęboko z ulgą. Sama mu coś wybierze.
Rozejrzała się dookoła. Ile tu było ciuchów! Jej wzrok zatrzymał się na białym komplecie z niebieską koszulą, który wyglądał jak żywcem wyjęty z teledysku Smooth Criminal mugolskiego piosenkarza Michaela Jacksona. Uśmiechnęła się na widok dołączonego do stroju nieodłącznego kapelusza. Jednak nie zdecydowała się na kupno tego kostiumu mimo, że zachwycał. Uważała, że w biały ubraniu Malfoy ze swoimi platynowymi włosami i bladą skórą wyglądałby co najmniej jak trup, ostatecznie zombie. Westchnęła ciężko. Czarnego garnituru też mu nie weźmie, bo to nie będzie przecież pogrzeb. Nagle zauważyła coś kątem oka. Odwróciła się w stronę interesującego ją obiektu i wielki uśmiech wypłynął jej na twarz. Tak! Miała już strój dla Malfoy'a!

***
Draco błądził pomiędzy stojakami z sukniami. Nie miał pojęcia co wybrać. Żadna z tych kreacji nie była według niego odpowiednia. Dopiero od piętnastu minut był w tym sklepie, a już mu się odechciewało. W dodatku wszędzie, gdzie nie spojrzał było pełno dziewczyn ze swoimi partnerami, które piszczały i rozpływały się nad każdą z tych kiecek. Przecież to tylko kawałki materiału! Nigdy żaden facet nie zrozumie kobiet...
Westchnął ciężko i zaczął przeglądać jak mu się zdawało chyba już setny stojak ze strojami. W pewnej chwili natrafił na coś, co przykuło jego uwagę. Spomiędzy ciężkich, balowych sukni wyciągnął lekką, czarną sukienkę. Była wyjątkowa. W niczym nie przypominała tych wszystkich kreacji, które w życiu widział, a widział ich naprawdę dużo. Na pierwszy rzut oka była bardzo prosta, ale miała to coś.
Miała jakby dwie części. Pierwsza to była zwykła, czarna sukienka bez ramiączek, sięgająca do połowy uda. Za to spod niej jakby wypływała druga część. Była zrobiona z pół przezroczystego,czarnego materiału. Sięgała do samej ziemi i była leciutko rozkloszowana. Jednak nie to go w niej urzekło. Zachwycił go jeden szczegół. Pół przezroczysta część sukni była plisowana na całej długości.
Musiał ją kupić! Musiał ją mieć! Gdyby jej nie wziął nigdy by sobie tego nie wybaczył!